Artykuły

Nie-Boska i sukces i porażka

W ciemnej czeluści sceny lśni biały habit Aligiera, pogrążonego w modlitwie. "Ojcze niebieski! onych dni zaciemniły się Twoje drogi na tej kuli ziemskiej. Twarz Twoja zakryła się obłokiem. Znów Cię ludzie szukają i znaleźć nie mogą".

Nie opodal śpi młody Hen­ryk. Doszedł właśnie lat doj­rzałych, stoi u początku dro­gi, która poprowadzi go ku zbawieniu lub ku "wiecznej nocy ducha". Aligier, jego mistrz i opiekun błaga Boga, by zesłał Henrykowi sen. "W nim będzie prawda wiekuista Twoja i prawda doczesna tej ziemi!" We śnie Aligier od­kryje przed młodzieńcem "piekło dni teraźniejszych" tak jak przed nim samym od­krył je niegdyś Wergiliusz.

I Henryk wyrusza w swą wędrówkę poprzez otchłań zła. W mroku majaczą czar­ne, strzeliste kształty abstrak­cyjnej przestrzeni. Wśród pro­stokątnych bloków czy fila­rów rozsnuwają się kolejne obrazy, wyodrębnione świat­łem z tła lub też niknące w jego załomach, na wpół widoczne w prześwitach, na wpół realne.

Bezszelestnie sunie tłum po­tępionych. Są nadzy, jakby zstąpili ze średniowiecznych obrazów, są napiętnowani na­gością, bo dusze "w wiekui­stą puszczone pogardę stożsamiły się ze swymi ciałami". Piekło bowiem zwodzi swe ofiary potęgą zmysłowych doznań. A także potęgą dóbr materialnych, które są tam przedmiotem haniebnych tar­gów. Płaci się za nie czarą krwi, płaci się gwoździem z Chrystusowego krzyża, a za­tem płaci się - odstępstwem od chrześcijańskiej etyki.

"Prawda wiekuista" ujęta w alegorycznych wyobraże­niach piekła odsłania swe "doczesne" oblicze, gdy Hen­ryk kontynuuje wędrówkę - już na ziemi. Do zguby wie­dzie go zmysłowe pożądanie, któremu ulega w karnawało­wej Wenecji. Tam właśnie spostrzega kobietę, której po­stać przyjmie potem Dziewi­ca. Nie jest ona poetycką ułudą - kokietuje Henryka unosząc szatę wysoko ponad kolana.

Pankracy nie potrafi się oprzeć innej pokusie. Pokusie władzy, walki o dostęp do ziemskich dóbr kosztem krwi, nienawiści i zniszczenia, kosztem sprzeniewierzenia się wskazówkom dekalogu. Kon­sekwencje grzechu kumulują się w obrazie rewolucji - jest ona triumfem okrucień­stwa z jednej, a wyuzdania z drugiej strony. Spektakl kon­sekwentnie utrzymywany w kolorach bieli i czerni wybu­cha teraz orgią jaskrawych barw.

"Nie-Boska komedia" połą­czona w adaptacji Prusa z "Niedokończonym poematem" ujawnia nie tyle swój sens polityczno-społeczny, co uniwersalny, na poły moralite­towy wymiar. Zgodnie z za­miarem Krasińskiego, sformu­łowanym w liście do Delfiny Potockiej: "Ten pomysł obej­muje świat cały idei, zdarzeń, czynów, uczuć, walk, namięt­ności. Jest to ludzkość w rozwijaniach się swoich histo­rycznych i uczuciowych. Jest to poetyczny byt ludzkości".

Dodajmy: przedstawiony z głębokim pesymizmem. Ze sceny zniknął Anioł-Stróż, w finale Chrystus-Mściciel nie ukazuje się oczom widzów, dostrzega go tylko Pankracy. Bóg nie ingeruje bowiem w bieg ludzkich losów, karze jedynie grzeszników, gdy do­konują swojego dzieła. Jego twarz jest przecież "zakryta obłokiem". To szatan obecny jest bezustannie. W piekle góruje na wysokości w bluźnierczym geście ukrzyżowa­nia, potem pod postacią patrycjusza oprowadza Henryka po Wenecji. Jest chłodny, opanowany, skupiony. Niekie­dy skrada się za plecami bo­haterów, niekiedy w lekkich eleganckich susach okrąża scenę nie pozwalając o sobie zapomnieć. Szatana gra Ja­rosław Gajewski i gra go wyśmienicie.

Jest to niestety jedyna ro­la, która po zakończeniu przedstawienia naprawdę po­zostaje w pamięci. Najwięk­szą jego usterkę stanowią niedostatki aktorskich krea­cji. Daleka od doskonałości dykcja sprawia, że całe par­tie tekstu stają się niezrozu­miałe. Romantyczną frazą płynnie włada tylko Henryk Machalica. Źle radzą sobie odtwórcy dwóch głównych ról, toteż ich końcowe starcie wypada blado, a spektakl zdaje się wyczerpywać swą artystyczną inwencję w zna­komitych scenach prezentują­cych obóz rewolucjonistów. Potem rozmywa się i szarze­je. Gaśnie bez pointy godnej najlepszych jego fragmentów.

A jednak całość wywiera ogromne wrażenie, przede wszystkim za sprawą reżyse­rii. Imponuje intelektualną powagą, urzeka pięknem wy­smakowanych obrazów, zasta­nawia myślowym przesłaniem. Jest to może najbardziej in­teresująca z warszawskich premier bieżącego sezonu. Chwilami wydaje się, że dobry duch Teatru Drama­tycznego powraca do swej dawno opuszczonej siedziby.

Powraca nie bez trudu, to prawda. Ale trzeba też jasno powiedzieć, że aktorskie nie­powodzenia nie są niczym niezwykłym na scenie, która dysponuje przeważnie młodym i niedoświadczonym ze­społom. Dawny, jak wiado­mo, zniszczono w stanie wo­jennym. Aby na jego miejsce powstał nowy, równie świet­ny, trzeba cierpliwości i sta­rań. Zapewne jest na to na­dzieja sądząc po błyskotli­wym występie Gajewskiego. Wypada wierzyć, że nie zni­weczy jej kolejna administra­cyjna decyzja, i że Maciej Prus będzie miał czas, by Teatr Dramatyczny podźwignąć. Już widać, że przystąpił do dzieła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji