Artykuły

Białoszewski w sercu kraju. 30. rocznica śmierci pisarza

30 lat temu zmarł Miron Białoszewski. Za kilka dni w Muzeum Literatury w Warszawie zostanie otwarta poświęcona mu duża wystawa. Ta wystawa - migotliwa, pełna obrazów, dźwięków, filmów - poszerzy przestrzeń, w jakiej widzimy autora "Donosów rzeczywistości". Także o stronę metafizyczną - pisze Tadeusz Sobolewski w Gazecie Wyborczej.

40 lat temu, w okresie największego powodzenia swego pisarstwa, wkrótce po wydaniu "Pamiętnika z powstania warszawskiego" - tak pisał o swoim "niedzielowaniu", przemienianiu życia w święto: "Głupi! przecież nie chodzisz do pracy, nie siedzisz w ciupie, wojna nie grozi, pieniądze są, pisze mi się jak ileś lat temu. Związek, kamienica, czytelnicy idą na te moje i pisania, i leżenia, i zmęczenia, objawienia, zmyłki, zamieszania. Chuchają, trzymają w śródmieściu, drukują, płacą, przepisują".

Żył, aby móc pisać. "Przyjdź/ pismo/ nosem/ seksem/ trafem/ cudem/ musem (...) byleś/ pis-ło". W roku 1979 notuje w dzienniku: "Dużo napisałem w ostatnich latach, dużo drukowałem. Wszystkiego nie da się po prostu wydrukować. A dalej chce mi się pisać (...) Trzeba pisać tak jakby dla siebie".

Nie przypominał zawodowego literata. Pisanie było u niego formą kontaktu ze światem i z samym sobą. Było sensem jego egzystencji. Nie pisząc, "trzeba by się przestawić na bierność, na rodzaj kontemplacji rezygnacyjnej i rozwiązującej się ze światem. (...) Nie wiem, czy chciałbym, żeby mnie było na to stać".

Będąc głównym bohaterem swego pisarstwa, Miron dystansuje się do siebie. Jego twórczość jest nieustannym dialogiem z sobą i ze światem, który oglądamy razem z nim, jakby po raz pierwszy, ze zdziwieniem. Na tym polega niezatarty urok i świeżość jego pisarstwa. Konstanty Jeleński powiedział: był podobny do wszystkich, choć nikt nie był podobny do niego. Twórczość Białoszewskiego to nieustanny "wywód jestem'u", z tym że to "jestem" ma u niego obiektywną formę rzeczownika.

Jak Gombrowicz w swoim "poniedziałek - ja, wtorek - ja..." Białoszewski mówi: "mieszkanio-ja, leżenio-ja". To "ja" przenika wszystko. Ale paradoksalnie, Białoszewski, tak bardzo skupiony na sobie, "obdaje" sobą innych, dopuszcza ich do komitywy. Symboliczne ubóstwienie "ja" - jak w poemacie "Autobiografia" z lat 50., gdzie "każdy stopień/ śpiewa kolędę/ o moim narodzeniu" - otwiera go na innych ludzi. Celebrowanie własnej egzystencji prowadzi do swoistego mistycyzmu, religijnej pokory, jak w słynnej deklaracji z "Obrotów rzeczy", z wiersza "Swoboda tajemna": "Marność jest dla wybranych. Wybranych jest mało. Albowiem - wybiera każdy - sam siebie".

Należał do tego samego wojennego pokolenia co Borowski, Różewicz, Szymborska. Po Zagładzie, po upadku powstania, na ruinach Warszawy jak tamci przeżywał kryzys wartości, kryzys wiary. Przezwyciężał go bez poddania się ideologii, ale też bez nihilizmu. Szukał oparcia w konkrecie, w tym, co najbliżej, co "sprawdzone sobą". I jeszcze jeden paradoks: jego bunt wobec rzeczywistości prowadził do generalnej zgody na życie. U Białoszewskiego "pisanie i życie idą razem. A chwilami są tym samym".

Ten egocentryk, eskapista, outsider, jednostka, zdawałoby się, głęboko aspołeczna - stał się odkrywcą rzeczywistości, jak sam żartobliwie to określał, jej "stróżem", dozorcą, "piewcą Marszałkowskiej". "Rzeczywistość to artystka" - mówił. Jego pisanie jest głęboko "zwąchane z życiem", a jego poezjoproza z lat 50.-80. tworzy jakby jedną wielką książkę, jeden dynamiczny ciąg, którego wciąż nie ogarniamy. Mimo wielu analitycznych prac, jakie powstały o Białoszewskim, on sam pozostaje najlepszym przewodnikiem po swoim życiu i twórczości, swoim własnym interpretatorem. Na naszych oczach wciąż stwarza, a może genialnie zmyśla samego siebie.

W ostatnich latach, po wydaniu "Chamowa" i "Tajnego dziennika", Białoszewskiego znów robi się dużo. W kolekcji warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej "W sercu kraju" na filmikach Romana Klewina z lat 70. można zobaczyć, jak Miron tańczy swój szamański taniec. Literaturoznawca Maciej Byliniak opracowuje ogromne zbiory nagrań Białoszewskiego znajdujące się w Muzeum Literatury i wydaje kolejne płyty z jego wykonaniami utworów własnych, ale też Mickiewicza, Słowackiego, Norwida. Był przecież także aktorem.

PIW wznawia utwory zebrane Białoszewskiego - od "Obrotów rzeczy" po "Chamowo". Redaktor Marianna Sokołowska pieczołowicie przywraca w jego prozach to wszystko, co usuwała z nich wewnętrzna cenzura wydawnicza; cięcia dotyczyły zwłaszcza dwóch sfer - homoseksualizmu i realiów życia w komunizmie. Ukaże się pierwsze krytyczne wydanie arcydzieła Białoszewskiego "Pamiętnika z powstania warszawskiego" uzupełnione zarzuconymi wariantami tekstu i przywracające cenzorskie skreślenia. Rewelacją będzie tom ineditów - wiersze Białoszewskiego pisane za okupacji i tuż po wojnie, takie jak "Chrystus Powstania", "Jerozolima", kluczowy dla zrozumienia jego światopoglądowego i poetyckiego przełomu wiersz z 1944 r. "Do Ducha-siebie" oraz podziemna twórczość okupacyjna zawarta w biuletynie poetyckim "Ogień krzepnie" z 1942, wydanym wspólnie ze Stanisławem Swenem Czachorowskim i Tadeuszem Kęsikiem-Teikiem, późniejszym księdzem.

24 czerwca w warszawskim Muzeum Literatury zostanie otwarta duża wystawa "Warszawa Białoszewska. (Te leżenia-latania-transe...)". Jej autorka, kustosz Małgorzata Wichowska zastrzega:

"Białoszewski, o którym dziś się mówi, jest dla mnie trochę zbyt plebejski, utopiony w anegdocie, umieszczony w podwórkowych przestrzeniach, traktowany jako 'stróż-latarnik z mrówkowca'. Wydaje mi się, że mistyfikujemy i pomniejszamy w ten sposób postać wielkiego, choć tak skromnego poety. Na naszej wystawie nie traktujemy Mirona jako warszawskiego kronikarza, choć przywołujemy miejsca z nim związane. Obrazy kamienic i bliskich Mironowi ludzi stanowią materię wystawy, kamienica jest jej motywem przewodnim - od Leszna 99, gdzie się urodził, do Hożej 72, gdzie umarł. Posługujemy się m.in. fotografiami z Referatu Gabarytów w Archiwum Państwowym m.st. Warszawy, gdzie ocalała bezcenna dokumentacja przedwojennej stolicy: dom za domem.

Ale w 'Warszawie Białoszewskiej' poprzez obrazy miasta i ludzi pragniemy dotrzeć do przestrzeni wewnętrznej Mirona. Ważny jest tu sam motyw patrzenia, który u Białoszewskiego oznacza tworzenie i stwarzanie. Powraca symboliczna sytuacja wyglądania przez okno, zapatrzenia, koncept Wiecznego Momentu, kontemplacji chwili, tak ważny dla Białoszewskiego. Powracają odniesienia malarskie: towarzyszące poecie obrazy Józefa Czapskiego, zobaczone po raz pierwszy za okupacji w mieszkaniu Ludwika Heringa, czy 'Kobieta w oknie' Jana Lebensteina, ulubiony obraz, który na zdjęciu Ireny Jarosińskiej z 1958 r. Miron wynosi z domu do ciężarówki podczas przeprowadzki z Poznańskiej na plac Dąbrowskiego".

Sensacją będą po raz pierwszy udostępnione zdjęcia z archiwum Stanisława Swena Czachorowskiego i Leszka Solińskiego, z czasów okupacji, na - jak powiedzielibyśmy dzisiaj - gejowskiej plaży nad Wisłą. Białoszewskiemu z portretów Marka Piaseckiego z lat 50. mógłby pozazdrościć wizerunku dzisiejszy hipster (w dedykacji dla artysty Miron pisze: "najprzedniejszemu/ z fotografików tutejszych (...) od mojego teatru/ od mojego mieszkania/ od moich rzeczy/ ode mnie samego"). Na nieznanych zdjęciach Tadeusza Fredry-Bonieckiego z 1975 r. Białoszewski po przeprowadzce na Lizbońską - zagubiony, odmieniony fizycznie po zawale, jeszcze niezadomowiony. Ratunkiem będą wiersze, które zaczną powstawać na nowym miejscu.

Ta wystawa - migotliwa, pełna obrazów, dźwięków, filmów - poszerzy przestrzeń, w jakiej widzimy autora "Donosów rzeczywistości". Także o stronę metafizyczną. Małgorzata Wichowska, mówiąc o tym, ostrożnie dobiera słowa. Chodzi o niezwykły "związek poety z przestrzenią miasta, z jego rozpadem. Nikt tak jak Białoszewski nie czuje tkanki duchowej Warszawy z jej religijnością, jej litaniami i procesjami Bożego Ciała, tym wszystkim, co oddał w słynnej sekwencji odmawiania psalmu pod bombami przez nieznaną kobietę w szarym płaszczu w 'Pamiętniku z powstania...'. Kiedy Jadwiga Stańczakowa pytała go, czy wierzy w istnienie jakiegoś innego świata, odpowiadał żartem: a kto by się tam wplątywał w te byty nie wiadomo jakie... Ale to, że nie uważał się za 'wierzącego', nie wyklucza wiary w inną rzeczywistość, której poezja jest znakiem. Więc na koniec wystawy wracamy do źródeł, do jego młodzieńczych lektur, do księdza Baki, do Słowackiego, do pierwszych zapatrzeń".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji