Artykuły

Smutna komedia szanująca widza

"Pakujemy manatki" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Polsce Kurierze Lubelskim.

Sobotnia premiera sztuki "Pakujemy manatki. Komedia na osiem pogrzebów" w Teatrze Osterwy z dwóchpowodów była wydarzeniem znaczącym. Po pierwsze - jako wprowadzenie na lubelską scenę twórczości Hanocha Levina, która w ostatnich latach podbija wręcz polski teatr. Po wtóre zaś-była to pięć-setna już premiera w powojennej historii teatru. I bardzo dobrze się stało, że owa pięćsetka przypadła właśnie teraz, a nie przy poprzedniej realizacji, bo taka okoliczność wymaga godnego uczczenia, a spektakl Artura Tyszkiewicza spełnia ów warunek z naddatkiem.

W czym tkwi siła tej smutnej komedii? Bo przecież nie w opisie prowincji; tej geograficznej i mentalnej. Sprowadzenie "Pakujemy manatki" do wymiaru socjologicznego oznaczałoby strywializowanie sztuki. Tym, co wydało mi się najbardziej interesujące jest fakt jak łatwo przychodzi nam zrozumienie jej bohaterów. A nawet więcej - odnajdywanie w nich nas samych. Ale niestety, nie jest to doświadczenie budujące, bowiem dostrzegamy w nich to, co u siebie próbujemy starannie ukrywać. Levin wydobywa to wszystko i pokazuje z brutalną szczerością. Pokazuje, jak nie powinniśmy żyć, unikając wszakże pouczania i moralizowania. Po prostu - zachęcado myślenia. A Artur Tyszkiewicz jeszcze tę zachętę wzmacnia. Odbieram to jako wyraz szacunku dla widzów, coraz rzadszego w polskim teatrze, w którym ostatnio widz często bywa niekoniecznie niezbędnym dodatkiem do reżyserskich "wizji".

Teraz strona aktorska. W sztuce Levina nie ma ról głównych i epizodycznych; jej bohaterem jest zbiorowość. I Tyszkiewicz potrafił to świetnie wykorzystać. Stworzył fantastycznie współpracujący zespół, w którym każda postać ma do wypełnienia ściśle określone, ważne zadania. I wszyscy wykonawcy wywiązują się z owych zadań bez zarzutu. Tworzą wielką zbiorową kreację. Ale niektórzy przykuwają uwagę szczególną. Przede wszystkim - Anna Swietlicka, rewelacyjna w roli Heni Gelerntner, w której została obsadzona niejako kontrastowo do przeważającej większości jej dotychczasowego dorobku. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że nawet dla bardzo doświadczonych widzów spektakl ów to odkrycie zupełnie innej, nieznanej wcześniej Świetlickiej. Wielką formę

artystyczną, którą imponuje już od kilku sezonów, potwierdza Jolanta Rychłowska w perfekcyjnie poprowadzonej roli Loli. Nareszcie mieli co zagrać (i to jak!) mało dotychczas wykorzystywani Tomasz Bielawiec (Awner) i Przemysław Gąsiorowicz (Elchanan). Nie można też nie wspomnieć o Grażynie Jakubeckiej (Bianka), Teresie Filarskiej (Cila) czy Marcie Ledwoń (Cypora). Ale stop - wymienienie wszystkich, którzy na to zasłużyli, wymagałoby przepisania całej obsady. Lepiej po prostu zobaczyć ten spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji