Artykuły

Zaprotokołowano w "Hutmenie"

Sztuka Aleksandra Gelmana "Protokół z pewnego zebrania" robi prawdziwą furorę. Odbyła się właśnie jej druga już dolnośląska premiera.

"Protokół" jest sztuką interesującą z wielu względów, głównie jednak dlatego, że nie w krzywym wcale zwierciadle ukazuje kawałek prawdy o współczesności, fakty i problemy, z którymi spotkać się można nie tylko na terenie wielkiej budowy. Stwierdzenie to dotyczy w równej mierze zjawisk pozytywnych (na przykład: postawa siedemnastoosobowej ledwie - i nie do końca solidarnej - grupki potrafi przecież spowodować prawdziwe trzęsienie ziemi w potężnym kombinacie, albo: od własnych 350 rubli dojść można do głębokiej analizy ekonomicznej - taka bowiem była bez wątpienia droga brygady Potapowa). Z drugiej jednak strony obserwujemy mechanizm kończenia ludzi niewygodnych: od łagodnej "ojcowskiej" perswazji, poprzez posądzenie o prywatę, kwestionowanie kwalifikacji, oskarżenia o rozrabiactwo, pijaństwo, intryganctwo (z nieodłącznym: kto za nim stoi, kto soę za tym kryje) po krzyk, a wreszcie próby rozczulenia własnym, garbatym losem - kiedy już braknie argumentów. Tyle o tekście.

Usprawiedliwimy tytuł: Wrocławski "Protokół pewnego zebrania" przygotował zespół Teatru Polskiego, ale premiera odbyła się w sali konferencyjnej "Hutmenu", a kolejne przedstawienia grane będą także poza siedzibą, w innych zakładach pracy, a więc w "warunkach polowych". I pono w ten sposób zainaugurowano działalność "trzeciej sceny" - "bezdomnej", a raczej "wędrownej", która trafiać ma do widza różnych środowisk, niemal dosłownie "przy warsztacie pracy". Inicjatywa ponad wszelką wątpliwość cenna.

Cenna była także (i to drugie usprawiedliwienie tytułu) zorganizowana ad hoc dyskusja z aktywem "Hutmenu". Rozmowa nie tylko potwierdziła, jak bliskie są nam problemy, które niesie ta sztuka, nie tylko udowodniła, że właśnie "naturalne" warunki sali konferencyjnej wspierają tekst autentyzmem, pozwalają bardziej się zaangażować a nawet utożsamić, ale też wykazała, że "Protokół" nie jest tylko "agitką" czy "plakatem", że każdą niemal postać interpretować można bardzo rozmaicie.

I gdyby przedsięwzięcie traktować wyłącznie jako fakt kulturalny, społeczny, może nawet polityczny, sprawa byłaby jednoznaczna. Warstwa realizacyjna budzi jednak pewne wątpliwości. Grzegorz Mrówczyński dokonał radykalnych i słusznych w zasadzie skreśleń (choć żal mi trochę robiącej na drutach operatorki dźwigu), trafił też w klimat, w "dramaturgię" zebrania, ale nie zawsze potrafił wyzwolić wykonawców ze scenicznej stylistyki. Uwaga dotyczy zwłaszcza dwu aktorów doświadczonych, a w widowisku pierwszoplanowych - Ferdynanda Matysika (Batarcew Bogusława Danielewskiego (Ajzatullin). O sukcesie może natomiast mówtć Andrzej Wilk - skupiony i prawdziwy Potapow - Jerzy Z. Nowak (Lubajew) nie dlatego, że do krytyków o wyrozumiałość apelował, ale ze względu na jednoznaczną niechęć jaką wśród zebranych wzbudził do odtwarzanej przez siebie postaci. Niech wolno jeszcze będzie wymienić Tadeuszów: Skorulskiego (Komkow) i

Kozłowskiego (Zjubin), Mariusza Puchalskiego (Żarikow) i Piotra Kurowskiego (Frołowski).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji