Artykuły

Słobodzianek - człowiek demolka

Tadeusz Słobodzianek dostał od losu talent oraz trzy teatry. Robi w nich rewolucję i wywraca do góry nogami dawny porządek. Z jakim efektem? - zastanawia się Anna Gromnicka w tygodniku Wprost.

Równo rok temu wygrał konkurs na dyrektora Teatru Dramatycznego w Warszawie, jednej z najlepszych scen w kraju. Wraz z nominacją dostał z budżetu miasta 11 mln zł dotacji. Chociaż teatr przynosi większe wpływy niż za rządów poprzednika, Tadeusz Słobodzianek dokonuje tego ogromnym kosztem. Tnie repertuar, reżyserzy nie chcą z nim pracować, zwalniani z pracy aktorzy oskarżają go o nadużycia. Na domiar złego wdał się w spór z warszawiakami i prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz o klub Kulturalna. Spór ten przegrał. Jednak to nie koniec walki dramaturga i reżysera z nieprzychylną mu rzeczywistością.

JESIONKI I HIPSTERZY

Z dyrektorem spotykam się w jego gabinecie w teatrze, który ma siedzibę w Pałacu Kultury i Nauki. - Mam nadzieję, że pani nie jest z tego działu, który się zajmował sprawą Wojciecha Fibaka? - z uśmiechem mówi mi na powitanie. - Nie, ale jestem zwolenniczką ujawniania takich spraw - odpowiadam. Przechodzimy na taras z widokiem na Warszawę. Rozmawiamy o programie teatru, konfliktach z aktorami i wojnie o Kulturalną. Dyrektor mówi: - Organizowaniem przestrzeni klubowej zajmie się Elżbieta Komorowska, która kiedyś organizowała praski Sen Pszczoły. Pytam, jak wyobraża sobie tę strefę. - Mnie zależy na miejscu, które będzie działało kompatybilnie z teatrem. Jeśli np. mamy premierę "Absolwenta", chętnie widziałbym w Kulturalnej bal w stylu lat 60., by publiczność po świetnej zabawie mogła przyjść do teatru. I odwrotnie, aby zaraz po obejrzeniu "Cudotwórcy" przy lampce wina miała szansę porozmawiać o tym, co zobaczyła na scenie - mówi.

Widzów Dramatycznego nazywa jesionkami (czyli inteligentami z miasta), a dotychczasowych bywalców Kulturalnej - hipsterami. Sugeruje, że skoro oni nie chcą jesionek, to on nie chce u siebie hipsterów.

W teatrze aż buzuje od złych emocji. Urzędowanie Słobodzianek zaczął niefortunnie: przygotował listę reżyserów, których widziałby wśród współpracowników (Krystian Lupa, Tomasz Man, duet Strzępka - Demirski). Ale nie skonsultował jej z twórcami, którzy wcale nie mieli ochoty na tę współpracę. Zarzucano mu, że zamiast programu zaoferował pomieszane bez ładu i składu nazwiska i style. Dyrektor tłumaczy, że chciał zapraszać twórców z lewa i prawa, stworzyć teatr repertuarowy i mainstreamowy, bliski miejskiej inteligencji, bez eksperymentów na tekście i formie: - Chciałem pokazać historię i dotknąć rozmaitych zbolałych miejsc w polskim życiu społecznym.

Tadeusz Słobodzianek jest równocześnie dyrektorem teatru Na Woli i Laboratorium Dramatu. Kiedy składał swoją ofertę w konkursie na dyrektora Dramatycznego w maju zeszłego roku, te sceny radziły sobie dobrze. Słobodzianek wyszedł z inicjatywą połączenia ich w jeden organizm i przywrócenia dobrej klasyki na deski Dramatycznego. Pytam, po co zrównywać teatry Na Woli i Dramatyczny, które przyciągają inną publiczność? - Nic bardziej mylnego, proszę pani - odpowiada. Mówi też, że planuje na półtora roku. - To są trudne, delikatne kwestie, musimy sobie odpowiedzieć na podstawowe pytania: co, jak, gdzie, kiedy - wyjaśnia, ale na konkrety każe czekać do połowy sierpnia. Narzeka na brak reżyserów, którzy mogliby wystawiać na dużej scenie Dramatycznego. Marzy o pojawianiu się tam klasyki, np. "Nosorożca" Ionesco czy "Mizantropa" Moliera. Jednak na razie niewiele wychodzi z jego założeń. Najbardziej wymowne dla zmian w teatrze są projekty plakatów jego spektakli. Widać na nich przede wszystkim albo wyłącznie twarz głównego bohatera, tytuł dzieła i autora (jak w "Młodym Stalinie"). To cecha charakterystyczna: ludzie, którzy przygotowują przedstawienie, są dla dyrektora kwestią drugorzędną, najważniejszy jest tekst. Ta zasada dotyczy zarówno reżyserów, jak i aktorów, którzy zbuntowali się przeciwko Słobodziankowi i wysłali list do Biura Kultury Urzędu Miasta. Jego dyrektor Marek Kraszewski pismo odesłał do Słobodzianka, a aktorom powiedział, że robią niepotrzebną aferę.

KONFLIKT NA GÓRZE

Dramatyczny jest najszczodrzej dotowanym przez miasto teatrem Warszawy. Co można zrobić z 11 mln zł? Dyrektor mówi, że odziedziczył po poprzedniku Pawle Miśkiewiczu 900 tys. zł długu, konieczne też były remonty, no i do końca roku nie mógł grać kosztownych spektakli poprzedniej ekipy, które "nakręcały spiralę zadłużenia" Twierdzi, że dzięki oszczędnościom zmniejszył je do 230 tys. zł. Z Biura Kultury dostaję informację, że na sztukach granych od stycznia do marca tego roku teatr zarobił 427 655 zł (za poprzednika w tym samym okresie - 169 136 zł). Różnica we frekwencji też przemawia za nowym szefem - liczba widzów wzrosła z 6840 do 14,8 tys.

Słobodzianek tłumaczy, że na wszystkich scenach gra teraz blisko 60 spektakli. Wychodzi po 15 na jedną. Aktorzy Dramatycznego twierdzą, że grają góra 13 przedstawień, ale częściej mniej. Problem w tym, że po martwym czasie (październik-grudzień) teatr przez trzy miesiące grał głównie sztuki poprzedników (np. 1 lutego powróciła do repertuaru "Alina na Zachód"). Z nowych rzeczy w tym okresie na afisz wszedł m.in. "Cudotwórca" Jest grany na małej scenie. Jednak dotychczas Słobodzianek wystawił tylko trzy istotne premiery - "Operetkę" Gombrowicza (rozjechaną przez recenzentów), swojego "Młodego Stalina" (także słabo przyjętego) i "Romantyków" Levina. Ile kosztowało ich wyprodukowanie ? Nie dowiedzieliśmy się tego z Biura Kultury.

Pytam Tadeusza Słobodzianka o to, czy prawdą jest, że pod koniec roku zerwał próby czytane do trzech spektakli. - Tak się często pracuje właśnie po to, by nie ryzykować kosztów - odpowiada. Ale historia wygląda trochę inaczej. W listopadzie zespół rozpoczął próby do "Kadiszu". Aktorzy mieli z nimi problem i po kilku czytaniach reżyser Adam Nalepa poszedł do dyrektora z propozycjami zmian. - Ten się wściekł - relacjonuje jeden z aktorów. - Powiedział do reżysera: "Dobrze, to ty dodaj tu trochę tekstów, a ja i tak wszystko wywalę na próbie generalnej".

- Wie pani, nie chcę się denerwować - wspomina to wydarzenie Nalepa. - Ja do tego teatru za Słobodzianka w każdym razie nie mam zamiaru wracać. Opowiada, że gdy poszedł do niego z sugestiami zmian w sztuce, twierdząc, że bez nich powstanie słaby spektakl, dyrektor mu odpowiedział: "Albo grasz tak, jak jest w tekście, albo w ogóle". Nalepa mówi, że skończyły się czasy teatru, w którym tekst byłby nie do ruszenia: - Tekst pobudza moją fantazję do tego, żeby go zmieniać. Jeśli komuś nie podoba się ta metoda, to trudno.

Podkreśla, że praca zespołowa w teatrze jest koniecznością. Zresztą zespół też trzeba umieć do siebie przekonać, a on uważa, że aktorzy Dramatycznego są jednymi z najlepszych. Adam Nalepa mówi, że to właśnie oni podczas prób zasugerowali mu, żeby nie robić sztuki "po literach" ponieważ może z tego jedynie wyjść gorsza kopia "Naszej klasy" - czołowego dzieła Słobodzianka, za które przed trzema laty dostał nagrodę Nike. Po wydarzeniu z nieudanym czytaniem "Kadiszu" aktorzy do końca grudnia za karę nie grali. "No i przepędziliście reżyserów" - miał im powtarzać dyrektor.

Jednak Tadeusz Słobodzianek mówi mi, że nadal chce pracować z Nalepą. Zamierza wystawić "Króla Edypa" w tłumaczeniu Antoniego Libery. Dzwonię do Libery z pytaniem, jak wyglądała ich współpraca i czy wie, kto miałby się zająć przygotowaniem spektaklu. Odpowiada, że reżyserować miał rzeczywiście Nalepa, ale nic z tego nie wyszło. Mówi, że dyrektor był zachwycony jego tłumaczeniami. - Zamówił u mnie przekłady łącznie trzech sztuk, w tym "Króla Edypa" i "Filokteta" Sofoklesa - kontynuuje. I zdradza, że niestety "Filoktet" też na razie nie będzie grany, chociaż miał się pojawić na deskach Dramatycznego przed "Edypem". Dlaczego? Bo Słobodzianka ubiegła Barbara Wysocka z Wrocławia, która w Teatrze Polskim wyreżyserowała świetną adaptację tej sztuki. Zrobiła to, mimo że Libera zastrzegł w ZAiKS prawo do pierwszego wystawienia. - To nieostrożność ze strony Słobodzianka - mówi niechętnie Libera. Do prac nad sztuką powrócą. Ale kto ją zrobi? Nalepa nie będzie chciał na razie reżyserować w Dramatycznym. Może w takim razie ktoś inny?

JEDNA RĘKA KRYTYKA

Poruszamy tę kwestię podczas rozmowy o programie na kolejny sezon, który dyrektor miał złożyć w Biurze Kultury. Nie dostaję szczegółów, ale słyszę od Słobodzianka, że są w nim założenia współpracy z wieloma twórcami. Sugeruję, że w nowym sezonie wymagających widzów nie przyciągnie jego "Młody Stalin" ani "Operetka" Gombrowicza, ani "Romantycy" Levina, ani nawet przygotowywany na początek lipca "Absolwent" w tłumaczeniu Jacka Poniedziałka. Dyrektor się oburza, twierdząc, że fragmenty negatywnych recenzji, które mu cytuję ("Przedstawienie powstawało w teatrze Na Woli, w obsadzie nie ma aktorów Dramatycznego, za to dramatyczne jest, bez wyjątków, aktorstwo"), to przykład na "zakulisową grę, która się toczy wokół teatru". A potem mówi o swoim "Stalinie": - Czytała pani, jakie emocje wywołuje ta sztuka u recenzentów? Niektórzy odchodzą od zmysłów.

"Młody Stalin" jest grany na dużej scenie. Dyrektor mówi, że przy podobnej frekwencji jak podczas wystawianych tu przedstawień Krystiana Lupy. Pytam więc o deklarowaną przez niego współpracę z tym reżyserem.

- Lupa nie powiedział "nie" ale jest w tej chwili zajęty swoimi realizacjami zagranicznymi. Za cztery lata obiecał udzielić wiążącej odpowiedzi - słyszę. - Jednak cztery lata to bardzo długo! - Myślę, że na Krystiana warto czekać. Tymczasem prowadzę rozmowy z innym pokoleniem twórców teatralnych.

Żaden nie został jeszcze potwierdzony. Pytam więc o Monikę Strzępkę i Pawła Demirskiego, którym dyrektor miał proponować pracę. Odpowiada, że dba o ich spektakl "W imię Jakuba S", który był tu hitem, i jego oferta dla duetu nadal jest aktualna, lecz zarazem "ich teatr jest mu ideowo i estetycznie obcy". Po co więc proponuje im współpracę ? I czy coś wyszło z jego propozycji? Niestety nie, bo Strzępka i Demirski nie odpowiedzieli na nią. Może do sierpnia się zdecydują... Szef Biura Kultury UM Marek Kraszewski twierdzi, że wtedy otrzyma od Tadeusza Słobodzianka program Dramatycznego. - Plany dotyczące repertuaru są podawane wraz z planami finansowymi. Projekty na 2014 r. będą przysyłane przez instytucje artystyczne w połowie sierpnia, a plan ostateczny na przyszły rok zostanie zatwierdzony w styczniu, po grudniowym uchwaleniu budżetu - mówi Kraszewski.

MASONERIA ATAKUJE

Tadeusz Słobodzianek wygrał konkurs na szefa Dramatycznego, bo zaproponował najtańszy sposób zarządzania i połączenie trzech scen. Dla urzędników liczą się głównie efekty finansowe, a dyrektor słynie z tanich realizacji. Sztukę potrafi wystawić za 5 zł, a miasto przecież wciąż szuka oszczędności w kulturze. Do nich zalicza też zwolnienia. Słobodzianek twierdzi, że rozwiązuje umowy z aktorami, by stworzyć mniejszy, jednolity zespół, który mógłby występować na każdej ze scen. Pytam go o list aktorów wysłany do UM. - Jedni ludzie dostają odszkodowania, inni przechodzą na umowę o dzieło, jeszcze inni na etat. Normalny proces, związany ze zmianą struktury organizacyjnej tego teatru, z którego raczej wszyscy powinni być zadowoleni, jeśli zależy im na oszczędzaniu pieniędzy publicznych - mówi. Lecz zarazem chce wymienić dotychczasowy zespół Dramatycznego na aktorów z teatru Na Woli i z innych miejsc. Czyli powiększyć go. - To nie jest mój zespół, to są aktorzy dyrektora Miśkiewicza - mówi.

Kiedy zwalniał ludzi 22 maja, miał zapraszać ich do swojego gabinetu i wręczać wypowiedzenia z identyczną argumentacją: "Reżyserzy nie wyobrażają sobie pracy z panem/panią". Napisał na nich: "Pana typ sceniczny nie jest przewidziany do realizacji nowych spektakli". Tylko Katarzyna Figura przyjęła wypowiedzenie za porozumieniem stron. Reszta zespołu odmówiła. Małgorzacie Maślance, która grała m.in. w "Mieście snu" Lupy, miał powiedzieć "Piątej kolumny od Krystiana Lupy tu nie potrzebuję" oraz: "Jestem pierwszy do zarzynania, wbijania na pal, ucinania głów, rzeź i wojnę mam w genach, we krwi". Zwalnianej aktorce, samotnej matce z dwójką dzieci, powiedział: "Takich matek aktorek jest wiele".

Konflikt zaostrzył się po wspomnianych listopadowych próbach, które poszły nie po myśli Słobodzianka. Już wtedy miał szukać w zespole przeciwników. - Twierdził, że to przez nas twórcy go unikają - opowiada aktor Marcin Tyrol. Nie udało się też doprowadzić do spotkania aktorów z dyrektorem. Odpowiedział, że "ma ich w dupie, nie potrzebuje żadnego wiecowania". Pytam go, co myśli o zespole Dramatycznego. - Cenię tych ludzi i w ogromnej mierze podziwiam - odpowiada. Aktorzy mówią mi, że zapytali Słobodzianka wprost: -Dlaczego chodzi pan po mieście i opowiada, że z nami się nie da pracować ? - Bo się nie da - odpowiedział im. A w rozmowie ze mną dodał: - Rozumiem, że każdy dyrektor artystyczny ma prawo według własnych kryteriów budować swój zespół, bo to jest jednak podstawa tej roboty. A skoro każdy, więc ja też.

Aktorzy widzą to tak: - Są dwa modele liderowania w teatrze. Pierwszy, gdy szef uwodzi za sobą aktorów, stwarza przestrzeń do wspólnego zmierzania do celu z wzajemną ciekawością na siebie wszystkich uczestników. Tak jak Lupa i Warlikowski, których otaczają po prostu wolni ludzie. I drugi model, w którym lider dominuje w sposób ograniczający współtwórców, w efekcie dochodzi do walki i często rozpadu. To właśnie Słobodzianek. Mamy wrażenie, że jego metodą na liderowanie jest dominacja, teatr czegoś takiego nie wytrzymuje.

Podczas autoryzacji swoich wypowiedzi dyrektor dopisał fragment tekstu - w trakcie naszego spotkania ta kwestia nie padła: "Być może efektem [...] dobrych wyników finansowych teatru Na Woli było zaproszenie mnie do konkursu na stworzenie programu Teatru Dramatycznego? I wyciągnięcie tego teatru z zapaści finansowej? Czy też chciałaby Pani pozmawiać ze mną o jakichś spiskach międzynarodowych. O masonerii? Światowym Kongresie Żydów? Którzy podstępnie przeprowadzili swój tajny plan zmniejszenia w Warszawie liczby teatrów z dziewiętnastu do osiemnastu? Czy interesują panią jeszcze inne moje zakulisowe znajomości czy działania?".

Marcin Tyrol, aktor Dramatycznego: - Dyrektor chyba nie czuje, że jest zainstalowany w systemie tego miasta. Warszawa zareagowała jak jeden organizm na jego próby wykorzenienia z teatru Cafe Kulturalnej i na walkę ideologiczną. Miasto swoim głosem pokazało mu: "ingerujesz, burzysz". Tadeusz Słobodzianek tego chyba nie rozumie.

Co będzie dalej z Dramatycznym ? Czy stanie się on kolejnym teatrem - po TR Warszawa - w którym ambitny widz nie będzie miał czego szukać? czasy teatru, w kt

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji