Artykuły

Pierwsze "Manatki" spakowane

"Pakujemy manatki" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Anna Fit w Gazecie Wyborczej - Lublin.

W sobotę mieliśmy okazję zobaczyć jubileuszową, 500. premierę w lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy. "Pakujemy manatki. Komedia na osiem pogrzebów" w reżyserii Artura Tyszkiewicza zafundowała zasiadającym na widowni emocjonalny rollercoaster i okazała się dobrym pretekstem do snucia refleksji nad życiem i przemijaniem - jakkolwiek górnolotnie to brzmi.

Reżyser już po raz trzeci zmierzył się z twórczością Hanocha Levina, a po raz pierwszy sprowadził ją na deski lubelskiego teatru. Udowodnił tym samym, że twórczość izraelskiego dramaturga jest bardzo uniwersalna, a w jego postaciach każdy z nas może doszukać się cząstki siebie.

W ciasnej i dusznej prowincji krzyżują się charaktery i życiorysy postaci, które nie za bardzo potrafią kierować swoim życiem. Spotykamy m.in. często zaglądającą do lodówki kobietę, której planem na najbliższą przyszłość jest sprowokowanie wymiotów, rodzinę, która za wszelką cenę próbuje pozbyć się zbędnego balastu w postaci babci, łamiącego serca tandetnego casanovę z Ameryki Południowej oraz młodych ludzi poszukujących miłości i sensu życia. Wszyscy oni bardzo różnią się od siebie, ale jest coś, co ich łączy - czują się ograniczeni i samotni w przestrzeni, w której przyszło im żyć.

Niektórzy bohaterowie godzą się z losem i przyjmują życie takim, jakie jest, inni marzą o tym, aby wyjechać w poszukiwaniu bliżej nieokreślonej ziemi obiecanej. Wierzą, że prawdziwe życie toczy się zupełnie gdzie indziej - w "Szwicerii", gdzie prostytutki mają więcej klientów (zwanej też Szwajcarią, gdzie mieszka mityczna ukochana), w Londynie, gdzie jest więcej dobrych filmów i muzyki, czy Istambule, gdzie kobieta może być rozpieszczana przez młodych mężczyzn. Dlatego kilkoro z nich decyduje się spakować manatki i poczekać na autobus do lepszego świata.

Wyjazdy, powroty, mniej lub bardziej przypadkowe spotkania i życiowe tragedie determinują ich losy i nie pozwalają osiągnąć szczęścia i spełnienia. Kolejne pogrzeby wstrząsające lokalną społecznością uświadamiają im, że jedyne, co na nich czeka, to beznadziejna egzystencja i śmierć. Próbują sobie jakoś radzić z rzeczywistością, ale wychodzi im to różnie. Nina porzuca jąkającego się chłopaka na rzecz poznanego na imprezie bajeranta. Zabiera walizki i jedzie z nim szukać lepszej przyszłości we Włoszech i w Wiedniu. Jej siostra Bella decyduje się na Londyn. Oczekująca dziecka Cypora próbuje sprawić, aby jej mąż w końcu wydoroślał, a Henia już wie, jakie epitafium będzie widniało na jej grobie.

Na szczęście gorzkie refleksje, smutne historie i trudne sytuacje okraszone są sporą dawką elementów humorystycznych. Mąż nieboszczyk wyłaniający się z lodówki w białym (lekko przymrożonym) anturażu, wracająca jak bumerang z "banicji" babcia, która siłą wleczona jest do autobusu, paranoicznie wręcz jąkający się młody chłopak czy pewny siebie łamacz kobiecych serc legitymujący się nazwiskiem Albert Pinkus powodują, że publiczność nie wychodzi z sali z cierpiętniczymi minami. Ogromna w tym zasługa zespołu aktorów, który stworzył dwadzieścia dwie dynamiczne i wyraziste kreacje.

Nie można w tym miejscu pominąć rewelacyjnej, stworzonej z ogromnym rozmachem scenografii autorstwa Justyny Elminowskiej oraz minimalistycznej czy wręcz ascetycznej muzyki Jacka Grudnia, która stworzyła niesamowity klimat wydarzeń (m.in. za sprawą tubisty na dachu).

Realizacja Artura Tyszkiewicza udowodniła, że o poważnych sprawach i problemach można mówić z przymrużeniem oka. I za to całemu zespołowi należą się brawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji