Azyl dla śpiących?
Szekspir nieczęsto bywa grany na polskich scenach. A multipleksy udowadniają raz po raz, że nowy język i obrazy można dla Szekspira znaleźć w języku filmu.
Z tą estetyką zacznie od piątku rywalizować Rudolf Zioło i aktorzy Teatru Polskiego.
"Romeo i Julia", teraz "Sen nocy letniej" przyciągnęły do kin miliony. Spektakl Rudolfa Zioły musi być równie paradoksalny - tak nowoczesny, zmysłowy i trywialny jak popkultura. Problem widzów i reżysera to wydobycie ze świata doby MTV obrazu współczesnej miłości i odpowiedź na pytanie, czy wszystko można kupić?
Nowy humor
Jan Kott pisał o dwóch tradycjach grania XVI-wiecznego "Snu nocy letniej": w tunikach na tle klasycznych schodów albo w konwencji z bajek braci Grimm. Stanisław Barańczak w "Dialogu" dodawał, że gdy słyszymy "z ust aktora spolszczony Szekspirowski Kalambur czy z zamierzenia zabawne przejęzyczenie, uśmiechamy się co najwyżej z grzeczności, pokrywając w ten sposób nasze zażenowanie"'.
Jako pierwszy przekład Barańczaka odkrył w 1991 r. Maciej Wojtyszko. Jego warszawska inscenizacja "Snu nocy letniej" wywołała entuzjazm. Scena teatralna po raz pierwszy rozbrzmiała dowcipnym językiem bliskim naszym upodobaniom. Poezja liryczna została zderzona z grubym dowcipem.
Zioło chyba chce wrażenie rubaszności osłabić, bo dołączył do przekładu Barańczaka poetyckie partie w tłumaczeniu Gałczyńskiego.
Rzecz się dzieje
Starożytne Ateny - miejsce akcji - Szekspir przedstawił dość umownie. Książę Tezeusz opuścił właśnie kreteński Labirynt. Hipolita, jego narzeczona, jest królową Amazonek. To jedna para bohaterów. Dla nich rzemieślnicy zagrają spektakl. Ale osią konfliktu jest miłość Hermii do Lizandra, bo Egeusz, skarżący się księciu, ojciec młodej panny, przymusza ją do małżeństwa z pogardzanym przez nią Demetriuszem, w którym z kolei kocha się nieszczęśliwa, bo porzucona, Helena. Wszystkiemu przygląda się królowa duszków Tytania i jej mąż Oberon, w ich podateńskim lesie błądzą bohaterowie, a zdarzenia i namiętności tasuje dość swobodnie Puk - niefrasobliwy duszek, który plącze rozkazy Oberona.
Temat jest wieczny - miłość i jej odmiany. Główny problem sztuki to pytanie, jak przymusić Hermię do związku, który spełnia oczekiwania ojca, nie dziewczyny. Dopóki bohaterowie nie zapadną w sen, wszystko zda się proste.
Artysta scen wysmakowanych
Rudolf Zioło należy do ciekawych reżyserów. Nie komentuje własnych prac, nie szuka poklasku wśród dziennikarzy. - Wiem, jestem niemota, ale istotny jest kontakt z dziełem - tłumaczy swą niechęć do publicznych dywagacji przed premierą. - To, że nie rozmawiam z dziennikarzami, to nic osobistego - usprawiedliwia się pogodnie. Choć za "Burzę" w Starym Teatrze wziął w skórę, urazy do krytyków nie chowa. Zioło dość surowo ocenia współczesność mediów. Wie, że czasem kilkuminutowa wypowiedź w telewizji więcej znaczy dla publiczności niż wielotygodniowa, żmudna praca nad spektaklem. Praca jest niewidoczna, wypowiedź przed kamerą zaskakująco realna.
Od początku kariery Zioło chce, by scena była miejscem spotkania, azylem dla grupy ludzi, którzy chcą być razem w teatrze. Lubi aforyzm o tym, że praca na scenie powinna być "śmiercią reżysera w aktorze".
Duet teatralny
Na scenę Zioło trafił po Leningradzkim Instytucie Teatralnym. Studiował też polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z Rosji przywiózł szacunek dla plastyczności sceny. W penetracjach artystycznych prowadził go znakomity polski reżyser Erwin Axer. Debiutował w Kaliszu "Baśnią jesienną" Tadeusza Słobodzianka. Potem pokazał "Upiory" we Wrocławiu w 1986 r. Jego scenografem był wówczas Andrzej Witkowski, dziś scenograf "Snu nocy letniej".
Witkowski skończył historię sztuki na UJ i scenografię na ASP w Krakowie. Od lat jest etatowym scenografem Starego Teatru. Razem z Ziołą zrobił poprzednie "Sny nocy letniej" w 1999 r. - w Krakowie i w Japonii. Rzadko się irytuje, jest pracowity i konsekwentny - usłyszeliśmy o nim w Teatrze Polskim.
Krytycy różnie oceniają jego twórczość. Za scenografię do "Burzy" wziął szczutka. We Wrocławiu zasłynął scenografiami do "Płatonowa" i "Płatonow a - Aktu pominiętego" Jerzego Jarockiego.
Kto na scenie
Konflikt dotyczy miłości Hermii (Joanna Pierzak) do Lizandra (Mariusz Drężek), bo Egeusz, ojciec panny (Jerzy Schejbal), przymusza ją do małżeństwa z niemiłym jej Demetriuszem (Adam Cywka), do którego znowu wzdycha nieszczęśliwa Helena (Ilona Ostrowska).
W tej komedii to kobiety są dojrzalsze, bo stałe w uczuciach - poza królową Tytanią (Halina Rasiakówna). Mężczyźni są szaleni, jak Oberon (Miłogost Reczek), choć prawda, że za sprawą soku z bratka miłosnego. Jeśli posmarować nim powieki śpiącego, zakocha się w pierwszej osobie, którą zobaczy po przebudzeniu. Dwa światy Szekspira - rzeczywisty i baśniowy - mieszają się tu na przemian. Duszek-samochwała Puk (Mariusz Kiljan) niby czuwa nad wszystkim, ale sam postępuje jak zaczadzony.
Hipolita (Halina Rasiakówna) jest niezadowolona, że jej przyszły mąż Tezeusz (Miłogost Reczek) zgadza się, by zastosować prawo przymuszające Hermię do związku, który szykuje jej ojciec, choć ona wybrała innego. Ale tu właściwie wszyscy są nieszczęśliwi w małżeństwie, niemal wszyscy albo chcą zacząć na nowo, albo rozglądają się za innymi kobietkami.
Halina Rasiakówna (HIPOLITA I TYTANIA)
Bogini i oblubienica Księcia - dwie ważne role, bo obie postacie istotnie decydują o losach pozostałych bohaterów "snu". Rasiakówna jest ulubienicą Krystiana Lupy. Wielki temperament i znakomity warsztat. Warto było np. wytrzymać pierwsze dwie godziny "Damy z jednorożcem", by zobaczyć genialną teatralizację upływającego czasu w jej interpretacji. Grała tani Hannę, kobietę marzącą o miłosnym spełnieniu. Pojawiła się również w sposób znaczący w "Prezydentkach" jako zrzędliwa, także niespełniona w seksie Greta. Niesłychany entuzjazm pokazała w roli Milionerki w "Immanuelu Kancie".
Mariusz Kiljan (PUK I FILOSTRATES)
Zwolennik nowoczesnych technik komunikacji. Spotykamy go w teatralnym foyer z komórką przy uchu.
Gra kluczową rolę Puka, duszka, błazna i pomocnika Oberona, który jest sprawcą zamieszania. Do Teatru Polskiego trafił razem z Konradem Imielą, razem też podśpiewują w "Tomku Sawyerze". Potrafią wybornie bawić w nadscenkach-kabaretowych, co pokazali podczas benefisu Małgorzaty Napiórkowskiej. Mówi się, że pod jego garderobą kłębią się tłumy rozkochanych dziewcząt. Wyśpiewał już płytę z piosenkami Stinga. Zagrał wybornie główną rolę w "Naszym człowieku" Ostrowskiego w reż. W. Fokina, był przejmującym Gregorem w "Przemianie" Kafki w reż. Z. Brzozy. Podobał się jako Kostia w "Czwartej siostrze" Głowackiego.
Jerzy Schejbal (EGEUSZ)
W spektaklu ojciec Hermii, od której wszystko się właściwie zaczyna, bo jest nieposłuszną córką. Długo
czekaliśmy na tak klasyczną rolę tego aktora. Studiował na jednym roku krakowskiej PWST z Jerzym Trelą. Powszechnie lubiany z powodu ról komediowych w farsach Raya Cooneya na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego. Znakomity odtwórca roli tytułowej w "Garderobianym" Harwooda, gdzie partnerował Igorowi Przegrodzkiemu. Sukces "Garderobianego" nieco uśpił jego talent. W "Damach i huzarach" zagrał po łebkach. Od "Mayday" Cooneya już tylko przystojny i kapryśny. Ciekawszy zdał się w "Przemianie" Brzozy jako nietolerancyjny Ojciec. Zaintrygował rolą artysty w "Czwartej siostrze" - nawet jako człowiek mafii i postać drugoplanowa umiał skupić na sobie uwagę niezwykłym charmem. Polubił tę tajemniczość - widujemy go w EPI-markecie w ciemnych okularach.
Miłogost Reczek (TEZEUSZ I OBERON)
W "Śnie" to postacie główne. Najpierw Reczek jest Księciem ateńskim, potem królem Elfów, choć znakomity aktor przyznaje, że nie był nigdy typem bojownika i chętniej grywa intelektualistów, np. w spektaklach Jerzego Jarockiego. Za rolę Serge'a w "Sztuce" Rezy w reż. Miśkiewicza można go pokochać. Znakomity warsztat doskonalony pod ręką Jarockiego. Podobał się w roli hipokryty-polityka, który wpadł w sidła nowoczesnego seksizmu w "Czwartej siostrze" A. Glińskiej, choć zagrał postać, która raczej nie wzbudza sympatii. Wielki, wydaje się, że trochę niewykorzystany talent komiczny.