Artykuły

Ryzykowny pomysł

Więc jednak wszystko jest - trzeba zawołać za Witkacym, gdy nagle - w świetle reflektorów -Tomek Stańko pojawia się ria scenie Teatru Wielkiego.

Ten znakomity muzyk jazzowy z równym powodzeniem grający w eksperymentalnej orkiestrze Krzysztofa Pendereckiego, nagrywający z grupami rockowymi (Maanam, SBB), Adamem Makowiczem czy Krzysztofem Komedą - teraz prezentuje się nam jako kompozytor muzyki baletowej. W komentarzu do "Nienasycenia" Adam Szulc pisze:

"Prezentowana na scenie Teatru muzyka jest swego rodzaju debiutem Stańki, który wprawdzie stworzy! wiele kompozycji, lecz ich znaczenie w muzyce jazzowej jest bardzo specyficzne. Są one punktem wyjścia do własnej interpretacji i przede wszystkim improwizacji. Muzyka baletowa stanowi zaś jedną zamkniętą całość."

Jak można było się spodziewać po uczestniczących w nagraniu wraz z Tomkiem Stańką instrumentalistach (J. Skowron, T. Szukalski, A. Apostolis, Dave Holland, W. Szczurek) muzyka jest rzeczywiście w najlepszym gatunku. Niestety, to co dzieje się na scenie, stwarza dla niej żenujący dysonans.

"(...) Nic psiakrew nie działo się po prostu - wszystko było pokłębione, poplątane, skiełbaszone, jak naumyślnie przyprawiona przez złego ducha piekielna życiowa sałatka". Tak pisał Witkiewicz w "Nienasyceniu" - tak też działo się na scenie.

W pierwszej części baletu tancerze miotali się straszliwie, przypominając raczej trupę podpitych jegomościów z podmiejskiej knajpy - co to wiadomo - krzywdy sobie nie zrobią, bo za dobrze się znają, ale z przyjemnością poszturchują się, szarpią, pchają jeden drugiego, by w ostatniej chwili złapać za połę i nie pozwolić upaść.

Tancerek z Teatru Kwintofrona Wieczorkiewicza nie powstydziłaby się sama Olga Lipińska Z baletem jest, niestety, tak, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, by kiedykolwiek wszyscy machnęli równo choć jedną nogą. Z całą pewnością nigdy nie dorówna ona Kompanii Honorowej WP.

Część druga przedstawienie "Appendix", czyli "wizje peyotlowe" według "Narkotyków" pod względem choreografii znacznie przewyższa "szamoczącą się" część pierwszą. Pani Zofii Rudnickiej (solistka baletu) udało się zrealizować wiele ciekawych pomysłów - żywych i działających na wyobraźnię (świetnie "zatańczone" morze, po raz pierwszy widziałam "mózg" w teatrze). Jest to jej debiut, pierwszy spektakl wykreowany samodzielnie od początku do końca.

"Narkotykom" towarzyszy tekst, który bardzo zakłóca odbiór, choć Marek Walczewski dysponuje nienaganną dykcją. Czytanie fragmentów "Wizji" jest zabiegiem dość prymitywnym: "żeby dzieci zrozumiały, co się do nich tańczy. A przecież jeśli ktoś nie czytał, to być może zobaczy na scenie coś innego, nowego, własnego. Dlaczego wszystko ma być do końca dograne, dopowiedziane?

Od pewnego czasu teatry, których nazwa kojarzy się z repertuarem klasycznym, czyli - w pojęciu młodych odbiorców anachronicznym - próbując przełamać tę klasyfikację, artystyczną przynależność - ni z gruszki, ni z pietruszki strzelają jakimś superawangardowym hitem (historyczny już dzisiaj spektakl "Balladyny" w Teatrze Narodowym").

Zamiast awangardowe - owe hity okazują się jednak tylko mierne, kiczowate, tandente i niedopracowane, a zestaw skojarzeń scenograficznych wciąż ogranicza się do kolorowych czubów i papuzio pstrych obszernych szmatek.

Być może teksty punkowe w Teatrze Dramatycznym (przedstawienie "Która godzina") i Witkiewicz w Operze są swego rodzaju signum temporis, ale... Spektakl obliczony na wielki aplauz młodzieży przysporzył "Dramatycznemu" sporego deficytu, a u widzów spowodował duży niesmak. Dowiódł, że to, co autentyczne w ciasnych klubach, na byle jak, z nieoheblowanych desek zbitych scenach lub choćby w garażach - przestaje mieć jakikolwiek klimat, nośność i sens, gdy zostanie wyreżyserowane, zaaranżowane, zagrane.

Mam wrażenie, że od pewnego czasu nieporadnie i na siłę wciąga się młodzież do tak zwanego życia kulturalnego, robiąc spektakle pod nastolenią publiczkę. Oczywiście unika się skrzętnie dopisywania na afiszach "spektakl dla młodzieży", bo wtedy wiadomo - nikt by nie przyszedł. Rolę "wabia" grają teksty (najchętniej Stachura, Hłasko, Bursa, Wojaczek i Witkiewicz) oraz muzyka - najlepiej alternatywna nowofalowo-punkrokowa, jazz.

Jestem przekonana, że młodzi ludzie przyszliby chętnie na rewelacyjnie wystawioną operę Mozarta czy Musorgskiego albo na balet Czajkowskiego, ale, niestety - dobrze zagrać klasyków to dla nas zbyt trudne. Z niecierpliwością czekam więc na operę do muzyki zespołu Sex Pistols i balet według Niny Hagen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji