Artykuły

Teatr dla każdego

- Warunkowo dodam 1,5 miliona złotych rocznie na teatr Grzegorza Jarzyny - deklaruje minister kultury w rozmowie z Jackiem Cieślakiem.

Jacek Cieślak: Cokolwiek dzieje się złego w kulturze - a ostatnio kłopoty miały "Mazowsze", Śląski Teatr Tańca, festiwal w Opolu, TR Warszawa, Teatr Telewizji - wszyscy szukali pomocy w Ministerstwie Kultury. Czy w resorcie jest tak dobrze czy w samorządach i mediach tak fatalnie? Bogdan Zdrojewski: Nie martwi mnie to, że wiele instytucji chce znaleźć się pod auspicjami Ministerstwa Kultury, bo to znaczy, że jestem wiarygodnym, empatycznym, komunikatywnym partnerem, który dysponuje środkami. Martwi mnie, że tak wiele instytucji zgłasza się do mnie za wcześnie, gdy w większości spraw nie zostały wyczerpane inne możliwości. Gdybym miał wszystkim pomóc, moje rezerwy stopniałyby natychmiastowo. Dlatego zamiast roli strażaka, który gasi pożar, wolałbym rolę lekarza, ratującego życie w dłuższej perspektywie.

Zawsze dobrze mówił pan o samorządach, tymczasem właśnie one są teraz źródłem problemów w kulturze.

- Negatywne procesy rozpoczęły się w zeszłym roku, a w tym przyspieszyły. W 2013 roku, po raz pierwszy od 1990 r., budżety samorządów na kulturę zostały zaplanowane na niższym poziomie niż poprzednio. Spadek nie jest duży - średnio 0,2 procenta, ale nie rozkłada się równo. Najtrudniejszą sytuacją mają Opole i Opolszczyzna, skąd odpłynął przemysł budowlany i spadły wpływy z podatku CIT. Spadek jest też w Krakowie, lecz bez Małopolski, a także w Warszawie i na Mazowszu. W Krakowie i w Warszawie przez lata rosły koszty finansowania kultury i gdy dynamika wzrostu została zatrzymana - pojawiły się objawy kryzysu. Kultura zyskała jednak w Poznaniu, Katowicach i Lublinie. W tych dwóch ostatnich miastach widzimy pozytywne skutki strategii związanej ze staraniami o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Dobre wyniki mają też Gdańsk, Sopot, Gdynia, gdzie jest dużo inwestycji.

Od września ruszy akcja "Muzea za złotówkę", która otworzy placówki muzealne przed dziećmi z podstawówek i gimnazjów. Jakie będą korzyści, a jakie koszty?

- Zawsze zależało mi na poprawieniu uczestnictwa w wydarzeniach kulturowych. Najważniejsze było wprowadzenie plastyki i muzyki do szkół podstawowych. Potem podjąłem badania sprawdzające, jak daleko dzieciom i rodzicom do najbliższej placówki kulturalnej. Najbliżej były biblioteki, dlatego trzeba było je unowocześnić i połączyć z Internetem. Akcja "Noc Muzeów" otworzyła te obiekty dla dorosłych. Teraz przyszedł czas, by lekcje dla dzieci odbywały się w placówkach najwyższej rangi. Kończąc szkołę podstawową, dzieci powinny znać Zamek Królewski, Wawel, Wilanów, Łazienki, Malbork, Wieliczkę, zobaczyć Panoramę Racławicką. Generalnie takich instytucji powinno być od 60. do 80. Policzyliśmy ceny biletów i wyszło nam, że rodzice musieliby wydać na nie nawet do 3,5 tysiąca złotych, i to w sytuacji, gdy państwo łoży na muzea duże pieniądze. Sprawdziliśmy, które z placówek, ze względu na wysokie ceny wykluczają pewną grupę dzieci, a które osiągnęły maksymalny pułap dostępności. W tej ostatniej grupie znalazł się Wawel, Wieliczka, Panorama Racławicka i np. Malbork. Wszystkie inne mogą obniżyć ceny wstępu. Przygotowany jest następny krok: dzieciom z dalszych ośrodków wykupimy lekcje muzealne. Bezpłatne wejście będzie obowiązywać w listopadzie. Jestem przekonany, że w ciągu 5-6 lat ponad 60 procent dzieci weźmie udział w edukacji muzealnej. Rocznie może to kosztować 8-8,5 mln zł. To koszt niewielki, jeśli wziąć pod uwagę społeczne korzyści.

Tymczasem ceny biletów do publicznych teatrów szybują w górę. Na festiwalu w Kaliszu wejście na jeden spektakl kosztowało ponad 150 zł. Sprawdziłem cenę biletu na Festiwalu Awiniońskim - to równowartość około 160 zł przy zdecydowanie wyższych zarobkach Francuzów. Do berlińskiego Schaubühne najdroższy bilet kosztuje 40 euro, ale są tańsze m. in. dla bezrobotnych. Czy w Polsce nie jest potrzebna reforma teatru, tak by dotacje zbijały ceny biletów - zamiast nakręcać spiralę wydatków?

- Pół roku temu zorganizowałem debatę poświęconą temu problemowi, kładąc nacisk na ofertę dla dzieci, bo okazuje się, że ubożeje. Proszę sobie wyobrazić, że istnieje teatr lalek, którego połowa repertuaru w jednym roku przeznaczona była wyłącznie dla dorosłych. Na to nałożył się problem komercjalizacji przedstawień i wzrostu ich kosztów.

Najlepsze teatry chcą zarabiać na spektaklach wyjazdowych, co jest możliwe, bo festiwale, które je zapraszają, mają duże budżety. Ale gdy teatr sam organizuje festiwal, zwiększa swoje koszty. Koło się zamyka, a widz na tym traci.

- Jeden z dyrektorów powiedział, że pokazuje więcej spektakli za granicą niż w Polsce. Rozmawiałem z wszystkimi, którzy mają podobną sytuację i zaproponowałem, że środki, które przeznaczam na zagraniczne pokazy, przekieruję na granie w Polsce. Protest był absolutny.

O jakie chodzi pieniądze?

- W ostatnich 2-3 latach wspierałem zagraniczne pokazy kwotą około 20 mln zł. W tym samym okresie krajowe projekty teatralne zasiliłem dodatkowo kwotą 40 mln zł. Oczywiście, nie wliczam w to budżetów scen narodowych i współprowadzonych.

Co można zrobić, by dotacje obniżały koszty biletów?

- Rzecz jest skomplikowana. Wszystko zależy od tego, jaką widownię ma teatr. Mała widownia podbija ceny biletów, duża je niweluje. Nie ma jednak wątpliwości, że dostępność do teatru musi się poprawiać, a nie pogarszać. Chodzi też o to, by teatry oferowały zróżnicowane spektakle. Tymczasem mam wrażenie, że jestem lekko naciskany, aby promować tylko jeden rodzaj, a inny pomijać. Protestuję przeciwko temu. Oferta musi być zróżnicowana!

Dotacje są znakomitym instrumentem. Jeżeli przyznał pan minister dotację festiwalowi w Kaliszu, może pan oczekiwać m. in. niższych cen biletów.

- Dlatego w Kaliszu ceny mają być zredukowane. Będę też wymagał, by instytucje otrzymujące publiczne dotacje grały spektakle dla dzieci.

Co zamierza pan uczynić w sprawie TR Warszawa?

- Jestem po kolejnej rozmowie z Grzegorzem Jarzyną. Jeśli instytucji groziłaby likwidacja, to na pewno ze względu na jej dorobek i europejską markę nie pozostałbym obojętny. Dziś proponuję umowę warunkową: dodam 1,5 mln zł rocznie na kolejne 3 lata przy jednoczesnej deklaracji miasta zwrócenia minimum 500 tys zł z okrojonej na ten rok dotacji podmiotowej. Środki resortowe byłyby przeznaczone na produkcję nowych spektakli. Taka oferta jest negocjowana. Na pewno nie interesuje mnie dawanie narodowego szyldu kolejnej scenie, bo to do niczego nie prowadzi.

Na Festiwalu Dwa Teatry w Sopocie mówiono, że jeśli odbędzie się w przyszłym roku, większość spektakli Teatru TV sfinansuje ministerstwo, a nie telewizja publiczna.

- Już w tym roku większość przedstawień powstała dzięki wsparciu ministerstwa. Interesuje nas przede wszystkim efekt dotarcia do widzów oraz rejestracja i udostępnianie teatru w portalach internetowych, bo to wiąże się z działalnością misyjną. Nie ukrywam, że martwią mnie wysokie koszty realizacji widowisk - od kilkuset tysięcy do ponad miliona zł. Negocjowaliśmy ich obniżenie. Powinno być większe.

A co z TVP?

- Musi wyjść z kłopotów finansowych, jednak nie kosztem swojej misji. Część digitalizacji archiwalnych programów, w tym spektakli telewizyjnych, dokonuje podległy mi Narodowy Instytut Audiowizualny. Wspieram wiele produkcji TVP Kultura. Nie wtrącam się natomiast do dyskusji o sposobach, jakie doprowadzą do uzdrowienia finansów TVP. Za jej kondycję odpowiada minister skarbu.

Będzie nowa ustawa medialna?

- Nie ma jednoznacznej zgody co do finansowania publicznych nadawców. Sprawa jest przedmiotem analiz.

Jak pan ocenia fakt, że dwa studia filmowe Kadr i Tor udostępniają nieodpłatnie swoje archiwa w kanałach YouTube?

- Negocjacje trwały długo, porozumienie tworzy nadzieję, że w Internecie nastąpiło przewartościowanie. Myślę, że nie warto walczyć z piractwem metodami anachronicznymi, lecz pozytywnymi. Muszą tylko być sprawdzone w praktyce. Chodzi głównie o warunki finansowe, czyli podział wpływów z reklam pomiędzy studiami a dystrybutorem. Miejmy nadzieję, że będziemy mieli do czynienia z poszerzeniem dostępności do kultury - nie na warunkach komercyjnych, ale też nie bezpłatnie. Jest to próba wprowadzenia uczciwej konkurencji dla piratów. To, co martwi, to brak konsultacji z samymi twórcami i ich niepewność dotycząca wartości zapisów w samych umowach.

Proszę wyjaśnić, o co chodzi w sprawie wyłączenia pakietu audiowizualnego ze strefy wolnego handlu w negocjacjach pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi?

- Polska stoi na stanowisku, by nie traktować kultury jak zwykłej produkcji, rola kultury w naszym kraju jest bowiem szczególna. Była przestrzenią naszej wolności, nawet wtedy gdy Polacy byli pozbawieni państwowości. Nie bez znaczenia jest skala strat, jakie ponieśliśmy, co sprawia, że nie możemy konkurować z wieloma krajami na zasadach wolnorynkowych. Dlatego nasza kultura i sztuka musi być szczególnie chroniona. Ten cel został osiągnięty.

Podczas spotkania grupy Wyszehradzkiej powiedział pan, że nie ma przyszłości kultury bez digitalizacji. Jak wygląda jej zaawansowanie w Polsce?

- Zacznę od tego, że w Grupie Wyszehradzkiej jesteśmy liderem, na co nasi południowi sąsiedzi patrzą z życzliwą zazdrością. To właśnie na ich prośbę, digitalizacja stała się głównym wątkiem polskiej prezydencji - po to, byśmy mogli się podzielić doświadczeniami. Jeśli chodzi o digitalizację zasobów bibliotecznych, za co odpowiada Biblioteka Narodowa, znaleźliśmy się na piątym miejscu w Unii Europejskiej, a jeszcze niedawno byliśmy na samym końcu. Zdigitalizowano ponad 800 tysięcy woluminów. Działalność Naczelnych Archiwów Cyfrowych sprawia, że mieścimy się w pierwszej dziesiątce. Problemem jest dofinansowanie płac pracowników. Ponieważ w tej kwestii panuje blokada, Archiwa powinny stać się głównym beneficjentem perspektywy finansowej Unii Europejskiej w latach 2014-2020. Z kolei Narodowy Instytut Audiowizualny dokonał największego skoku, digitalizując wszystko to, co jest związane z obrazem i dźwiękiem - archiwa telewizyjne, radiowe, koncerty. Digitalizację archiwów Polskiego Radia ukończymy do końca 2015 roku, co oznacza, że w tym segmencie znajdziemy się w pierwszej piątce Unii Europejskiej. Po inwestycji w siedzibę na Wałbrzyskiej, NInA będzie w ścisłej czołówce europejskiej. Najtrudniej ma Narodowy Instytut Dziedzictwa zajmujący się digitalizacją zabytków ruchomych i nieruchomych. Największym wyzwaniem będzie cyfrowa dokumentacja zabytków zniszczonych, czyli ich wizualizacja, z uwzględnieniem historii, a więc przebudowy. Jest to zadanie gigantycznie trudne. Jesteśmy na początku drogi.

Co będzie z Muzeum Historii Żydów Polskich i Muzeum Sztuki Nowoczesnej?

- Udało się zbudować siedzibę pierwszego obiektu i cieszy się dobrą opinią. Jestem zwolennikiem otwarcia wystawy muzealnej 2 maja 2014, żeby był czas ją dobrze przygotować i przetestować, tworząc osobną ścieżkę dla najmłodszej publiczności. Obawiałem się dwóch rzeczy: skandalu w wyniku sposobu prezentacji różnych wydarzeń lub nudy wywołanej natłokiem prezentowanych faktów. Pierwszego zagrożenia uniknęliśmy, drugie oddalamy, także jeśli chodzi o wizualną atrakcyjność prezentacji. Chodzi o to, że musimy uwzględnić sugestie 200 profesorów z całego świata. Ostatecznie mam nadzieję, że damy światu jedną z najciekawszych placówek przedstawiających historię Żydów. Jeśli chodzi o Muzeum Sztuki Nowoczesnej jest to najważniejsza instytucja w sferze kultury, która czeka na siedzibę. Miała pecha. Na różnych etapach zmieniali się decydenci, nie było ciągłości realizacji, identyfikacji z projektem, a doszły do tego spory właścicielskie w sprawie działki, budowa metra i siedziby dla TR Warszawa. Jestem wielkim zwolennikiem rozpisania nowego konkursu jesienią i znalezienia sprawnego modelu finansowania: prywatno-publicznego, żeby uniknąć biurokratycznych ograniczeń. Moim zdaniem muzeum może być gotowe po 2,5-3,5 latach od rozstrzygnięcia konkursu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji