Artykuły

Warszawa. "Simon Boccanegra" na Festiwalu Beethovenowskim

Wydarzeniem Festiwalu Beethovenowskiego stał się "Simon Boccanegra" Giuseppe Verdiego. Opera zostanie wydana na płytach i z pewnością zainteresuje melomanów w wielu krajach.

Jeśli ktoś sądzi, że wie wszystko o muzyce Verdiego, po tym koncercie musi przyznać, że był w błędzie. Dorobek króla opery cieszy się nieprzemijającą popularnością, ale kryje też rozmaite tajemnice, co potwierdza przypadek "Simona Boccanegry".

Nie jest to, co prawda, dzieło najpopularniejsze w dorobku Verdiego, ale jednak obecne na światowych scenach. Zwłaszcza w ostatnich latach, gdy tenor Placido Domingo zbliżywszy się do siedemdziesiątki, przestawił się na role barytonowe i upodobał sobie tytułowego bohatera tej opery. Jako Simon Boccanegra pojawił się w La Scali, londyńskiej Covent Garden, berlińskiej Staatsoper i w paru innych teatrach, wszędzie wzbudzając entuzjazm. Jest wszakże jeszcze drugi "Simon Boccanegra". My znamy dziś wersję tej opery z 1881 roku, ale przecież powstała ona prawie ćwierć wieku wcześniej. Nie odniosła jednak sukcesu i kompozytor ją porzucił, by po ponad 20 latach poddać zasadniczej przeróbce.

Festiwal Beethovenowski postanowił przypomnieć "Simona Boccanegrę" w pierwotnym kształcie. Czy wersja wcześniejsza jest gorsza od ostatecznej? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Na przełomie lat 70. i 80. Verdiego pociągał bardziej dramat muzyczny, ze starej opery powyrzucał więc katarynkowe melodie, rozbudował recytatywy, by ukazać skomplikowane relacje między bohaterami. Dodał też świetną scenę narady dożów, wzbogacającą tło historyczne akcji, bo Boccanegra był postacią autentyczną, władcą republiki Genui w XIV wieku. Wczesny "Simona Boccanegra" urzeka z kolei pięknem chwytliwych melodii. Jest tradycyjną operą, która ma miliony zwolenników. Chór wyśpiewuje więc w niej skoczne melodie, a jedyna kobieca postać - Amelia musi swą arię zakończyć efektowną cabalettą z koloraturami.

Jej popisy nie były wszakże najmocniejsza stroną wtorkowego koncertu. Amanda Hall, kreująca partię Amelii dysponuje bowiem niezbyt ciekawym głosem o sztucznie wyśrubowanych górach i mało dźwięcznej średnicy. A cały wieczór na Festiwalu Beethovenowskim należał przede wszystkim do Łukasza Borowicza, który z nerwem, a jednocześnie z ogromną dyscypliną poprowadził Polską Orkiestrę Radiową oraz chór Filharmonii Narodowej. To był prawdziwy Verdi, dyrygowany w dobrych, żywych tempach, trzymany w ryzach, ale z szacunkiem do piękna włoskiej melodii.

W gronie solistów dominowali dwaj panowie obdarzeni niskimi głosami: Stephen Powell z ciepłym, miękko brzmiącym barytonem (Simon) oraz bas Nikołaj Didenko jako jego główny przeciwnik, Fiesco. Tenor Eric Barry jako amant Gabriele podjął się zadania ponad swoje możliwości, na dodatek był wyraźnie przemęczony. Świeżości wokalnej brakowało nieco i innym solistom, którzy przed wtorkowym koncertem mieli nie tylko intensywne próby, ale również dokonali rejestracji "Simona Boccanegry". Festiwalowy koncert bowiem szybko przeminie, a płyta pozostanie. I cieszyć się będzie na pewno dużym zainteresowaniem, bo nagranie tej opery Verdiego w kształcie z 1857 roku jest nie do zdobycia w świecie, więc Festiwal Beethovenowski wypełni dotkliwą fonograficzną lukę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji