Artykuły

Nie jestem gwiazdą

- Polskie teatry to w większości takie małe trumienki - mówi Joanna Szczepkowska. W rozmowie z Małgorzatą Matuszewską aktorka opowiada też o polityce, o swojej najnowszej książce i o konflikcie w Teatrze Powszechnym.

- 15 lat temu z ekranów telewizyjnych obwieściła Pani Polakom koniec komunizmu. Była Pani wtedy radosna i pełna nadziei. A teraz, kiedy jesteśmy w UE i nasza sytuacja znów jest sytuacją przełomu?

- Staram się dostrzegać to, czego przed 1989 rokiem nie było i na co wtedy nie mieliśmy nadziei. Żeby odczuwać radość, trzeba pokory. Ja ją mam. Za komuny nasze marzenia były zminimalizowane - żeby dostać dwie parówki albo paszport do Bułgarii. A teraz mamy większe marzenia, więc większe są nasze rozczarowania. Ciągle jest w nas rozkoszny podział na jakichś "nas" i jakichś "onych"; takie myślenie zwalnia od odpowiedzialności. A jeśli znajdzie się sposób na własną pracę, można dokonać wyboru tego, czego się chce. I nie szukać "onych", kiedy trzeba naprawić własne podwórko, tylko zrobić to samemu albo poszukać odpowiedniej instancji, żeby naprawiła. Jeżdżę z "Gołą Babą" po Polsce, poznaję inny świat, ludzi, którzy starają się coś ruszyć, np. w obskurnych ośrodkach kultury animować młodzież albo zakładając gospodarstwa agroturystyczne.

- Jak Pani widzi w Unii siebie, a jak startujących w zawodzie aktorów?

- Wszystko się dla nas zmieniło. Młodzi aktorzy są inni, zdają sobie sprawę ze swojej sytuacji, uczą się języków, myślą o drugim zawodzie. Nasze teatry muszą porównywać swoją sytuację do sytuacji innych scen. Ona generalnie jest trudna, bo teatr ma ogromną konkurencję w internecie, telewizji, kinie. Polskie teatry to w większości takie małe trumienki. Dziś nie wierzę, żeby jakiś teatr zajął się na poważnie rozwojem młodego aktora. Starsi koledzy nie mają na to czasu. A czysty teatr powstaje przez ludzi opętanych teatrem, którzy nie traktują go jako miejsca spokojnego odbierania ZUS-u. Dziś dobre przedstawienia powstają chyba cudem.

- Miała Pani startować do Europarlamentu. I co?

- Unia Wolności zaproponowała mi kandydowanie. Wielkie autorytety namawiały mnie do tej działalności. Podejmowałam decyzję w tył, w przód, różne... Myślę, że gdybym się tym zajęła, pewnie bym to robiła nie najgorzej, ale nie chciałabym musieć łączyć mojej pracy zawodowej z pracą w parlamencie europejskim. To niemożliwe, żeby dać radę jednocześnie grać, pisać i być uczciwym parlamentarzystą. No i nie jestem do końca przekonana, że tam naprawdę da się coś zrobić. Gdybym miała 100 procent pewności, że się da, to może bym się zdecydowała. Zostawiam sobie pięć lat na tworzenie pola artystycznego, nie odżegnując się od społecznej działalności, bo chciałabym coś zrobić przede wszystkim dla ludzi starych. Kulturę kraju wyznacza dbałość o nich.

- Porozmawiajmy o Pani książce. W jednym opowiadaniu matka zdobywa sławę jako malarka, ale jej obrazy przerażają jej bliskich. W innym słynny jasnowidz nie może poradzić sobie ze sławą, choruje i umiera. Czytając Pani mroczne historie, zastanawiałam się, jak przyjęła tę książkę Pani rodzina.

- Nie chciałam, żeby ją w ogóle czytała. Teraz powoli czytają i jest dla nich dość zaskakująca, bo pokazuje moją inną twarz. Na co dzień jestem pogodna, a książka sięga głęboko do trudnych tajemnic, choć są w niej też zabawne momenty. Moja starsza córka, studentka psychologii, czyta ją z ołówkiem w ręku i podkreśla fragmenty.

- A potem Panią z nich przepytuje?

- Rzadko rozmawiamy na moje zawodowe tematy, bo w naszej rodzinie to raczej ja słucham, a mówią moje córki. Ich sprawy są dla mnie ważniejsze od moich. Bywają też zaskakujące momenty związane z wydaniem książki. Niedawno szłam z córką ulicą, spotkałyśmy aż dwie osoby, które na mój widok wyjęły swoje egzemplarze z toreb i poprosiły o podpisanie.

- Ludzie na ulicy podchodzą z takimi prośbami do gwiazd. Pani powiedziała kiedyś o sobie, że nie jest gwiazdą, bo nawet pyta Pani o godzinę ludzi na ulicy, a gwiazdy tego nie robią. Nie ma Pani zegarka?

- Mam, ale gubię swoje rzeczy i zegarka nie noszę na wszelki wypadek. Przed chwilą naszą rozmowę przerwał listonosz, zadzwonił do drzwi zaniepokojony moją przepełnioną skrzynką na listy. A ja zgubiłam kluczyk... Wie pani, kiedyś nad morzem chciałam wejść do sklepu sportowego z moim kolegą, który jest prawdziwą gwiazdą. I on wtedy powiedział, że nie może, bo nie może tak po prostu wejść do sklepu. Ja bym oszalała. Częścią mojego życia są moje dwa psy i park, po którym z nimi chodzę. Spotykam spacerujących ludzi, nikt nie rozmawia ze mną o moim zawodzie. Myślę, że gwiazda ma zawsze mnóstwo anegdot w zanadrzu i lubi być w centrum uwagi. Ja nie, lubię słuchać, więc chyba nie jestem typem gwiazdy.

- Ale za to jest Pani w centrum gwiazdorskiego konfliktu. Jak się Pani pracuje w Teatrze Powszechnym po rezygnacji pani Krystyny Jandy? (Krystyna Janda do końca sezonu jest aktorką Powszechnego, w przyszłym sezonie będzie na urlopie bezpłatnym. Podjęła tę decyzję, bo zespół wybrał do Rady Artystycznej Szczepkowską, której obecności Janda nie akceptuje).

- Pytania o Teatr Powszechny są dla mnie coraz trudniejsze. Intuicyjnie postanowiłam złożyć wymówienie i złożyłam je - leży w szufladzie dyrektora i czeka na ostateczną decyzję. Nie prowadziłam żadnej gry, ale teoretycznie wygrałam jakiś mecz. Jakoś nikt nie może zrozumieć, że mi się scena teatru zachwiała, że teraz odczuwam ją tak, jakby była boiskiem. A ja chcę, żeby widzowie patrzyli na postać, którą gram, nie na mnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji