Artykuły

Warszawa. Justyna Steczkowska zaśpiewa w Syrenie

- Starsi Panowie to klasyka gatunku. Dziś coraz rzadziej można spotkać utwory, w których muzyka i słowa łączą się w jedną wysokiej klasy całość - mówi Justyna Steczkowska przed premierą "Śpiewnika Pana W." w Teatrze Syrena.

O najnowszej roli w teatrze, muzyce, ktorajest całym życiem, obronie przed nachalnością tabloidow oraz o tym, jak iść własną drogą w trudnym świecie show-biznesu, z wokalistką Justyną Steczkowską rozmawia Sylwia Arlak.

Pretekstem do naszej rozmowy jest premiera spektaklu muzycznego "Śpiewnik Pana W", w Teatrze Syrena. Od 7 kwietnia będziemy podziwiać Panią w repertuarze Kabaretu Starszych Panów. Czuje się Pani wyróżniona?

- Niewątpliwie zadowolona. Starsi Panowie to klasyka gatunku. Dziś coraz rzadziej można spotkać utwory, w których muzyka i słowa łączą się w jedną wysokiej klasy całość. Dwa lata temu wydałam płytę z piosenkami z Kabaretu Starszych Panów, której tytuł brzmiał "Mezalianse", a w której to partnerował mi Maciej Maleńczuk. Otoczona melodyjnymi kompozycjami Wasowskiego i urokliwymi tekstami Przybory pełnymi klasy i nieprzeciętnej inteligencji posypanej odrobiną erotycznego pieprzu czułam się nad wyraz dobrze, (śmiech) Tym razem mam okazję kolejny raz wystąpić z Wojtkiem Malajkatem, z którym spotkaliśmy się w już "Fantasmagoriach". To były twórcze i zabawne chwile, których nie sposób zapomnieć.

Ciągnie Panią ze sceny na teatralne deski?

- Zawsze ciągnęło. To nie jest mój pierwszy teatralny spektakl. Tym bardziej cieszę się, że mam okazję wystąpić w teatrze, w którym, jak byłam dzieckiem, marzyłam, żeby choć raz zobaczyć te wszystkie piękne, wytworne gwiazdy występujące w Syrenie.

Czy wyobrażała sobie Pani inną przyszłość niż tę związaną z dźwiękami? Pochodzi przecież Pani z tak niezwykle muzykalnej rodziny.

- Będąc dzieckiem, nie miałam zbyt wielu wyobrażeń o swoim życiu. Po prostu śpiewałam i pilnie uczyłam się w szkołach muzycznych, podobnie jak moje rodzeństwo. Śpiewanie zawsze przynosiło mi wielką radość, ale granie na skrzypcach już trochę mniejszą. Zawsze musiałam wybierać pomiędzy ćwiczeniami, a dobrą zabawą z koleżankami na podwórku. Dlatego zostałam wokalistką, a nie skrzypaczką, (śmiech) Od 20 lat nieprzerwanie koncertuję. Wydałam już 13 płyt długogrających. Wczoraj nagrałam kolejną piosenkę na nową płytę, która pojawi się na rynku w 2014 roku. A już w połowie maja druga część płyty dla dzieci "Puchowe kołysanki", która cieszy się niesłabnącą popularnością. Wydaje mi się, że właśnie przy muzyce zostanę do końca, ale nie wiem, jakie jeszcze plany ma dla mnie los... Może przyjedzie czas, w którym wszystko trzeba będzie zmienić?

Pani dyskografię zamyka płyta "XV", będąca zbiorem największych hitów. Od czasów "Dziewczyny szamana" wiele się zmieniło. Czym była muzyka dla młodej Justyny, dopiero wkraczającej w jej świat, a czym jest teraz?

- "XV" jest najlepszą płytą w moim dorobku muzycznym i jestem z niej bardzo dumna. Pracowałam nad nią z 5 producentami ponad 2 lata. To dwupłytowy album, na który składają się nie tylko moje największe przeboje na nowo zaśpiewane i zaaranżowane, ale też nowe piosenki. Takie jak m.in. "Sanktuarium", "Pomazana" czy "Maria Magdalena". A muzyka... Zawsze była i będzie dla mnie pasją, która raz dodaje mi skrzydeł i pozwala fruwać ponad światem, a raz je odcina, każąc cierpliwie czekać, aż odrosną.

W II edycji programu "Voice of Poland" ocenia Pani talenty i pomaga się im rozwijać. Czy jest coś, czego sama się Pani od nich uczy?

- Gdyby można było nauczyć się od kogoś talentu, to z przyjemnością wzięłabym kilka lekcji! Ale talent jest darem, który można tylko w nieskończoność rozwijać i dzielić się nim z innymi.

To "Szansa na sukces" pozwoliła Pani stać się jedną z czołowych artystek polskiej estrady. Muzyczny show tego typu, to rzeczywiście najlepszy przepis na karierę? A może jest jedynie gwarantem rozpoznawalności?

- Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. To prawda, że "Szansa na sukces" dała mi szansę i pokazała światu. Tylko że biorąc udział w tym programie, miałam już swoje własne kompozycje, dwa zespoły, w których grałam, i silne własne muzyczne "ja". Dlatego wiele rzeczy udało się od razu, bo połączyło się w całość.

Talent uczy pokory?

- Powinien... Nie jest tylko naszą zasługą i niesiemy go przez życie po to, żeby dzielić się z innymi.

Przez te wszystkie lata działania w polskim show-biznesie - co Panią zaskoczyło najmocniej?

- Nieustannie mnie zaskakuje, (śmiech) Ilość głupoty i próżności, którą pokazuje się światu, przekroczyła już poziom alarmowy. Czasy w których wyrosłam, z których pamiętam przede wszystkim szacunek do drugiego człowieka i jego pracy, bez względu na to, jaka była - powoli odchodzi. Dziś każdego można zrównać z ziemią, odebrać mu bez powodu poczucie własnej wartości, śledzić, kpić, podglądać, fotografować bez jego zgody, nie szanować intymności ani prywatności. Wszyscy jesteśmy wrzuceni do jednego worka pod hasłem "oni tego chcą". Tylko "oni" to nie są wszyscy. Jedni budują swoją karierę na mozolnej twórczej pracy, a inni nie. Nie oceniam tego. Niemniej jednak, wychodząc z dzieckiem z domu na spacer czy zakupy, nie oznacza to wcale, że chcę być fotografowana i śledzona. Życie to nie scena, a konstytucja praw człowieka chroni każdego z nas tak samo. Mając zdjęcie, możesz wszystko. Dopisać historię, snuć domysły, oceniać. Tyle tylko, że prawda w 80 proc. mediów jest pojęciem abstrakcyjnym. Pojęciem, które w ogóle nie ma racji bytu.

W "Polsat Cafe" rusza właśnie kolejny program z Pani udziałem - "Fotorodzinki", czyli o problemach mniejszych i większych dużej polskiej rodziny. Sama ma Pani już dwójkę dzieci. Rodzicielstwo to najprzyjemniejsza czy najcięższa praca na świecie?

- Najprzyjemniejsza! Kochając swoje dzieci, nie czujesz ciężaru... One są najlepszym lustrem naszego wnętrza i pojawiają się na naszej drodze po to, żebyśmy mogli się razem rozwijać. Trudno tak silną relację, opartą na bezwarunkowej miłości, zbudować z innymi ludźmi, a każdemu z nas potrzebna jest do głębokiego zrozumienia świata i sensu bycia tutaj.

Ale na koncertowanie znajdzie się czas?

- Koncertuję nieprzerwanie od 20 lat (plus lata dzieciństwa)! Tyle tylko, że czasy, w których grałam więcej niż mogłam wytrzymać, już dawno minęły. Moją filozofią jest grać tyle, żeby cieszyć ludzi swoją dobrą energią i radością z bycia na scenie. Tylko wtedy mogę oczekiwać tego samego. To z kolei mogę osiągnąć dzięki równowadze pomiędzy kolorową sceną, a prawdziwym życiem.

Proszę jeszcze zdradzić, jaki jest "przepis na kobietę" według Justyny Steczkowskiej?

- Nie ma przepisu! To, że większości mężczyzn podobają się seksowne brunetki czy blondynki, nie znaczy wcale, że chcą z nimi spędzić życie. Kochać całym sercem, a nie tylko ciałem. Tulić w ramionach i szeptać szczere miłosne wyznania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji