Artykuły

Sen kupiony u dilera

"Życie jest snem" w reż. Kuby Kowalskiego na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Zycie jest snem" Pedra Calderona de la Barki to tekst klasyczny: jeden z najważniejszych dramatów hiszpańskich i arcydzieło baroku. W gdańskim przedstawieniu wybrzmiał on niezwykle świeżo, dzięki współczesnemu tłumaczeniu Jarosława Marka Rymkiewicza.

Główną oś fabuły stanowią tu losy Segismundo, syna króla Basilio, który całe swoje życie spędza zamknięty w odosobnieniu, wieży-więzieniu na pustkowiu. Trafił tam już jako niemowlę, wskutek wróżby, według której miałby być okrutnym i krwawym tyranem. Basilio po latach zaczyna jednak żałować swojego pomysłu uwięzienia syna i na jeden dzień - "na próbę" - osadza go na tronie. Segismundo okazuje się jednak królem porywczym i bezlitosnym. Uśpiony po nieudanym "eksperymencie" trafia z powrotem do wieży. Tam słudzy króla przekonują Segismundo, że dzień spędzony w pałacu był tylko snem. Po pewnym czasie w królestwie wybucha rewolucja, powstańcy osadzają Segismundo na tronie. Ten jest już władcą odmienionym i wybacza swojemu ojcu uwięzienie. W tle tych wydarzeń rozwija się historia związku księcia Astolfa i infantki Estrelli oraz tajemniczej Rosaury, która przybywa na dwór ze sługą błaznem Clarinem, dokonać zemsty.

Spektakl na podstawie tego tekstu w Teatrze Wybrzeże przygotował duet Julia Holewińska (dramaturgia) i Kuba Kowalski (reżyseria) - autorzy między innymi bardzo udanych "Ciał obcych" (nominowanych do nagrody w zakończonym 1 marca plebiscycie "Gazety" Sztorm Roku). W swoim przedstawieniu pozostawili oni praktycznie całą fabułę hiszpańskiego dramatopisarza, wzbogacili ją jednak o sporo nowych pomysłów.

Holewińska i Kowalski skwapliwie korzystają z faktu, że Calderon akcję swojej sztuki - nie dbając jednak o zachowanie realiów geograficznych czy historycznych - umieścił w... Polsce. Mamy zatem w spektaklu szereg aluzji do naszej współczesności. Choćby hasło o "Polsce - niegościnnym kraju" wchodzącego na scenę w kobiecym stroju Clarina trudno czytać inaczej niż jako zgryźliwy komentarz do odrzuconej w Sejmie ustawy o związkach partnerskich. Ale już dużo poważniej wybrzmiewają sceny, w których obejmujący władzę Segismundo (wprowadzony na tron przy wyśpiewanym fragmencie "Mazurka Dąbrowskiego") zaczyna okrutnie pomiatać swoimi poddanymi.

Arogancja rządzących nie jest jedynym tematem dodanym czy uwypuklonym przez autorów "Życie jest snem" w Teatrze Wybrzeże. W spektaklu pojawia się ich więcej - może nawet momentami zbyt dużo, i nie wszystkie w pełni mogą wybrzmieć. Mamy zatem między innymi poruszaną tematykę genderową (której poświęcone są już całe "Ciała obce"), zawód neoliberalną gospodarką czy relatywizm współczesnego świata.

Jednak głównym motywem spektaklu, oczywiście za Calderonem, jest metafora życia jako snu. U Calderona cala skomplikowana historia kończy się happy endem. Holewińska i Kowalski kończą spektakl nieoczekiwanie, niepokojąco urywając historię w jej kulminacyjnym momencie - jakby wyrywając widzów z fikcji, z sennego marzenia. W wybrzeżowym przedstawieniu pojawia się też bardzo ciekawy pomysł snów sprzedawanych przez dilerów niczym narkotyk; snów, które przenoszą bohaterów do lepszego świata, w który mogą zrealizować swoje najskrytsze marzenia i chorobliwe fantazje czy po prostu "być sobą". I tu dochodzimy do sedna trójmiejskiego "Życie jest snem" - spektakl przede wszystkim jest opowieścią o poszukiwaniu tożsamości. Bo problemy z określeniem siebie mają praktycznie wszyscy bohaterowie przedstawienia: Segismundo (który raz jest osamotnionym więźniem, raz królem), Rosaura (która nie zna swojego ojca) czy androgeniczny Clarin.

Cała akcja toczy się w ascetycznej, białej przestrzeni; całą scenografię Katarzyny Stochalskiej stanowi kilkupiętrowa konstrukcja, która umownie odgrywa wieżę i pałac, ale jest jednocześnie labiryntem, w którym poruszają się bohaterowie. Fragmenty konstrukcji służą także za ogromne ekrany, na których wyświetlane są wizualizacje; także na nich pojawia się król Basilio (Krzysztof Gordon) rozmawiający z innymi bohaterami. Z prostą scenografią kontrastują efektowne, wystylizowane (czy wręcz przestylizowane) kostiumy.

Kuba Kowalski powtarza w "Życie jest snem" udany pomysł z "Ciał obcych" - muzyka nie jest odtwarzana z nagrania, ale wykonują ją artyści na scenie. Efekt ponownie jest świetny, chociaż tym razem słyszymy wyłącznie instrumenty smyczkowe - na scenie grają Edyta Czernowicz (wiolonczela) i Julia Ziętek (skrzypce). Kompozycje Piotra Maciejewskiego, choć może momentami są przesadnie ilustracyjne, świetnie budują nastrój przedstawienia.

Reżyseria Kowalskiego po raz kolejny jest efektowna, wręcz nonszalancka, kipi pomysłami i scenicznymi gagami - budowanymi najprostszymi środkami, ale oryginalnymi i ciekawymi (jak choćby stosunek płciowy odegrany tylko przez klaskanie, okrzyk i splunięcie). Sporo w "Życie jest snem" także popkulturowych żartów i aluzji, jak choćby odwołania do kina Quentina Tarantino czy Pedro Almodovara. Pomimo lekkiego i nieco zdystansowanego tonu reżyser nie boi się klasycznych monologów (potraktowanych jak najbardziej poważnie) czy poruszającej sceny miłosnej w finale.

Kowalski już w swojej "Zwodnicy" udowodnił, że świetnie potrafi poprowadzić aktorów. W "Życie jest snem" fenomenalną kreację buduje Piotr Biedroń. Jego Clarin to postać niezwykła: transwestyta i prostytutka, bohater kiczowaty, campowy, komiksowo przerysowany, ale jednocześnie mocno stąpający po ziemi i trzeźwo myślący. Biedroń z niesamowitą swobodą i wielką werwą wciela się w tę androgeniczną postać. To rola naprawdę wyśmienita, jednak Biedroń niestety momentami zabiera "przestrzeń" koleżankom i kolegom, grającym subtelniejszymi środkami. A tu wyśmienitą pracę wykonała Justyna Bartoszewicz. Jej Rosaura jest postacią wielopoziomową, choć zbudowaną chwilami nawet na krzyku, to jednak wyciszoną i subtelną. Aktorka korzysta z szerokiego wachlarza środków aktorskich, przy tym nie szarżując i unikając efekciarstwa. Z obsady wyróżnić też trzeba Michała Jarosa jako Segismundo, niezwykle skupionego Michała Kowalskiego jako Clotaldo oraz Annę Kociarz jako Estrellę.

"Życie jest snem" w reżyserii Kuby Kowalskiego to spektakl bardzo udany. Nieczęsto się zdarza, by teksty dopisane współcześnie do dzieła klasycznego, brzmiały tak sensownie i spójnie, jak w tym przypadku. To teatr nowoczesny, odważny, przemyślany, efektowny i inspirujący, ciekawy plastycznie i świetnie zagrany. Czego można chcieć więcej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji