Artykuły

Szósty zmysł

Aktor i reżyser. Czy przyjaźń między nimi jest łatwa? Nie. Dlatego i ta rodziła się w bólach. Najpierw Eugeniusz "olał" Michała. Bo czy on - już uznany reżyser - miał spowiadać się jakiemuś studentowi ze współpracy z Łomnickim? Potem Michał "olał" Eugeniusza, bo w głowie mu zaszumiała wczesna sława. Ale w końcu się spotkali w pół drogi. Równe trzy lata temu stworzyli Teatr 6. piętro. Zaczęli spektaklem "Zagraj to jeszcze raz, Sam" z kontrowersyjną obsadą. Odnieśli totalny sukces. Więc 6 marca w teatrze zagrają go jeszcze raz - po raz 150. Rozmowa z MICHAŁEM ŻEBROWSKIM i EUGENIUSZEM KORINEM.

Michale, po co Ci ten teatr? Mógłbyś sobie spokojnie żyć z seriali i filmów, a Ty się skupiasz na czymś, co wymaga wielkiego zaangażowania, a nie przynosi ani wielkiej popularności, ani wielkich pieniędzy.

Michał ŻEBROWSKI: Otwarcie własnego teatru nie jest odpowiedzią na pytanie "po co?". To jest cel sam w sobie, wyznanie artystycznej wiary. Ale to zadanie tak karkołomne i skomplikowane, że nie stać by mnie było nigdy ani intelektualnie, ani organizacyjnie na to, aby zrobić to samemu.

I tu pojawia się Eugeniusz Korin.

MICHAŁ: Pojawił się o wiele wcześniej. Reżyserował z naszym rokiem dyplom, w którym ja zresztą nie brałem udziału...

Eugeniusz KORIN: Bo wasz rok był podzielony na dwie grupy.

MICHAŁ: Ty robiłeś wtedy "Zbrodnie serca", a my z Mariuszem Benoit "Miłość i gniew". Ale już wtedy podszedłem do Eugeniusza i wypytywałem go o szczegóły pracy nad legendarnym przedstawieniem Eugeniusza "Król Lear" z Tadeuszem Łomnickim.

EUGENIUSZ: Była akurat przerwa w próbie ze studentami, podchodzi do mnie młody człowiek, naburmuszony, z posępnym spojrzeniem, ale grzeczny - widać, że z dobrego domu: "Dzień dobry, nazywam się Michał Żebrowski. Czy mogę panu zająć chwilę? Czy mógłby mi pan opowiedzieć w skrócie, jak się pracuje z Tadeuszem Łomnickim?".(śmiech)

MICHAŁ: "W skrócie". (śmiech)

EUGENIUSZ: Wtedy go zbyłem. A mówiąc dosadniej, po prostu olałem. No bo co ja mam mu powiedzieć o Łomnickim, najwybitniejszym aktorze, jakiego w życiu widziałem? Geniuszu...

MICHAŁ: ...który zmarł na scenie, grając w twoim Teatrze Nowym w Poznaniu króla Leara.

EUGENIUSZ: Pracując z nim, czułem, jak nigdy wcześniej, że dotykam tego, co jest istotą teatru.

MICHAŁ: A co jest istotą teatru?

EUGENIUSZ: Istotą teatru jest to, że przychodzi widz, siada na widowni i nagle rozumie, o co chodzi w życiu. Więc jak miałem o tym opowiadać? Studentowi? "W skrócie"? Tadeusz Łomnicki w tej sztuce stworzył rolę genialną, a zobaczyło to może dwadzieścia osób. Na próbie całości... Siedem dni przed premierą. Tadeusz właśnie skończył bardzo ważną scenę, scenę z Gloucesterem, gdzie Lear mówi wszystko o życiu. I ta scena kończy się tak, że on wstaje, bo Lear jest już jakby psychicznie troszeczkę poza normą, i mówi do swoich prześladowców: "Więc jakieś życie świta przede mną. Dalej, łapmy je, pędźmy za nim biegiem, biegiem!", i ucieka. Sam zresztą to wymyślił. Był już wtedy bardzo otyły, ale na scenie się tego nie czuło. On mówił: "Ja ci zagram strzałę", i pokazywał, jak leci strzała. Powiedział wtedy: "Ja ci to zagram tak, jakbym był lisem, i ucieknę jak lis od tych myśliwych". I rzeczywiście to tak zagrał, nagle zrobił się zwinny, taki chudy, młody i... uciekł. Zaczyna się kolejna scena i nagle słyszymy krzyk zza kulis. Podbiegliśmy, on leżał na podłodze... I co, ja miałem to wszystko opowiadać? Więc olałem wtedy Michała Żebrowskiego. Ale zapamiętałem go. Taki niski głos, bardzo konkretny...

Ale co Pan mu powiedział, pamięta Pan? Michał, pamiętasz?

MICHAŁ: Ja to pamiętam dokładnie: "Jestem teraz w próbie, jak będzie czas, to proszę mnie znaleźć". Potraktował mnie na zasadzie: "Nie mam czasu tłumaczyć ci czegoś, czego nie jesteś w stanie zrozumieć". I że muszę poczekać parę lat, aż dojrzeję do poziomu, który będzie satysfakcjonujący dla Pana Reżysera.

EUGENIUSZ: Ale czas był mściwy. Bo mija oto parę lat i ja szukam do mojej adaptacji "Zbrodni i kary" Raskolnikowa. No i pomyślałem, że Michał to jest wymarzony Raskolnikow. Zadzwoniłem do niego, to był rok 1998...

Ale kojarzył Pan, że to był ten, co pytał o Łomnickiego...?

EUGENIUSZ: Ależ oczywiście! On już wtedy był po "Kordianie", Skrzetuskim, "Panie Tadeuszu". Zapamiętałem, że ma bardzo fajny sposób mówienia, bardzo czystą dykcję...

No i ładny do tego jeszcze...

EUGENIUSZ: ...co faktycznie jest istotne u bohatera romantycznego, więc - myślę - zadzwonię do tego gościa, który z tego, co wiem, nie gra w żadnym teatrze... Zadzwoniłem do Michała, byłem bardzo konkretny i wtedy on... mnie olał. (śmiech)Bardzo grzecznie to zrobił, powiedział, że zajęty jest.

MICHAŁ: Generalnie pozostawałem wtedy w idiotycznej euforii młodego gwiazdora, który z chłopaka po szkole z dnia na dzień stał się rozpoznawalny i dzwoniono do niego codziennie z propozycją reklamy. Trochę mi zaszumiało w głowie. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że po latach "pracy zakonnej" nagle się zerwałem w świat. I wyjechałem na jakieś dwa lata do Nowej Zelandii.

EUGENIUSZ: A potem mija kilka lat, ja już nie jestem dyrektorem Teatru Nowego w Poznaniu i nagle dzwoni telefon - Michał z propozycją, żebyśmy sztukę wspólną zrobili. Spotkaliśmy się w Warszawie, on grał wtedy swój monodram "Doktor Haust".

Pamiętam, dziewczyny chodziły na to, żeby popatrzeć na rozebranego Żebrowskiego, bo grał tam w samych bokserkach.

EUGENIUSZ: Wcześniej zadzwonił do mnie: "Czy pan mnie sobie przypomina?", ja na to: "Oczywiście". "Mam taką propozycję, chciałbym, żeby pan wyreżyserował sztukę ze mną". Ja mówię: "Dobrze. Gdzie?", a on: "Właściwie nigdzie. Trzeba poszukać teatru". "OK, to pan poszuka teatru, a ja poszukam sztuki dla pana".

MICHAŁ: Dzwoniłem z budowy mojego domu. Stałem tam, w górach, patrzyłem na ten kończący się budować dom i pomyślałem: "No dobrze, to teraz czas zająć się tym, co jest moim wyznaniem wiary, czyli teatrem. No i Eugeniusz wysłał mi błyskawicznie pięć sztuk, z których trzy wydały mi się bardzo dobre, jedna ciekawa, a jedna absolutnie do zrobienia natychmiast, czyli Martina McDonagha "Samotny Zachód". Zrobiliśmy to w Fabryce Trzciny z Tomkiem Kotem, który wtedy debiutował teatralnie w Warszawie. To było przedstawienie, które szło przy nadkompletach.

EUGENIUSZ: Michał grał tam wrednego, zakompleksionego, trzydziestoparoletniego onanistę, w okularkach, nawiedzonego. Na próbie generalnej siedzą przede mną trzy dziewczyny i jedna mówi do drugiej w przerwie: "No fajne jest, ale mogli powiedzieć, że zrobili zastępstwo za Żebrowskiego". Nie rozpoznały go. To jest dla aktora największy komplement z możliwych.

MICHAŁ: Dla reżysera też.

Michał, pamiętasz moment, kiedy Ci zaświtała taka myśl, że z tym facetem chcesz robić teatr?

MICHAŁ: To nie tak, że "z tym facetem", tylko ja zawsze podkreślam, że ja z nikim innym, z żadnym reżyserem nie odważyłbym się prowadzić instytucji, którą dzisiaj jest Teatr 6. piętro, bo mało kto wie, że my w ciągu trzech sezonów zagraliśmy 450 przedstawień i zgromadziliśmy w naszym teatrze 250 tysięcy widzów. Żeby to zrobić, trzeba być po prostu perfekcyjnie działającą naoliwioną maszyną artystyczno-marketingową. Dokonaliśmy tego bez grosza podatników. Z nikim innym poza Eugeniuszem nie zdecydowałbym się na taki eksperyment. Ale też nie udałoby nam się to bez takiego wspaniałego zespołu, który zgromadziliśmy wokół naszego projektu, ludzi totalnie zaangażowanych w to teatralne przedsięwzięcie.

Czy Panu, z takim imponującym dorobkiem, nie jest przykro, że jest Pan "tym reżyserem, z którym Żebrowski ma teatr"?

EUGENIUSZ: Przykro?

Tak, że w kolorowych mediach Eugeniusz Korin to "ten facet od Żebrowskiego".

EUGENIUSZ: Nie, to jest prosty układ.

No tak, ale... Michał, nie kręć głową, bo tak to funkcjonuje!

MICHAŁ: Może ja odpowiem. Trudno, żeby reżyser, który jest w środowisku niezwykle poważany, konkurował w dziedzinie popularności z tzw. aktorem gwiazdorem, którego zadaniem jest być rozpoznawalnym.

EUGENIUSZ: Reżyser, jeśli nie zrobił jakiegoś skandalu albo się nie przespał ze swoimi wyznawcami...

...albo nie bija żony...

EUGENIUSZ: ...albo nie bija żony, jest dla szerokiej publiczności osobą właściwie anonimową, i to jest zdrowa rzecz. Więc my, z Michałem, na dzień dobry powiedzieliśmy, że Michał będzie twarzą tego teatru, a - powiedzmy - mózgiem (śmiech) będę ja. Co nie znaczy, że Michał nie myśli, bo to jest bardzo inteligentny aktor i inteligentny dyrektor. Bardzo dobrze czuje to, co wiąże się z reklamą, PR-em, komunikacją medialną i nawet, szczerze mówiąc, za bardzo nie sprawdzam, jak to Michał robi.

"Nie sprawdzam"! Pan nawet na własnej premierze "Sępa" poszedł oglądać film, zamiast udzielać wywiadów.

EUGENIUSZ: No właśnie, a Michał wie, co trzeba zrobić, jest bardzo rozsądny. Ma zdrowe podejście do życia, on wie, że człowiek w pewnym wieku musi być niezależny, zabezpieczony, swobodny w swoich decyzjach - to jest bardzo ważne. A z drugiej strony jako artysta cały czas poszukuje i wątpi w to, co robi. I dobrze. Bo aktor, który mówi: "Jestem świetny", przestaje być aktorem.

A czy On jest z siebie zadowolony, jak coś zagra?

EUGENIUSZ: Bardzo rzadko. Też w tym jesteśmy do siebie bardzo podobni. Właściwie to się ciągle krytykujemy. Ale też bardzo ważne jest to, że myśmy się nigdy nie pokłócili, robiąc przedstawienia, chociaż często ja go strasznie męczyłem.

Kto ma ostateczne słowo w Waszych artystycznych decyzjach?

MICHAŁ: Granica kompetencji między nami przebiega naturalnie, bo Eugeniusz swoimi argumentami potrafi dosłownie w ciągu trzech sekund przekonać mnie do swoich racji.

To kto wpadł na pomysł, żeby w pierwszym przedstawieniu "Zagraj to jeszcze raz, Sam", które wystawiliście trzy lata temu w Waszym teatrze, obsadzić Kubę Wojewódzkiego?

MICHAŁ: Ja zadzwoniłem z gór, jak zwykle. Mówię: "No i kogo wymyśliłeś?", a Żenia na to: "Wojewódzkiego". Ja wtedy zamarłem.

EUGENIUSZ: Była taka cisza i w końcu Michał mówi: "Kurwa". Ta reakcja mówiła wszystko - o tym ryzyku, o tym, że to może być rewelacja albo totalna porażka.

MICHAŁ: Ja nawet maile otrzymywałem, jeszcze przed premierą, ludzie przestrzegali, że to będzie katastrofa.

Bo Kubie po dwóch miesiącach mogła się znudzić zabawa w aktora.

EUGENIUSZ: Mogła, ale się nie znudziła. Spotkaliśmy się kilka razy. Sprawdzaliśmy nasze intencje, chęci, możliwości. Muszę przyznać, że był piekielnie ostrożny, chociaż jego lęki były bardzo profesjonalnej natury. Niech pani sobie wyobrazi próbę czytaną, a na niej: Michał Żebrowski, Daniel Olbrychski, Ania Cieślak, Małgorzata Socha i "początkujący aktor" Kuba Wojewódzki. Przychodzi w ciemnych okularach, chory i mówi, że będzie mówił bardzo cicho. Od razu podejrzewałem, że w tym jest jakiś straszny szwindel, że facet ma pietra, że zaraz nam się wycofa. Zresztą Olbrychski, kiedy się w końcu dowiedział, kto gra główną rolę, bo my bardzo długo trzymaliśmy to w tajemnicy, mówi przez telefon: "Mhm. To ja pozwolę sobie zagwarantować możliwość wycofania się po pierwszej próbie czytanej". Zaczynamy czytać i po kilku minutach widzę na twarzy Michała taki uśmiech od ucha do ucha, na twarzach dziewczyn to samo, a Olbrychski pochyla się do mnie i mówi cicho: "Trafiłeś w dziesiątkę, jest rewelacyjny!". Gorzej było na pierwszej próbie sytuacyjnej. Michał patrzył przerażony na moją bladą twarz i obaj zrozumieliśmy, że ciągle możemy tak się na tym przejechać, że to będzie pierwsze i ostatnie przedstawienie Teatru 6. piętro. Dlaczego? Bo Kuba na pierwszej próbie był tak szczerze bezradny, że patrząc na niego, nikt - łącznie ze mną - nie mógł powiedzieć, że za trzy tygodnie będzie rewelacyjny.

MICHAŁ: Potem mi opowiadał, że kilka razy zastanawiał się, czy nie zadzwonić i nie powiedzieć: "Wiecie, panowie, ja to jednak nie". Ale miał jaja, doprowadził to do końca. I to w pięknym stylu. Pamiętam, jak oglądając go na próbach, śmiałem się, i to zaskoczenie na twarzy Kuby: dlaczego ktoś patrzy, jak on gra, i się śmieje? A to było już po prostu zabawne i coraz lepsze. 6 marca, na trzecie urodziny Teatru 6. piętro, w naszym teatrze zagramy po raz 150. to przedstawienie.

Odnieśliście z Teatrem 6. piętro sukces, chociaż nikt Wam go nie wróżył. Jesteście zadowoleni, nie chodzicie, nie narzekacie, że ciężkie czasy, że nie ma pieniędzy. U Was zawsze są komplety. Środowisko nie jest zazdrosne?

MICHAŁ: Raz doszło do tego, że pewien recenzent z trudną urodą skandalicznie domagał się wejściówki w dzień premiery "Zagraj to jeszcze raz, Sam" i dzień otwarcia Teatru 6. piętro. Był bardzo zdziwiony, że nie został zaproszony. Zaprosiliśmy go w innym terminie, ale mimo to z zemsty spłodził ordynarnie głupi paszkwil na nas tydzień po otwarciu teatru.

Może trzeba było się ugiąć i temu krytykowi dać zaproszenie?

EUGENIUSZ: Premiera w teatrze to jest takie wydarzenie jak w życiu prywatnym urodzenie się dziecka. Przy tym powinna być obecna życzliwa grupa osób. Dlatego na premierę zapraszamy przyjaciół i widzów zainteresowanych teatrem, a nie wystawianiem cenzurek. Człowiek, który przychodzi oglądać, jak moje dziecko się rodzi, i w trakcie robi notatki, bo on musi zarobić za swoją recenzję, to przecież nawet dokładnie nie widzi tego dziecka! Po co mi taki widz?!

Obserwowałam Was na sesji zdjęciowej, cały czas był jeden temat: teatr. Jakbyście się dwa lata nie widzieli. Czy Wy, jak się spotykacie, to rozmawiacie o czymś innym niż o teatrze?

EUGENIUSZ: O kotach. Ja o kotach, Michał o dzieciach,(śmiech)

A o kobietach?

EUGENIUSZ: Trochę, ale nie za dużo.

MICHAŁ: Nie wywnętrzamy się.

EUGENIUSZ: Ja jestem człowiekiem skrytym i o pewnych rzeczach nic lubię rozmawiać. Podoba mi się to, że Michał też nie bardzo.

I nie dzwonicie do siebie po kilku "głębszych", żeby się zwierzać?

EUGENIUSZ: Michał nie pije, ja też nie.(śmiech)

To może o pieniądzach rozmawiacie?

EUGENIUSZ: Michał zna wartość pieniądza i pewnie dlatego nigdy nie zrobi czegoś tylko dla pieniędzy. Jeśli w tym nie ma wyższego sensu artystycznego czy ludzkiego, to nie ma według mnie takiej ceny, za którą Żebrowski by w to wszedł.

MICHAŁ: Nie lubię rozmawiać o pieniądzach. (śmiech) Są ciekawsze tematy.

Na przykład teatr, to już się staje nudne. To może Pan powie, jak się reżyseruje Żebrowskiego, etatowego odtwórcę ról bohaterów narodowych? Bo Pan wyciągnął go z tej historycznej zbroi i obsadza w rolach współczesnych i w teatrze, i - ostatnio - w filmie.

MICHAŁ: To ja mogę opowiedzieć. Kiedy zaczęliśmy pracować nad "Sępem", pierwsze, co usłyszałem od Żeni, to było: "Słuchaj, ty już zagrałeś parę takich ról, że patrzysz spode łba, mówisz nisko i jesteś taki szlachetnie smutny, ale ja tego nie chcę. Mnie nie interesuje wszystko, co wiąże się z twoją wzgardą dla życia. Ty nie możesz tego tak grać. Bohater mojego filmu musi być taki, taki, taki i taki", i mi to wymienił.

Czy Pan wie, dlaczego o Michale tak myślą, że on jest nadąsany?

EUGENIUSZ: Michał bardzo chroni swoją prywatność. W ogóle w tym zawodzie bardzo trudno jest nie być wzgardzanym, nie być błaznem, nie być klaunem, a Michał chyba bardzo szanuje siebie. I ten szacunek do siebie, tego, kim jest, skąd pochodzi, powoduje, że nie lubi, kiedy z niego robią błazna lub klauna. I być może to powoduje, że jest pewien dystans. Ale tego dystansu nie ma w pracy ani w kontaktach ludzkich. Prywatnie jest szalenie dowcipny, ma nieźle "pojechane" poczucie humoru. Ale wszyscy myślą, że jest chłodny i wyniosły, taki strasznie serio albo może wręcz nadęty. Nawet aktorzy, którzy grali w "Sępie": Paweł Małaszyński, Ania Przybylska, też tak go postrzegali. A ty, Michał, nawet jak nie do końca chcesz się do tego przyznać, jesteś szalenie wyczulony na ludzi, z niesamowitą uwagą i szacunkiem odnoszący się do nich, czasami nawet za delikatny. Nie patrz tak na mnie, nie wyrzucimy tego w autoryzacji. Więc Żebrowski publicznie funkcjonuje jako drań i sk... zakochany w sobie. Fakt, potrafi być strasznie wredny w pracy, ale ma też tę wspaniałą cechę, że strasznie szybko przyznaje rację i przeprasza.

Naprawdę? Chyba nikt by Cię nigdy nie podejrzewał o to, co?

EUGENIUSZ: Michał potrafi być tak sk... niemiły i za pięć minut...

Ale w stosunku do Pana też?

EUGENIUSZ: Tak, bo on mnie traktuje jak rodzinę, a na rodzinę się krzyczy, bo nam zależy, więc on potrafi się na mnie strasznie wydrzeć. Że nie ta uwaga, że ja za skomplikowanie tłumaczę mu, że trzeba prościej, że ja to nie potrafię, że on nie może tego wszystkiego zagrać, bo nie jest komputerem. Pamiętam taką sytuację przy nagrywaniu postsynchronów do "Sępa". Tego nikt nie lubi, Daniel Olbrychski to po prostu pluł, gryzł mikrofon w tym studiu ze złości. No i Michał przychodzi, oczywiście wściekły jak diabli. Jest lato, piłkarskie mistrzostwa, jest dziecko, z którym Michał nie widzi się, a tu te postsynchrony, których miało nie być, bo technik na planie miał się spisać, ale się nie spisał. Michał w swoim dresiku, widzę, że już na dzień dobry podminowany taki. Ogląda ujęcie, jak biegnie, i nagle słyszę: "Mój Boże. Ruszam się jak moja matka". (śmiech)

MICHAŁ: (śmiech)

EUGENIUSZ: I od tego zaczął. Ale potem było gorzej. Ja zawsze mam bardzo obfite uwagi reżyserskie, więc robię mu jakąś uwagę, Michałowi tłumaczę, co ma zagrać, na co Michał się straszliwie wydziera... No, to już dalej jest niecenzuralne...

MICHAŁ: No mów, mów...

EUGENIUSZ: Więc mówi: "Co to jest za uwaga?! Ty mi powiedz po ludzku! Ja gram człowieka! On się rano wysrał czy nie?!". I cisza. Dźwiękowcy przerażeni. Przetrzymałem go dłuższą chwilę i powiedziałem: "Wysrał się".

MICHAŁ: Nie, powiedziałeś: "Michał. W tej scenie wysrałeś się".

Eugeniusz: Ale Michał zrozumiał, że poszedł za daleko, już widzę, że zaraz będzie przepraszał.

MICHAŁ: Ale ja tak wszystkich jak ciebie nie przepraszam. Z twoją opinią reżysera się liczę. (śmiech)

EUGENIUSZ: Zagrał scenę. Idziemy do kolejnej, ja nic nie mówię i Michał zniecierpliwiony rzuca: "No, daj jakąś uwagę", więc mówię: "Nie wysrałeś się", (śmiech) i tak przez kolejne 15 minut.

Michał, dlaczego Ty tak mało grasz w filmach?

MICHAŁ: Bo trudno o tak dobry scenariusz jak ten Żeni do "Sępa".

Więcej chyba grasz w fabułach za granicą niż w Polsce. A Pan widział jego rosyjskie filmy?

EUGENIUSZ: No przecież ja uważam za jedną z najlepszych, i mówię to bez żadnego komplementowania, rolę Michała w filmie "Rok 1612". To jest według mnie najlepsza rola w tym filmie i jedna z najlepszych ról Michała.

A jak Pan jako absolwent petersburskiej akademii teatralnej ocenia akcent Żebrowskiego?

EUGENIUSZ i MICHAŁ: Straszny! (śmiech)

EUGENIUSZ: On nawet czasem próbuje ze mną rozmawiać po rosyjsku. (śmiech) Jemu się wydaje, że Rosjanie mówią strasznie miękko, i tak mówi, tak zaciąga, że nie mogę zrozumieć. Ale jest bardzo zdolny, więc jakbym nad nim po swojemu popracował... (śmiech)

...byłby kolejny sukces. Czy Was to już nie nudzi? Wszystko Wam się udaje. Teatr - sukces, film - sukces. "Sęp" u brytyjskich krytyków po premierze w Londynie miał lepsze recenzje niż w Polsce. Szykujecie się na podbój świata?

EUGENIUSZ: Ja się szykuję do pierwszej lekcji gry na pianinie. Serio... No i piszę kolejny scenariusz. A ty, Michał?

MICHAŁ: Na razie żyjemy 3. urodzinami Teatru 6. piętro. Jubileusz 6 marca i gramy "Zagraj to jeszcze raz, Sam".

A Wy znowu o tym teatrze...

MICHAŁ ŻEBROWSKI

Skończył 40 lat. Absolwent PWST w Warszawie. Na trzecim roku studiów stanął po raz pierwszy przed kamera, w filmie "Samowolka" (1993). Na scenie debiutował w 1994 roku w Teatrze Powszechnym, a na wielkim ekranie w filmie "Poznań '56" (1996). W jego dorobku jest postać Jana Skrzetuskiego w "Ogniem i mieczem" (1999) i Geralta z Rivii w "Wiedźminie" (2001). Od marca 2010 roku jest współtwórcą i dyrektorem (wraz z Eugeniuszem Korinem) warszawskiego Teatru 6. piętro. Ma żonę Olę i syna Franciszka.

EUGENIUSZ KORIN

Urodził się w 1954 roku w Leningradzie. Tam ukończył studia aktorskie i reżyserskie. Reżyser teatralny i filmowy, tłumacz. W 1977 roku osiadł na stałe w Polsce, a od 1990 roku jest obywatelem polskim. Wyreżyserował ponad 60 spektakli dramatycznych, komedii i spektakli muzycznych w teatrach w wielu miastach kraju. Legendarny dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu. Jest współtwórcą i współdyrektorem warszawskiego Teatru 6. piętro. W styczniu 2013 roku premierę miał jego debiut filmowy "Sęp".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji