Artykuły

Strumień piękności

Przed 133 laty Zygmunt Krasiński uło­żył tajemniczy, niepokojący, mocno iry­tujący miejscami dramat "Nie-Boska ko­media". Utwór ten, napisany przez 21-latka, jest niewątpliwie najbardziej uniwersalnym arcydziełem polskiego ro­mantyzmu, nad którego zawartością ła­mią sobie głowy kolejne pokolenia inter­pretatorów i inscenizatorów.

Mit o niesceniczności dzieła po raz pierwszy przełamał Józef Kotarbiński w Teatrze Miejskim w Krakowie w 1902 r. W Warszawie jako pierwszy wystawił "Nie-Boską..." Arnold Szyfman w Teatrze Polskim w 1920 r. Sześć lat później, w miesiąc po zamachu majowym, Leon Schiller inscenizuje ów dramat na scenie warszawskiego Teatru im. Bogusławskie­go. W sztuce o upadku dawnego porząd­ku świata Hrabia Henryk nosił mundur hallerczyka, a Pankracy i Leonard - skó­rzane kurtki sowieckich komisarzy.

Po wojnie po dramat Krasińskiego po raz pierwszy sięgnął Bohdan Korzeniew­ski w 1959 r. w Teatrze Nowym w Łodzi. Słynna była "Nie-Boska..." Konrada Swi­narskiego w Starym Teatrze w Krakowie w 1965 r., w której świetność wizji teatral­nej pokrywała niedostatki interpretacyj­nego pogłębienia utworu. Od jego poli­tycznej wymowy uciekł Adam Hanusz­kiewicz w Teatrze Narodowym w 1969 r. i Jerzy Grzegorzewski we wrocławskim Teatrze Polskim w 1979 r. Telewizyjna wersja "Nie-Boskiej..." zrealizowana przez Zygmunta Hubnera w 1981 r. - mimo miejsc brzmiących jak bluźniercze me­mento - rymowała się z ówczesnymi na­strojami społecznej euforii, rozbudzonej powstaniem "Solidarności". Każda z tych najbardziej znanych polskich insceniza­cji pozostawiła po sobie zarówno wiele słów zachwytu, jak i potępienia.

Reżyser Krzysztof Babicki zrealizował dzisiaj "Nie-Boską komedię" bez jakich­kolwiek polityczno-propagandowych serwitutów. Jego opracowanie tekstu wy­dobyło zeń głównie to, co świadczy o dramacie jednostki - Hrabiego Hen­ryka (Mirosław Konarowski), arystokra­ty krwi i ducha jednocześnie. Uwikłane­go z jednej strony w posłannictwo arty­sty, a z drugiej - w nieubłagane wyzwania historii. Ściśnięty do godziny i 40 minut tekst sztuki (z fragmentami "Niedokończonego poematu") okazał się niezwykle klarowny, acz realizacyjnie mało poręczny. O ile bowiem można so­bie wytłumaczyć usunięcie tych frag­mentów tekstu, w których Krasiński aż nadto wyraźnie daje wyraz swoim fo­biom o spiskowej teorii dziejów, o tyle nieprzekonujące okazały się dla mnie zmiany w charakterologii postaci. Dla treści dramatu wydaje się nieobojętne, że Żona (Agnieszka Różańska) umiera w domu wariatów w obłędzie rozpaczy, nie zaś - jak chce reżyser - strzela so­bie tam w głowę z pistoletu wyrwanego Hrabiemu Henrykowi. W ten też sposób targnie się na życie i on sam, mimo że autor kazał mu się rzucić w przepaść ze skały za murami zamku Świętej Trójcy. Zgadzam się, że scenie Teatru Nowe­go w Poznaniu daleko do możliwości widowiskowych areny Cyrku Olimpij­skiego, gdzie inscenizację tego dramatu chętnie lokował Adam Mickiewicz (słynna "Lekcja XVI" jego wykładów w College de France w 1843 r.). Efekt sceniczny poznańskiej adaptacji stwa­rzał jednak miejscami wrażenie nieza­mierzonej karykatury. Dziewczyna sto­jąca w niedbałej pozie na stole, oblizują­ca długi nóż i wygłaszająca bulwersujące teksty, to moim skromnym zdaniem stanowczo za mało, jak na ukazanie or­gii w obozie rewolucjonistów. Najbar­dziej zdumiewające okazało się zdjęcie przez nią peruki. Oczom Hrabiego Hen­ryka ukazała się wówczas... jego zmarła żona.

Poznańska adaptacja sceniczna okaza­ła się bardziej intelektualną grą z tekstem Krasińskiego, niż podrażniającym zmy­sły teatrem. Kumulowanie wielu postaci w jednej daje tu czasami efekty godne przemyślenia. Taka jest np. Dziewica (Antonina Choroszy), która oprócz wła­snych, wygłasza także teksty zaczerpnięte z parabaz oraz z postaci Anioła Stróża, Złego Ducha czy Chórów. Gorzej, gdy ten sam aktor znika za kulisy, by po za­rzuceniu fartucha na bogato szamerowa­ny mundur "przeistoczyć się" z generała w... rzeźnika. W takie zabiegi po prostu się nie wierzy. Diabeł tkwi w szczegółach - również w teatrze.

Mimo tych zastrzeżeń uważam inscenizację zaproponowaną przez Krzysztofa Babickiego za ważną i interesująco podaną, niemniej jednak "wyrozumowaną" i dziw­nie chłodną. Najgorętsza okazała się scena dysputy Hrabiego Henryka z Pankracym (świetny w tej roli Mariusz Sabiniewicz). Atutem przedstawienia jest skromna, acz funkcjonalna scenografia Marka Brauna. Od fasady pałacu w głębi ciągną się do przodu sceny dwa rzędy niepokojąco bia­łych zasłon, za którymi odbywają się czasa­mi jakieś teatry cieni, bądź niedostępne oku widza misteria. Finalne "Galileaee, vicisti!" Pankracy wypowiada leżąc u stóp ol­brzymiego krzyża, który jest cieniem rzu­canym przez... z nagła domkniętą ramę okienną, co, przez zaskoczenie, wywiera prawdziwie mocne wrażenie. "Nie-Boska komedia" Babickiego niepokoi i bulwersu­je. Płynie przez nią strumień piękności, choć sama nie jest pięknem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji