Artykuły

Świat skutków bez przyczyn

Nowy, dziwny świat. Ludzie w nim pokorni, zajmują się bezcelową i nieładną robotą w brudnym, pełnym żelastwa, blach i opuszczenia pejzażu mocno nasy­conym techniką.

Stary klozet, sznury, zwoje drutu, przelewanie wody przez bidet, jakieś parkany, jakieś światła jak z bara­ku.

Wokół tego zwijają się zajęci moc­no bezsensowną krzątaniną inteli­genci w kombinezonach. Cały czas mówią, właściwiej będzie napisać: dialogują. Na tematy filozoficzne; wyłącznie. Spierają się o Heidegge­ra, o jakieś dzieło muzyczne, o ro­dzaje krytyki strukturalistycznej. To leitmotiv.

Bo obok tego jeszcze pojawiają się: aktorzy ubrani elegancko, skontrastowani z kombinezonowymi, zde­gradowanymi inteligentami, ich (ak­torów) kobiety oraz Tramwajarz, Fa­natyk, Starzec i Figuranci. A także Ona, czysta dziewczyna - jedyna, która mówi logicznie. Tramwajarz to ideolog, który chce uszczęśliwić świat (żebym miał was zgnoić, to was uszczęśliwię), Fanatyk to mafijny działacz dorastający powoli do władzy, Starzec to władca, a Figu­ranci to... figuranci. Satelici Star­ca.

"Zorza", utwór Bogusława Schaeffe­ra, kompozytora i dramatopisarza, wyreżyserowana została przez Iza­bellę Cywińską w poznańskim Te­atrze Nowym a pokazana w War­szawie całkiem niedawno (także w Teatrze Nowym, przy ulicy Pu­ławskiej) jako owoc impresariatu Teatru Rzeczypospolitej. "Zorza" Cy­wińskiej to prapremiera. Czy sztuka znajdzie wielu nowych chętnych do wzięcia jej na warsztat - okaże się: na pewno interpretacja Cywińskiej na tyle sugestywnie ją zareklamo­wała, że można mówić o wspania­łym, scenicznym początku.

Rzecz interesująca jako próba za­rysowania świata zdemontowanych kodów porozumienia, dziwnego świata skutków bez przyczyn.

O cóż tu chodzi? Owszem, jest pewna parabola konkretnej rzeczy­wistości, na tyle przecież ogólna, że aż samoanulująca się. Są postacie z życia, syntetyczne postacie ideo­logów, karierowiczów, donosicieli, wodzów, władców, liberałów, do­gmatyków, sprzedajnych artystów i tak dalej. Wiarygodne, bo napisane z ludzkich przywar, wsparte jakimiś śladowymi szczegółami czyichś prawdziwych biografii, ale właściwie - bajkowe. Jak zajączek, który jest personifikacją Zająca Tchórza czy mróweczka - Pracowitej Mróweczki.

Dlatego nie te parabole dochodze­nia do władzy, walki o nią czy spra­wowanie jej są tu najbardziej fra­pujące. To, co rozstrzyga o wartości "Zorzy" (przynajmniej w jej scenicz­nym wydaniu) jest sprawą języka. To, o czym się mówi mniej jest waż­ne niż to, jak się mówi. Schaeffer negliżuje nasze systemy porozumie­wania się: tak a tak komunikujemy się między sobą, to są próbki "dialo­gów" współczesnych, posłuchajcie i popatrzcie.

Słuchamy i patrzymy: kalki, zbitki skojarzeń, banały, slogany, żargony środowiskowe, słowa puste, dekora­cyjne, słowa bez pokrycia.

("Patrzymy" na słowa, bo gesty i czynności aktorów podkreślają ich nieadekwatność, nieautentyczność, sztuczność i pokraczność). Teksty utopione w pretensjonalizmie, w po­zie, teksty sztampowe choć takie ni­by ważne, "istotne".

Filozofowanie nad klozetem, nad śmietnikiem. Wyznania nie a propos, deklaracje same w sobie, nie pozo­stające w żadnej relacji do tego, co się robi (na scenie, na scenie...) Lu­dziki z przydzielonymi zadaniami miotają się po scenie - rumowisku. Rozważają coś, o coś się spierają: kiedy się na nich huknie, milkną z przestrachem. Potrafią chodzić na czworakach, potrafią wejść niemal w ścianę.

Filozofowie codzienności (to czwórka kombinezoniarzy z ustami pełnymi cytatów z historii filozofii), albo figuranci, zachłystujący się je­dynie słuszną czyjąś teorią i posta­wą.

Nieliczne indywidualności - Tramwajarz, Fanatyk - naznaczone są skazą pragmatyczną. Cokolwiek zanadto pragmatyczną. Po trupach dla własnej idee fixe (Tramwajarz) albo dla własnej potęgi (Fanatyk). Czysta Dziewczyna uosabiająca do­bro i piękno zostaje zabita przez Fa­natyka.

Nie wyciągałabym z tego faktu żadnych daleko idących wniosków, nie tylko fanatyzm unicestwia dobro i piękno, często wyręcza go przy­padek. Zbyt często nawet. Właściwie to już reguła życiowa, dobro przebija się z trudem. Truizm? Tru­izm.

Dlatego naprawdę cenne w "Zorzy" jest jej tło: krajobraz zdegradowa­nego języka i zdegradowanej myśli. Volapuk "komunikacji międzyludz­kiej", magma, która zastępuje nam poglądy, przekonania i światopog­ląd.

Świat bez sensu, alogiczny, skutki bez przyczyn. Strzela się nie wia­domo dlaczego, nie wiadomo dlacze­go stosuje łaskę, nie wiadomo dla­czego wybiera się ofiarę, nie wia­domo dlaczego apoteozuje i uwielbia, nie wiadomo dlaczego porzuca. Robi się coś (czemu właśnie to?) i świat wcale nie staje się od tego lepszy. Często przeciwnie. Zresztą - nicze­go nie da się przewidzieć.

Wymowa spektaklu jest wielo­znaczna. Wcale nie łatwo ją wyrazić słowami. Jedno jest jasne od począt­ku: atmosfera nieprzystawalności słów do czynów, klimat śmietniska i złomowiska (czego? wartości, sen­sów, przedmiotów materialnych?...), wrażenie ogólnej degrengolady.

W tym wszystkim odrobina dema­gogii, odrobina przemocy, trochę "układów" i gier o wpływy, czyjaś tragedia, czyjaś śmierć, czyjeś lizu­sostwo i oportunizm. Figury stylistyczne współczesnego życia. Pod każdą szerokością geograficzną po­dobnego.

Ot, i cała "Zorza", całe przedstawie­nie. Zagrane świetnie, tak jak to już bywa w paru tylko teatrach: co się zowie zespołowo. Opis tej gry to już inna historia, nie na to miejsce i nie na tę okazję. Jakaż to okazja? Nowa sztuka współczesna, całkiem świeżutka. Wcale nie mała okazja, prawdę powiedziawszy. I sugestyw­ny spektakl - c. b. d. o.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji