Artykuły

Warszawa. Dziś premiera "Mayday 2" w Och-Teatrze

W Och-teatrze we wtorek premiera farsy "Mayday 2" Raya Cooneya w reżyserii Krystyny Jandy. W jednej z głównych ról - Maria Seweryn.

Dorota Wyżyńska: Dokładnie 20 lat temu odbyła się premiera "Kolejności uczuć" Radosława Piwowarskiego - twojego debiutu filmowego. Na planie miałaś 17 lat. Co wtedy planowałaś, jak wyobrażałaś sobie drogę aktorską?

Maria Seweryn: Nic sobie nie wyobrażałam i nic nie planowałam. "Kolejność uczuć" była przygodą. To był czas, kiedy jeszcze nie wiedziałam, co będę robić w życiu. Udział w tym filmie niewątpliwie wpłynął na moje decyzje. Gdybym wtedy wiedziała, co mnie czeka, ile przejdę, ile złych chwil będę musiała przeżyć w tym zawodzie, zwątpień, nie wiem, czy miałabym odwagę. Przed egzaminami do szkoły teatralnej usłyszałam zdanie, które mnie uderzyło: "Pamiętaj, że nie ma bardziej nieszczęśliwego człowieka niż niezdolny aktor".

A dziś? Różnie o tym wszystkim myślę. Mam 38 lat i mogę powiedzieć, że jestem na swoim miejscu. Cieszę się, że taką drogę wybrałam.

Nie zawsze była usłana różami?

- Zbyt poważnie podchodziłam do aktorstwa. Widziałam moich rodziców w sytuacjach ekstremalnych, trudnych psychicznie, kiedy musieli podejmować związane z tym zawodem decyzje, które potem miały wpływ na całe ich życie. Ale wiedziałam przede wszystkim, że muszę się dużo nauczyć, zanim pozwolę sobie wejść na scenę. Nawet kilka lat po szkole wstydziłam się powiedzieć, że jestem aktorką, bo uważałam, że jeszcze na to nie zasługuję. Myślę, że to wszystko trochę mnie blokowało. A przy tym potwornie przeszkadzało to, że wszyscy patrzyli na mnie przez pryzmat moich rodziców.

Po teatralnym debiucie w "Fedrze" Jeana Baptiste'a Racine'a u boku mamy postanowiłaś uciec z Teatru Powszechnego. Chwilę później zobaczyliśmy cię w "Hamlecie" u Krzysztofa Warlikowskiego, a potem w skandalizującym "Shopping and Fucking" w Teatrze Rozmaitości.

- Miałam potrzebę buntu i potrzebę próbowania różnych gatunków. Nagle zdałam sobie sprawę, że będąc na etacie w teatrze, nie mogę robić tego, co mnie naprawdę interesuje. A to, że trafiłam akurat do "Shopping and Fucking", najbardziej kontrowersyjnego przedstawienia tamtych czasów, to był przypadek. Paweł Łysak i Paweł Wodziński szukali grupy młodych aktorów. Zgodziłam się, nie czytając nawet tekstu Marka Ravenhilla. Wiadomo było, że to będzie bomba, skandal. Wiedziałam, że posuwamy się daleko, ale nie wiedziałam, że burzymy mury i że zostanie to odczytane jako prowokacja.

Żałujesz?

- Absolutnie nie! Te lata alternatywy, piwnic, produkcji niezależnych to dla mnie czas nauki i coraz większej miłości do teatru. Potem - jak pamiętasz - sporo jeździłam po teatrach w Polsce, od Szczecina do Rzeszowa. Grałam u Ani Augustynowicz, u Piotrka Łazarkiewicza. Wszyscy pukali się w głowę, co ja robię. "Panna Julia" w Rzeszowie? Po co ci to? A ja właśnie wtedy zebrałam największy bagaż doświadczeń. Poza tym w Warszawie nikt nie chciał ze mną pracować, a wiedziałam, że muszę się rozwijać, że muszę grać! I potrzebowałam tego wszystkiego, żeby po czasie na spokojnie wrócić do korzeni.

Dziś w Och-teatrze premiera "Mayday 2" Raya Cooneya w reżyserii Krystyny Jandy, kontynuacja tematu z "Mayday" - spektaklu, który z powodzeniem gracie na tej samej scenie od dwóch sezonów. Jak się czujesz w farsie?

- Myślę, że w farsie - nawet tej bardzo dobrze napisanej - łatwo jest stracić gust i dyscyplinę. Publiczność chce się śmiać. I to jest fantastyczne, że chce się śmiać, ale bywa też zwodnicze. Na szczęście poczucie humoru, lekkość, wdzięk, technika w tej obsadzie (Artur Barciś, Monika Fronczek, Rafał Rutkowski ) są niezmienne i na najwyższym poziomie. Ale "Mayday 2" to jeszcze większe wyzwanie. Bo gramy te same postaci, ale 17 lat starsze. Żart w pewnym sensie opiera się na tym samym, ale jest to inaczej napisane, literacko inaczej. W "Mayday" rzecz polegała na tym, żeby złapać rytm, postać i popychać to celnie we właściwym kierunku. A tutaj konstrukcja emocjonalna postaci jest dużo bardziej skomplikowana, żart opiera się na charakterach, na bliższej ich obserwacji.

Dwa pytania padają od kolegów: Czy to prawda, że "Mayday 2" jest gorszy od "Jedynki"? I czy gramy w tej samej scenografii?

Na pierwsze pytanie odpowiadam, że gdyby nie było "Mayday 1" to "Mayday 2" byłoby jedną z najlepszych fars na świecie, a "2" powoduje porównania i stąd wątpliwości. Jeśli ktoś nie widział "Jedynki", może spokojnie przyjść na "Dwójkę" i odwrotnie. Będzie tak samo dobrze się bawił, bo to jest tekst doskonały!

Czy zmieniła się scenografia? Tak, i to bardzo. Minęło 17 lat, mieszkania naszych bohaterów się zmieniły. Zmieniły się czasy, zmieniła się moda. Jesteśmy w latach 80. Arek Kośmider, scenograf, i Tomek Ossoliński, kostiumolog, mają niemałe wyzwanie. Bardzo dziwny styl, staramy się tym zabawić.

Och-teatr to od niedawna "Centrum rozrywek teatralnych". A przecież właśnie miały być projekty bardziej niszowe, alternatywne, muzyczne.

- Po dwóch latach, po kryzysie w Fundacji, po nożu na gardle, który mieliśmy, trzeba było podjąć decyzję: czy zamykamy Och-teatr, czy zmieniamy jego charakter na bardziej wyrazisty i taki, który gwarantuje większą liczbę widzów. Och-teatr ma 450 miejsc, Teatr Polonia - 266, mniejszy teatr zarabiał na większy, trzeba było to odwrócić, bo to nielogiczne! Udało się. I przepraszam wszystkich, że mówię o finansach, ale nie da się o nich nie mówić w kontekście teatru prywatnego, a tu dwóch teatrów. Zdecydowałyśmy więc, że w Och-teatrze będą królować komedia, śmiech, luz i muzyka, bo dają gwarancję dobrej frekwencji.

Komedia, farsa, koncert nie jest gorszym gatunkiem teatralnym. Że jest, myślą ci, którzy tego nie spróbowali, albo potworne smutasy Najważniejszy jest poziom. W Och-teatrze co wieczór ściany pękają od śmiechu, ludzie rozluźniają się, słuchają też muzyki, bo z koncertów nie zrezygnowaliśmy, jest ogród, są leżaki, kawiarnia, są warsztaty plastyczne dla dzieci - w sobotę organizujemy Dzień Dziecka! A Polonia ma swój inny nurt - jak my to w Fundacji nazywamy - to miejsce na spełnianie ryzykownych marzeń artystycznych. To tam może powstać "Zmierzch długiego dnia" O'Neilla. Kiedy ostatnio znalazłam rewelacyjny tekst "Konstelacje", ale trudny i nieoczywisty, od razu wiedziałam, że to materiał na premierę w Teatrze Polonia. Będziemy próbować prawie przez całe wakacje. Reżyseruje Adam Sajnuk, gram z Grzegorzem Małeckim. Premiera odbędzie się pod koniec sierpnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji