Artykuły

"Dwa w jednym" na gliwickiej scenie

"Noc w Wenecji" w reż. Marcina Sławińskiego w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Pisze Marek Brzeźniak w Śląsku.

Aczkolwiek zamieszczanie w programach operowych streszczeń librett jest praktyką od dawna przyjętą, to w operetkowych już niekoniecznie. Wszakże Gliwicki Teatr Muzyczny wykazał się dużą roztropnością przedrukowując z "Przewodnika operetkowego" treść libretta operetki Johanna Straussa "Noc w Wenecji". Bo nawet kilkakrotnie czytając ów tekst trudno się połapać, o co chodzi, kto się ku komu "ma", kto się za kogo przebiera i po co. Widzowie pamiętający dawną Polskę, w której zresztą gliwicki teatr noszący wtedy zaszczytną nazwą Operetki był pupilkiem władz, może niekoniecznie krajowych, ale wojewódzkich na pewno, mogliby zadać tu dwa sakramentalne pytania: Kto za tym stoi i czemu to służy? No, ale Johann Strauss zmarł kilkadziesiąt lat wcześniej, zanim owym pytaniom bieg dziejów nadał głębszy sens.

Niemniej jedno z owego streszczenia wynika niezbicie. Bohaterką mającą największe "wzięcie" jest żona weneckiego senatora - Barbara. Bo kocha się w niej nie tylko własny mąż (może nie tyle kocha, co pilnuje - jakby nie było jest to przecież obowiązkiem małżonka), kocha się książę, który zdążył ją poznać przed rokiem, co prawda zamaskowaną, więc niekoniecznie tę, i kocha się siostrzeniec - ten przynajmniej może się pochwalić, oczywiście przed widzami, nie przed wujem, wzajemnością cioci.'

Jeszcze większą ilością zwolenników w elitarnym gronie dyrektorów teatrów, powinna się nieustająco cieszyć imienniczka pani senatorowej - Wielka Barbara Ptak, autorka kostiumów, m.in. nominowanych do Oskara filmów "Faraon" (1964), "Ziemia obiecana" (1974) i "Noce i dnie" (1976) oraz serialu "Królowa Bona" (1980-1981). Nawet jeśli jest droga - nie myślę tu o honorarium pani Barbary, ale o tej ilości materiałów, niekoniecznie tanich, dodatków, może i doaangażowywaniu krawców, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by zwiększonym zadaniom podołał tradycyjny skład. Aż szkoda, że niektóre z tych olśniewających postaci pojawią się przed naszymi oczyma jedynie na moment, niczym fajerwerki - te zresztą też wybuchną w finale. A ponieważ dojdą do tego jeszcze konfetti - karnawał oglądamy w pełni.

No właśnie - wenecki karnawał z maskami. Temat aż prosił się o nadzwyczajne kostiumy. Senatorskie matrony Barbara Ptak udostojniła krynolinami i perukami przewyższającymi swą wysokością dźwigające je damy, tworząc swoistą grupę, rodem z wersalskiego dworu Ludwika XIV. Z kolei postacie z ludu łatwo by się odnalazły w "My Fair Lady", lub jej teatralnym pierwowzorze - "Pigmalionie".

Skoro pokazaniu prawdziwej orgii kostiumów akcja, w której bohaterowie śledzą siebie samych a widzowie próbują pojąć ich zamierzenia, nieco jakby przeszkadzała, realizatorzy wykorzystali więc tu fragmenty muzyczne, same w sobie nie posuwające jej naprzód: uwerturę podczas której krążą postacie arlekinów i tancerek w złocistych kostiumach, oraz interludium orkiestralne w środku drugiego obrazu. Tu już widzimy całą feerię z wyobrażeniami księżyca, wszelkiej maści pajaców, osób z piętrowymi konstrukcjami na głowach, turbanów, czepców, ba, z podwójnymi głowami a nawet kilkoma rękoma - to już z połączenia tancerek i tancerzy w jedną figurę.

Aby zaakcentować pokaz tej nieco pozaziemskiej mody, choreograf Henryk Konwiński "ustąpił" pani Barbarze, przedkładając majestatyczną paradę nad galop, a twórca dekoracji Jan Polewka wygospodarował w środku sceny duży plac na ową promenadę. Ponieważ rzecz rozgrywa się w tle nocnych świateł - z słupków orientacyjnych na kanałach i podświetlonego kościoła Santa Maria delia Salute, a niektóre sceny spowija mgła znad kanałów - to nawet, gdy nie przesuwa się rewia, też mamy na co spojrzeć, a przy okazji... odpocząć. Tym sposobem oglądali my spektakle dwa w jednym. Znakomicie zrealizowaną "Noc w Wenecji", a zgrabnie poprowadzoną przez młodego dyrygenta Wojciecha Rodka (brawa dla orkiestry i chóru), z bardzo dobrymi solistami. W przedstawieniu, które widziałem w głównych rolach zachwycały nie tylko pięknymi głosami, ale także młodością i urodą Joanna Szynkowska vel Sęk (Annina) i Joanna Trafas (Ciboletta). Partie męskie z powodzeniem prezentowali Adam Sobierajski (Książę), Tomasz Garbarczyk (Caramello) i Michał Musioł (Pappacoda). Szczególnie dobrze, z konieczną tu lekkością, zabrzmiały ansamble.

I na ten "normalny", bardzo dobry, spektakl nakłada się rewia kostiumów Barbary Ptak, podczas której zapominamy, o co chodzi w samym utworze i coraz mocniej rozdziawiamy buzie na widok kolejnych sukni i fryzur. Orkiestralny podkład do niej jest zapewne kompilacją z muzyki "Nocy" - w dwupłytowym nagraniu pod dyr. Franza Allersa dla EMI tego interludium nie ma.

Odgrzebując program z poprzedniej gliwickiej inscenizacji "Nocy w Wenecji" z 1988 roku (ćwierć wieku temu!) doszukałem się jedynie dwu nazwisk obecnych i w dzisiejszej realizacji: choreografa Henryka Konwińskiego i Danuty Orzechowskiej, wtedy w roli senatorowej Barbary, dziś jako innej senatorowej - Agricoli. Odnajdując swą zakurzoną recenzję z tamtej inscenizacji z niejakim zdumieniem wyczytałem z niej (przypomniałem sobie?), że nie spodobała mi się tamta... scenografia. No, ale kostiumów nie projektowała wtedy Barbara Ptak.

***

"Noc w Wenecji", muzyka: Johann Strauss, libretto: Friedrich Zell i Richard Genee, adaptacja i opracowanie dramaturgiczne tekstu: Tadeusz Kuczyński, Eugeniusz Nowakowski, Józef Prutkowski, Mirosław Łebkowski, reżyseria: Marcin Sławiński, kierownictwo muzyczne: Wojciech Rodek, dekoracje: Jan Polewka, kostiumy: Barbara Ptak, choreografia: Henryk Konwiński. Reżyseria świateł: Wacław Czarnecki. Gliwicki Teatr Muzyczny, premiera: 18 stycznia 2013.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji