Artykuły

Radosław Krzyżowski - aktor nagradzany

- Nagrody są ważne i potrzebne. Również przyznawane przez publiczność. Wiem, że są aktorzy mówiący, iż im na uznaniu widzów nie zależy, ale ja bym im do końca nie wierzył. W czasach, gdy się o teatrze coraz mniej pisze i mówi, gdy w przestrzeni publicznej coraz mniej on znaczy, nagrody są elementem ożywienia nie tylko naszego środowiska.

To on został pierwszym laureatem Nagrody Teatralnej im. Stanisława Wyspiańskiego

15 czerwca, w ramach Krakowskiej Nocy Teatrów, poznamy kolejnego laureata przyznanej rok temu po raz pierwszy Nagrody Teatralnej im. Stanisława Wyspiańskiego, a ustanowionej przez Radę Miasta Krakowa. Rok temu jej pierwszym laureatem został Radosław Krzyżowski, aktor Teatru im. Juliusza Słowackiego, obecny na scenach nie tylko Krakowa od 1994 roku, kiedy ukończył krakowską PWST. Otrzymał tę nagrodę za rolę Klaudiusza w "Hamlecie" zrealizowanym w teatrze Scena STU przez Krzysztofa Jasińskiego oraz za kreacje z roku 2011 na macierzystej scenie, m.in. w spektaklu "Udręka życia" według Levina w reż. Iwony Kempy, a wreszcie także za całokształt dorobku twórczego. Nagroda ma bowiem honorować "szczególne osiągnięcia lub wydarzenia w dziedzinie teatru w minionym roku kalendarzowym, których miejscem powstania i zasadniczej prezentacji było miasto Kraków". Przyznawana ma być indywidualnie artystom teatru (aktorom, reżyserom, scenografom, muzykom), tylko w uzasadnionych przypadkach może być nagrodą zespołową i wówczas łącząca się z nią kwota 30 tys. zł będzie między laureatów dzielona.

Przypomnijmy, to obecnie jedyna nagroda dla ludzi teatru w Krakowie. Przed dekadami był plebiscyt czytelników "Dziennika Polskiego" na najpopularniejszych aktorów, potem organizowany wśród teatromanów plebiscyt o Złote Maski. Wręczano je od połowy lat 90. minionego wieku podczas rautu z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru wraz z przyznawanymi przez środowiskową kapitułę nagrodami Ludwika (była to statuetka przedstawiająca Ludwika Solskiego w roli Starego Wiarusa). Oceniano zatem i popularność, i artyzm. Niestety, inicjatywa znikła bodaj w roku 2004. Krzysztof Głuchowski, dyrektor Krakowskiej Fundacji Artystów Teatru, której staraniem, niemałym, owe nagrody przyznawano, dostał pracę w Warszawie i zwinął żagle czy raczej kurtynę. Próby podtrzymania tradycji, a były takie podejmowane, spełzły na niczym. I tak Kraków był przez ostatnie lata jedynym ważnym ośrodkiem teatralnym bez jakichkolwiek nagród. Miały je Warszawa, Katowice czy Gdańsk, a w Krakowie pustka.

Weszła w nią Nagroda Teatralna im. Stanisława Wyspiańskiego. Na razie niewypromowana, nawet w samym środowisku (acz w tym roku już jest więcej zgłoszeń). Wręczana bez pompy, jaka towarzyszyła Złotym Maskom i Ludwikom.

Co dała ta nagroda jej pierwszemu laureatowi?

- Przede wszystkim satysfakcję. Zwłaszcza że dostałem ją w znakomitym momencie. Po chłodnym przyjęciu "Makbeta" na mej macierzystej scenie, w którym odtwarzałem tytułowego bohatera, po Koltesowskim monodramie "Noc tuż przed lasami", zagranym z powodu małego zainteresowania tylko kilkanaście razy, zastanawiałem się, czy aby idę w dobrą stronę... I ta nagroda mnie uspokoiła, pokazała, że nie można zrażać się chwilowymi niepowodzeniami. Niebagatelna jest też sama kwota, 30 tys. złotych w naszym środowisku nie zdarza się często - mówi po niemal roku Radosław Krzyżowski.

Jak patrzy na nagrody laureat m.in. wspomnianego Ludwika za rolę Hamleta graną przed laty również w STU?

- Nagrody są ważne i potrzebne. Również przyznawane przez publiczność. Wiem, że są aktorzy mówiący, iż im na uznaniu widzów nie zależy, ale ja bym im do końca nie wierzył. W czasach, gdy się o teatrze coraz mniej pisze i mówi, gdy w przestrzeni publicznej coraz mniej on znaczy, nagrody są elementem ożywienia nie tylko naszego środowiska.

Pamiętam, spotkaliśmy się w roku 2005 i wówczas aktor mówił: "Kiedy kończyłem PWST, było mi bardzo potrzebne uznanie krytyki, potem potrzebowałem akceptacji publiczności, później znów wnikliwie śledziłem krytykę, a teraz od tego odchodzę, bo sam widzę, że to jest znacznie trudniejszy zawód niż sobie wyobrażałem. Obarczony znacznie większą odpowiedzialnością i tak naprawdę przygotowując coś, nie mogę liczyć się ani z krytyką, ani z oczekiwaniami publiczności, bo wtedy komuś będę, mówiąc krótko, dawał d...".

Teraz rozmawiamy i o tym, że samo środowisko trochę na upadek Złotych Masek i Ludwików zapracowało: a to na ostatnim rozdaniu Ludwików nie było wszystkich nagrodzonych, a to plebiscyt, podobnie jak nominacje do nagrody, rodził rozmaite kwasy, dąsy i kontrowersje. Nie motywowało to pewnie organizatorów, wszak pasjonatów, którzy w doprowadzenie do przyznania owych nagród (zawsze pod kontrolą kancelarii notarialnej), jak i w zorganizowanie wspomnianego rautu wkładali wiele pracy i wysiłku... Con amore. Było, nie ma; czy teraz dałoby się ideę tych nagród odrodzić? W ramach na przykład Krakowskiej Nocy Teatrów? I kto miałby o to dbać?

- Bartosz Szydłowski, dyrektor Łaźni Nowej i ważnego w skali kraju festiwalu Boska Komedia, namawia mnie, by do tej idei powrócić - przyznaje Krzysztof Głuchowski, też aktor (choć z rzadka praktykujący). - Jeśli miałoby się tak stać, musiałyby te nagrody mieć nowe i stabilne oparcie, zwłaszcza że tamtej fundacji już nie ma - dodaje. Przyznaje, że wraz z prowadzącym Łaźnię Nową myślą o tym... Współpracują wszak przy organizowaniu Boskiej Komedii, a w najnowszym spektaklu Łaźni Klub miłośników filmu "Misja" Głuchowski również wystąpi.

Zagra w nim także, obok m.in. Jana Peszka, ubiegłoroczny laureat Nagrody im. Wyspiańskiego Radosław Krzyżowski. To jedna z czekających go w tym roku premier, i to najbliższa, bo już 20 maja, kiedy ten tekst będzie trafiał do drukarni. We wrześniu pojawi się w "Maskaradzie" Lermontowa w reżyserii Nikołaja Kolady w Teatrze im. J. Słowackiego, a w grudniu w STU - jako Gospodarz w "Weselu" Wyspiańskiego. Znów u Krzysztofa Jasińskiego.

- Teatr STU jest dla mnie miejscem ogromnie ważnym i ogromnie szczęśliwym - mówił aktor, odbierając 15 czerwca 2012 roku,

właśnie w STU, od wiceprezydent miasta Magdaleny Sroki Nagrodę im. Wyspiańskiego. Przy okazji dziękował Krzysztofowi Jasińskiemu, "który 12 lat temu mi zaufał i ufa do dziś".

Jako młody aktor poprzez casting dostał rolę Hamleta, nagrodzoną w roku 2001 wspomnianym Ludwikiem; po latach powrócił w tym spektaklu już jako Klaudiusz. Na tejże scenie gra także ważną dla siebie rolę Stawrogina w "Biesach" Dostojewskiego w inscenizacji Jasiriskiego.

Przed rokiem Radosław Krzyżowski nie wykluczał, że może Kraków opuścić. Obecnie, na rok przed jubileuszem 20-lecia pracy na scenie przyznaje, że miał wraz żoną, Dominiką Bednarczyk, także aktorką teatru z pl. św. Ducha, propozycję przejścia do Warszawy, ale po rozważeniu wszystkich za i przeciw postanowili w Krakowie pozostać. - Myślę, że najbliższe lata tu będziemy...

Do Teatru im. J. Słowackiego aktor został zaproszony po szkole przez ówczesnego dyrektora Bogdana Hussakowskiego. Potem pięć sezonów pracował w Starym Teatrze. Grał m.in. u Krystiana Lupy w "Lunatykach II", u Tadeusza Bradeckiego w "Karierze Artura Ui", u Remigiusza Brzyka w "Wiśniowym sadzie", u Jerzego Jarockiego w "Szewcach". To za rolę Czeladnika w tym spektaklu został nagrodzony na XXVIII Opolskich Konfrontacjach Teatralnych "Klasyka Polska". Ale dyrektor Mikołaj Grabowski oznajmił aktorowi, że nie widzi dla niego miejsca w "Starym".

Szczęśliwie w tym czasie w Teatrze im. J. Słowackiego Barbara Sass rozpoczynała pracę nad inscenizacją "Idioty" według Dostojewskiego. Za rolę Rogożyna został Krzyżowski nominowany do Ludwika, Dominika Bednarczyk grająca Agłaję zdobyła statuetkę Ludwika w kategorii ról kobiecych; były i inne Ludwiki, jak i Złote Maski, którymi widzowie odsypali znakomity spektakl.

Czy dziś aktor żałuje rozstania ze sceną narodową?

- I tak, i nie. "Stary" dawał okazję do spotkania z reżyserami, z którymi chciałem pracować, w Teatrze im. Słowackiego to nie jest możliwe, bo tu reżyserować nie przyjdą. Z drugiej strony cenię atmosferę i niezależność, którą mam w obecnym teatrze; dyrektor Krzysztof Orzechowski pozwala mi pracować na innych scenach, dzięki czemu mogę sobie pozwalać na artystyczny płodozmian, co jest bardzo ważne - mówi aktor, grający tak w STU, jak i w Teatrze Polskim w Warszawie czy we wspomnianej Łaźni Nowej. Wiele również pracuje w macierzystym teatrze: "Dzika kaczka". "Bliżej", "Ożenek", "Beatrix Cenci", "Tragedia Makbeta", "Udręka życia", "Obcy"...

Od lat też jako doktor Michał Sambor ukazuje się ogólnopolskiej telewidowni w serialu "Na dobre i na złe". A niewiele brakowało, by nie była to tylko rola. Przez trzy lata nauki w opolskim liceum Radek Krzyżowski był przekonany, że pójdzie studiować medycynę. "W odpowiednim momencie się opamiętałem, bo nie sądzę, bym był dobrym lekarzem" - mówił mi przed ośmiu laty. Jak widać, całkiem jednak od medycyny uwolnić się nie zdołał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji