Artykuły

Komentarz do Nie-boskiej komedii

Miłość do teatru bywa nie­uleczalna...

Każda nadzieja na udany spektakl ściąga tłumy, choćby była to nadzieja opatrzona wieloma znakami zapytania.

Sala Dramatycznego, pełna znanych postaci środowiska teatralnego i młodzieży sie­dzącej na podłodze pomiędzy rzędami, powinna usatysfak­cjonować Macieja Prusa roz­poczynającego swoją dyrek­cję premierą "Nie-boskiej ko­medii" Zygmunta Krasińskie­go. Romantyka, który całkiem trzeźwo zauważył, że luksus arystokratycznych salonów po­chodzi z pracy i zniewolenia poddanych. Podobnie jak Kaf­ka, który dostrzegając truciz­nę w cieple i porządku miesz­czańskiego salonu, wymyślił wiek XX, młody hrabia prze­widział konsekwencje, jakie dla Polski leżącej na krań­cach zachodniej Europy bę­dzie miał bunt społeczny. Choć odwołać mógł się tylko do doświadczeń Rewolucji Fran­cuskiej.

Na pewno rację ma Miłosz (cytowany w świetnie zreda­gowanym programie) twier­dząc, że w jednym i drugim przypadku zadecydowała neu­roza autorów, poczucie wyob­cowania z otaczającego ich świata i kompleks ojca. "Nie-boska" napisana niedłu­go po klęsce powstania listopadowego przez dwudziestolet­niego młodzieńca pozostała arcydziełem, które ukształto­wało wizerunek Krasińskiego--wieszcza, przyćmiewając w świadomości powszechnej jego zasługi dla filozofii, myśli po­litycznej i chrześcijańskiej wi­doczne w późniejszych utwo­rach i bogatej korespondencji.

"Nie-boska" przez teatr ro­zumiana była przede wszyst­kim jako utwór o rewolucji klasowej, poczynając od słyn­nej inscenizacji Leona Schil­lera (1924), który ubierając zwolenników Pankracego w robotnicze kufajki nie pozo­stawiał wątpliwości co do własnych, wówczas komunistycznych, sympatii. Konrad Swinarski reżyserując w 1965 roku tę sztukę w Teatrze Sta­rym, na spór Hrabiego Henry­ka z Pankracym patrzył rów­nież socjologicznie. Z lubością pokazywał degenerację ary­stokracji oraz degrengoladę moralną w obozie rewolucji, lecz w przeciwieństwie do swe­go nauczyciela, używał tea­tralnych cudzysłowów, kon­wencji moralitetu i całej dialektyki teatru Brechta, znako­micie wydobywającej antyno­mie romantycznej świadomo­ści.

Maciej Prus do tekstu "Nie--boskiej" dołączył, pisany wie­le lat później "Niedokończony poemat", swoiste zakończenie, komentarz autora do młodzieńczego arcydzieła i wysta­wił, bodaj pierwszy, jako in­tegralną część przedstawienia. Wizerunek Krasińskiego-wieszcza dopełnia bardzo wyraźnie rysami Krasińskiego myślicie­la i filozofa. Ukazuje jego konserwatyzm nie tyle jako przywiązanie do istniejącego porządku społecznego, co ob­ronę uniwersalnych wartości moralnych zrodzonych na gruncie chrześcijaństwa. Kra­siński doskonale zdawał sobie sprawę z nieuchronności spo­łecznych przemian.

Więcej - wyzwolenie ojczyzny łączył wyraźnie z re­wolucją społeczną, ale w za­chowaniu religii i ustanowio­nych przez nią praw moral­nych poszukiwał sposobów ła­godzenia skutków rewolucji. Był świadom okrucieństwa rewolucji, barbaryzacji oby­czajów, przemocy i ducho­wego upadku ludzi zapląta­nych w tę wielką przemianę. Właśnie dlatego bronił praw jednostki, kulturalnego dzie­dzictwa przodków przed nisz­czącą siłą wybuchu, stawiają­cego interes społeczny ponad prawo jednostki do samosta­nowienia. Reżyser przez układ tekstu bardzo wyraźnie prze­sunął konflikt Hrabiego Hen­ryka z Pankracym z płaszczy­zny konfliktu klasowego na płaszczyznę moralnych wybo­rów, różnic postaw intelek­tualnych czy, inaczej mówiąc, modeli życia.

I pewnie przedstawienie Prusa ukazujące nowe możli­wości interpretacyjne tekstu stałoby się wydarzeniem, gdyby reżyserowanie równa­ło się tylko rozwiązaniu inte­lektualnej łamigłówki, jak przy pisaniu eseju na przy­kład. Szlachetną, godną uzna­nia interpretacyjną konsek­wencję reżysera rozbija, nie­stety, opór scenicznej rzeczy­wistości, gdzie działania akto­rów dezawuują przeważnie to, co pomyślał reżyser. Podsta­wowym środkiem aktorskiego wyrazu pozostaje bowiem krzyk i gwałtowna gestykula­cja. Z rzadka przebija się przezeń sens wypowiadanych słów, tak przecież istotny. Za­ledwie Henryk Machalica ja­ko Dante i Zofia Rysiówna w roli Matki Chrzestnej bronią swoich postaci powściągliwo­ścią. Mariuszowi Bonaszewskiemu w roli Hrabiego Hen­ryka i Dariuszowi Siatkow­skiemu jako Pankracemu do­piero w końcowej rozmowie udaje się uzyskać spokój a wyrazistość postaci, czyli za­rysować podstawowy konflikt utworu.

Aleksandra Semenowicz za­projektowała cylindryczną konstrukcję czarnych filarów, które przesuwając się, raz są grotą, w której bohater poe­matu wiedziony we śnie przez Dantego ogląda ziemskie piek­ło, innym razem są kolumna­mi weneckich pałaców, arystokratycznego dworu czy Okopami Św. Trójcy, gdzie roz­grywa się rewolucja. Monu­mentalizm scenograf ii wyraź­nie przytłacza aktorów, któ­rzy nie potrafią wypełnić znaczeniami sugerowanej przez nią przestrzeni metafizycznej. Zupełnym nieporozumieniem estetycznym wydają się nato­miast sceny zbiorowe, jak pantomima kilkudziesięciu na­gich ciał, podglądana przez szczeliny między kolumnami. Ukazywać ma ona piekielne męczarnie ludzkości czy ob­rzęd rewolucji, przy czym ak­torzy, z zapałem godnym lep­szej sprawy, wiją się w kopu­lacyjnych konwulsjach.

Niestety, brak dobrych ak­torów i banalne teatralnie myślenie reżysera rozkładają na łopatki jego ciekawą in­terpretację. Przedstawienie co chwila ześlizguje się w pre­tensjonalność i pustą egzaltację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji