Artykuły

Wodzu, chodź z nami na wolność

- Dopóki jeszcze szare komórki działają i tekst można opanować na pamięć, a w stawach nie trzeszczy tak strasznie, że to mikrofony łapią, trzeba grać - mówi FRANCISZEK PIECZKA, który po kilkuletniej przerwie wraca na scenę rolą w "Wariacie i zakonnicy" w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Aktor po kilkuletniej przerwie wraca na scenę rolą w "Wariacie i zakonnicy" Witkacego. Premiera dziś w teatrze Powszechnym.

Remigiusz Grzela: Rola prof. Walldorffa, którą ma pan w "Wariacie i zakonnicy", jest niewielka.

Franciszek Pieczka: Niejestem pożeraczem ról. Mój znakomity profesor Aleksander Zelwerowicz mawiał, że nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy. Profesor Walldorff to psychoanalityk, starszy pan o poglądach zachowawczych. Nie wiadomo, kto jest wariatem w tym przedstawieniu: czy terapeuci, czy pacjenci. Podobno to najbardziej osobista sztuka Witkacego.

Właśnie o wątki osobiste chciałbym pana zapytać. Zbigniew Zapasiewicz, co mnie, jako prowadzącego rozmowę z panem, kompletnie przeraziło, powiedział, że gdzieś po pięćdziesięciu latach znajomości pan się trochę przed nim otworzył. To prawda?

- Nie wiem, czy byłem taki nieprzystępny. Nam się pięknie razem pracowało. Ostatnią znaczącą rolę miałem w Teatrze Powszechnym w "Słonecznych chłopcach", gdzie ze Zbyszkiem Zapasiewiczem graliśmy starych przyjaciół, aktorów, którzyjeszcze konkurują, chociażjuż są starcami, kochają się i nienawidzą, jak to bywa i w sztuce, i w życiu.

A to prawda, co mówił Zapasiewicz, że pan na pierwszą próbę przychodzi w pełni przygotowany?

- Moje aktorskie credo brzmi: daj emocje, poprzez emocje doprowadź do skojarzeń intelektualnych. Bo aktor na scenie to żywy człowiek, który oddziałuje na innego żywego człowieka na widowni. Nazwałbym siebie aktorem spontanicznym. Lubię, kiedy coś w roli jest niedopowiedziane. Bo jeżeli już sobie wszystko powiemy, to po jakiego diabła mamy to jeszcze grać? My, aktorzy, dostajemy materiał, na kanwie którego przemycamy swoje

myśli, emocje, przeżycia, spostrzeżenia o otaczającym nas świecie. I to mnie w teatrze interesuje. Nie lubię być manipulowany. Wyczuwa pan, kiedy reżyser coś kombinuje?

- Bardzo lubiłem pracować z Konradem Swinarskim. Siedział w którymś rzędzie i kiedy aktorowi coś poszło dobrze, to po prostu się widziało albo czuło, jak Konrad jest szczęśliwy, jak gdyby mu 1000 zł do kieszeni włożyli. Nie lubię, kiedy na widowni siedzi reżyser, tzw. mędrca szkiełko i oko. Raczej wiara i czucie mówią do mnie, jak powiedział klasyk.

Przeczytałem gdzieś, że rok, na którym studiował pan w szkole teatralnej, był "kabaretowy". Co to znaczy?

- Tydzień temu byłem w Szkole Teatralnej wWarszawie. Kiedy zobaczyłem ten długi korytarz, przypomniałem sobie historię z 1953 r, kiedy opuścił nas "nieodżałowany Josif Wissarionowicz Stalin". Postawiono na korytarzu jego popiersie, z boku jakieś kalie, żeby to wyglądało poważnie. Mieliśmy obowiązek przy tym popiersiu Stalina stać na warcie, jeden zjednej strony, drugi z drugiej. Miny musiały być marsowe, bo to taka straszna tragedia była, że ten Stalin nas opuścił. A Zdzisio Leśniak, kiedy stałem z Wieśkiem Golasem na tej warcie, klęka przed popiersiem, bije się w piersi i mówi: - Boh pomiłuj. Gdybyśmy parsknęli śmiechem, wylecielibyśmy ze szkoły.

Albo historia z Felicją Tiberger. Fela mówi: - Jak dostanę stypendium, to sobie kupię manillę. Manilla to była czekolada dwustugramowa Wedla. Myśmy powiedzieli: - Fela, jeżeli ty to schrupiesz zajednym razem, to my ci fundujemy. Przychodzi stypendium, supłamy grosiki, kupujemy czekoladę. Fela staje i chrupie. Donieśli. Została wezwana: - Koleżanko, robotnicy tak ciężko pracują, żebyście mogła otrzymywać to stypendium, a wy wpieprzacie, za przeproszeniem, całą czekoladę? I wstrzymali jej stypendium na dwa miesiące, karnie.

Panował wtedy socrealizm w formie i w treści. Ten gorset był bardzo mocny, ale myśmy się z tego wyłamywali. Kiedy były urodziny Aleksandra Zelwerowicza, który był dziekanem wydziału aktorskiego, robiliśmy program artystyczny "dla dziadka", jak go nazywaliśmy. Jeden z profesorów, Kazimierz Rudzki, mówił: - Boże święty, żeby tak to można było pokazać na prawdziwej

estradzie! Nie można było, bo by cenzura nie puściła. Na bazie tych programów powstał później kabaret "Koń".

Skoro o dziadku Zelwerowiczu mowa, przyszedłem do Szkoły Teatralnej, kiedyjuż się rozpoczął rok akademicki. Przedtem byłem na Politechnice w Gliwicach. Ale pewnego dnia szaj-ba mi odbiła. Skąd ta wolta?

- W Katowicach zetknąłem się z zespołem rapsodycznym i kiedy zostałem od niego odseparowany, bo wylądowałem na Politechnice, czegoś mi brakowało. Ojciec uważał, że inżynier to jest fach, a artysta? No, ale kiedy zostałem aktorem, zmienił zdanie i mówił: - Przecież po mnie odziedziczył.

To prawda, że ojciec w restauracji Pod Złotą Rybką podgrywał?

- Urodziłem się w miejscowości Godów, niedaleko Cieszyna. Tam amatorskie zespoły teatralne były bardzo żywe i mój ojciec występował właśnie w takim zespole.

Czy aktor dużo płaci za swój zawód?

- Jest taka scena w "Żywocie Mateusza", kiedy Mateusz tonie. Reżyser, Witek Leszczyński, mówi: - Wesz, jest tak przezroczysta woda, głębia trzy metry, na dole są wodorosty, piękne rybki pływają. Ty powoli będziesz tonął, otwarte oczy, kamery z łodzi będą na to patrzeć, a ty tak powoli zejdziesz aż na dno. Mówię: - Aż na dno? Trzy metry, a co potem? - No, potem to jakoś się odbijesz i wypłyniesz. Mówię: - Dobrze, ale niech mi to najpierw pokaże któryś z kaskaderów. Nikt się nie znalazł. W końcu mówię: - Witek, kręć, ja tonę. Schodzęjakieś pół metra, metr i ta woda mnie "pum" w górę i wyskakuję. Witek mówi: - No, co ty robisz? Mówię: - Chcę utonąć, nie mogę. Jeszcze raz schodzę i znowu "pum" do góry. Więc przepasano mnie z tyłu, przypięto żyłkę nylonową, zatopiono kotwicę, przez oko kotwicy przeciągnięto żyłkę, a na łodzi stało dwóch facetów, którzy mieli tę linkę ciągnąć. Potworne uczucie, kiedy od spodujest się wciąganym w wodę. Pytam: - Dobrze, ale jak będę na dole, a nie daj Boże coś będzie nie tak? - A tu jeden z bhp będzie stal z bosakiem, on cię dźgnie i wyciągnie. Kręcimy. Zagrałem przepięknie, w moim odczuciu oczywiście. Jestem na dole, próbuję się odbić i nic. Nie mogę wypłynąć. Już łyknąłem wody. I nagle odezwał się instynkt samozachowawczy. Szarpnąłem tak mocno, aż zerwałem tę całą linkę. W ogóle nie weszło to do filmu. A było takie naturalistyczne. Wróćmy do teatru. Jedną z pana najważniejszych ról w Powszechnym był Wódz Bromden w "Locie nad kukułczym gniazdem".

- Ten spektakl dawał widzom niezwykłe emocje. Tamjest takie zdanie, kiedy mój bohater chce się wydostać ze szpitala psychiatrycznego, co się nie udaje, i mówi: "Ale próbowałem...". Jako Wódz Bromden wyrywałem skrzynkę elektryczną, biegłem przez całą widownię aż na foyer i tam łapali mnie pielęgniarze, żeby mnie z powrotem zawlec do szpitala wariatów. Wtedy widzowie już wychodzili, a byli tak emocjonalnie naładowani, że skoczyli do tych pielęgniarzy, żeby ich pobić. Ktoś powiedział: - Wodzu, chodź z nami na wolność! Musieliśmy z tego zrezygnować, bo publiczność by zlinczowała moich kolegów. Wszyscy mieliśmy wtedy ogromną potrzebę wolności.

Zmieniła się rzeczywistość, a ja ciągle kocham grać. Dopóki jeszcze szare komórki działają i ten tekst się opanowuje, a w stawach nie trzeszczy tak strasznie, że to mikrofony łapią, trzeba grać. Nawet 90 lat jak Solski, Stary Wiarus.

FRANCISZEK PIECZKA

Mateusz w "Żywocie Mateusza" w reżyserii Witolda Leszczyńskiego, niemiecki fabrykant w "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy, karczmarz w "Austerii" w reżyserii Jerzego Kawalerowicza, Siersza z "Perły w koronie'1 Kazimierza Kutza, Jancio Wodnik w filmie Jana Jakuba Kolskiego. I wreszcie Gustlik z serialu "Czterej pancerni i pies" w tym roku obchodzi swoje 85-lecie. Z tej okazji wraca do teatru, na scenę Teatru Powszechnego, z którą związany jest od 1975 r. Dziś w Powszechnym premiera "Wariata i zakonnicy" Witkacego w reżyserii Igora Gorzkowskiego. Franciszek Pieczka zagra profesora Walldorffa.

Fragmenty rozmowy, która odbyła się w poniedziałek w naszej redakcyjnej klubokawiarni w cyklu "Film, muzyka, teatr w Gazeta Cafe".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji