Artykuły

Warszawa. Ondrej Spišák reżyseruje "Młodego Stalina"

- Stalin wielu się podobał; był przydatnym i charyzmatycznym przywódcą. Ci, którzy z tego korzystali i kształtowali go, długo nie uświadamiali sobie, że jest też bezwzględnym i cynicznym politykiem i że prędzej czy później zwróci się przeciwko nim - opowiada o bohaterze swego najnowszego spektaklu reżyser Ondrej Spišák. Prapremiera spektaklu w stołecznym teatrze Dramatycznym 6 kwietnia.

Lidia Raś: Na scenie Teatru Dramatycznego przygotowuje Pan spektakl "Młody Stalin", wg sztuki Tadeusza Słobodzianka. W Warszawie zawisły plakaty, z których spogląda sympatyczny, młody człowiek, z obliczem raczej dobrodusznym, wcale nie kojarzący się z późniejszym ludobójcą. W czasach, gdy w Rosji (i nie tylko) dochodzą do głosu resentymenty stalinowskie, nie obawia się Pan, że ktoś może odczytać spektakl jako próbę usprawiedliwiania satrapy?

Ondrej Spišák: Nie ma takiej możliwości, by znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie działań Stalina, które podejmował, gdy już doszedł do władzy. Ale ma Pani rację, chcemy pokazać Stalina z czasów, kiedy nie był jeszcze potworem i wcieleniem diabła w ludzkiej skórze, tylko młodym, charyzmatycznym człowiekiem o sympatycznym obliczu, który poświęcał swoje życie rewolucji.

Stalin nie urodził się potworem; był kiedyś kochającym mężem, mężczyzną wiodącym życie pełne przygód i ideowcem, który zabierał bogatym, by dać biednym.

Młodość w naturalny sposób daje prawo do poszukiwań, zauroczenia ideami, do buntu, chęci budowania nowego, oczywiście lepszego świata.

Kiedy pojawia się sygnał, że coś wymyka się spod kontroli?

- Ludzie młodzi zapalają się i walczą przeciwko czemuś lub w imieniu czegoś. Często fascynują ich poglądy lewicowe. I w tym nie ma niczego złego. Stalin wielu się podobał; był przydatnym i charyzmatycznym przywódcą. Ci, którzy z tego korzystali i kształtowali go, długo nie uświadamiali sobie, że jest też bezwzględnym i cynicznym politykiem i że prędzej czy później zwróci się przeciwko nim.

Tadeusz Słobodzianek mówi, że jego sztuka to portret ojcobójcy, który jednak wykłuł oczy nie sobie lecz połowie ludzkości. Czy w takim razie działania dorosłego jego Stalina powinniśmy interpretować przez pryzmat jego przeżyć rodzinnych, relacji z rodzicami, sytuacji politycznej? Okoliczności determinują działania?

- Tak, w dużym stopniu tak. Ta sztuka pokazuje w jaki sposób okoliczności i ludzie wpływają na spojrzenie człowieka na świat. Relacje Stalina z rodzicami są szczególnie intensywne. Wyparcie ojca, potem też matki, odrzucenie religii, której mechanizmy poznał w seminarium, rozpoczyna drogę budowania świata od nowa, po swojemu. Marcin Sztabiński, odtwórca głównej roli, bardzo pasuje do wizerunku Stalina, ale pojął też psychikę swego bohatera. Jestem przekonany, że zauroczy widzów swoją charyzmą.

To jest kolejne Pana sceniczne spotkanie z Tadeuszem Słobodziankiem. Pracowaliście przy "Śnie Pluskwy", "Malambo", "Merlinie", "Naszej klasie" i "Proroku Ilji". Te spektakle traktują o różnych problemach, ale mają też wspólny mianownik. Są przestrogą przed źle rozumianą wolnością, zaczadzeniem ideologiami, fascynacją religiami, które przyjmowane bezrefleksyjnie mogą być początkiem tragedii. Przed złem , które czai się pod różną postacią. Takie jest też zadanie tego spektaklu? Przestroga przed pojawieniem się nowych wcieleń Stalina?

- Tak, to ma być taka przestroga. Oczywiście obecna sytuacja jest nieco inna, demokracja nie ułatwia narodzin takiego potwora, tak jak to było w Rosji w tamtych czasach, ale ostrożność wobec polityków, którzy wszystko wiedzą, potrafią manipulować ludźmi i skupiać świat wokół swojej idei - nie zawadzi.

W podtytule sztuki czytamy, że ten spektakl będzie "gangsterską opowieścią w rytmie lezginki" (ludowy taniec kaukaski - przyp.red.). Historię Stalina chce Pan opowiedzieć balansując pomiędzy tragedią i komedią, powieścią przygodową a operetką, dramatem a musicalem?

- Tak, opowiadamy przecież o życiu człowieka, który w 1907 roku, gdy toczy się akcja spektaklu, ma 29 lat, i który prowadzi awanturnicze, romantyczno-przygodowe, rewolucyjne życie. Można mu go wręcz pozazdrościć, bo jest naprawdę ciekawe. Podróże, aresztowania, ucieczki. Do tego oczywiście miłość, zabawa - jak przystało na człowieka w tym wieku. "Młody Stalin" to trochę dramat, trochę kabaret polityczny, trochę operetka. Będzie w nim nieco tańca i śpiewu. Tworzy go siedem scen, z których każda rozgrywa się w innym mieście, a to wiąże się oczywiście z odmiennym klimatem tych miejsc. Inny będzie w Wiedniu, stolicy operetki, inny w Londynie, gdzie sponsorem zjazdu partii socjaldemokratycznej jest milioner z Ameryki. W tym spektaklu aktorzy grają nawet po 4 różne postaci, bo jego koncepcja opiera się na pokazaniu swoistego panoptikum postaci, zmieniających się, jak w kalejdoskopie.

W tej sztuce pojawia się cała paleta postaci historycznych, które zaistniały w otoczeniu Stalina.

- Tak, oczywiście. Są tu: Lenin, Krupska, Trocki, Róża Luksemburg. Są bolszewicy i mienszewicy. Ale ponieważ chcemy w tej sztuce pokazać świat i ludzi w konkretnym momencie historycznym i w nieco szerszym aspekcie, pojawią się tu też postaci, które w różny sposób zaznaczyły się w swoich czasach: ojciec psychoanalizy Freud, ze swym uczniem Jungiem, Hitler, dziennikarze i pisarze tamtych czasów.

Przy spektaklu pracuje z Panem Bartek Woźniak, odpowiedzialny za muzykę i scenograf František Liptak.

- Z Bartkiem Woźniakiem pracowałem już przy "Naszej klasie" i "Malambo", więc dobrze się znamy. Bartek ze swoimi muzykami przygotowuje muzykę na żywo do całego spektaklu. Bez słów rozumiem się też z Liptakiem, bo pracujemy od czasów Teatro Tatro, zrobiliśmy razem wiele spektakli.

Sięga Pan jeszcze po reżyserię spektakli dla dzieci czy skupia się Pan już tylko na pracy przy przedstawieniach dla dorosłego widza? (Ondrej Spišak jest absolwentem lalkarstwa na Wydziale Teatralnym Akademii Sztuk Scenicznych, prestiżowej uczelni w Pradze - przyp. red.)

- Nie robiłem teraz niczego nowego, ale w teatrze lalkowym moje spektakle są stale na afiszu. Mam teorię, że jeśli ktoś zajmuje się całe życie teatrem dla dzieci, to może od tego zwariować. A jednocześnie ktoś, kto zajmuje się teatrem dla dorosłych, powinien zrobić od czasu do czasu spektakl dla dzieci, bo to niezła szkoła komunikowania się z widownią. Kontakt z dziećmi jest naprawdę niesamowity; nie mógłbym bez tego żyć.

Pracuje Pan w Warszawie już blisko 20 lat. Za reżyserię "Naszej klasy" otrzymał Pan Feliksa Warszawskiego. Czuje się Pan już człowiekiem stąd?

- Nie mieszkam na stałe w Polsce. Większość czasu przebywam na Słowacji, nie czuję się więc w środku zmian, które zachodzą w Polsce. Ale widzę zmiany. A nawet, gdy siedzę w Warszawie tu tak długo jak teraz, już trzy miesiące, to powoli się przyzwyczajam, że jestem Polakiem.

Wywiad autoryzowany

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji