Gram, dokumentuję - mam pracowite wakacje
JERZY STUHR opowiada o nagrodzie we Włoszech i filmie "Obywatel", który właśnie tworzy.
Gratulując Panu włoskiej nagrody Premio Flaiano pytam ze zdumieniem: co Pan robi w Warszawie w środku wakacji?
- Gram w "32 omdleniach" w teatrze Krysi Jandy i jestem na ukończeniu dokumentacji i przed rozpoczęciem zdjęć najnowszego filmu. Wakacje mam bardzo pracowite.
To kiedy znajduje Pan czas na ukochaną grę w tenisa?
- Każdorazowo gdy jestem w naszym domu na wsi. Tenis być musi. I praca też.
To teraz proszę się pochwalić nagrodą, którą odebrał Pan we Włoszech za włoskie dokonania filmowe.
- Złotego Pegaza wręczano w Pescarze, mieście Ennio Flaiano, który był scenarzystą i współpracownikiem Federico Felliniego. Nagrodę odbierałem w towarzystwie Mirosława Mikołajewskiego, byłego dyrektora Instytutu Polskiego w Rzymie, pisarza, który jest m.in. autorem przepięknej książki "Rzymska komedia", a którą opisałem w moim dzienniku, bo mu jej zazdroszczę.
Dwóch Polaków wśród tak znakomitego grona to wielkie wyróżnienie dla Polski...
- To prawda. Nagrody odebrali też m.in. twórcy włoscy: Giuseppe Tornatore - reżyser filmowy i Luca Ronconi za dokonania teatralne, tak więc towarzystwo światowe. W czasie 40 lat, od kiedy ta włoska nagroda jest przyznawana, otrzymało ją 900 osób i zaledwie 200 cudzoziemców, wśród których byli także Krzysztof Zanussi, Krzysztof Kieślowski i Krzysztof Piesiewicz. Byłem bardzo wzruszony faktem, że moje dokonania dostrzegane są nie tylko w kraju, że jestem rozpoznawalnym twórcą także poza jego granicami. A na to trzeba się ostro napracować. O tym właśnie mówiłem w Pescarze podczas odbioru nagrody.
Fascynująca była Pańska przygoda z włoskim filmem i teatrami?
- Bardzo, zaczęła się w roku 80. Był teatr, wykłady w szkole, filmy. A ostatnie lata to "Kajman" i "Habemus papam".
Czy Nanni Moretti, wybitny reżyser i Pański przyjaciel, u którego w filmach Pan grał, uścisnął Panu dłoń?
- Niestety nie było go na uroczystości, ale był cały kwiat włoskiej kultury.
Zabrał Pan żonę na tę galę?
- Nie....
O, nieładnie, to egoizm...
- Nie, nie. Takie krótkie wyjazdy żonę męczą: ja mam wciąż wywiady, spotkania, konferencje. Dla żony trzeba mieć czas wolny. Nawiasem mówiąc wiele osób ze mną rozmawiało na temat współpracy, być może z tych rozmów coś wyniknie. To też są plusy takiej nagrody.
Teraz na chwilę pojedzie Pan na urlop?
- Mowy nie ma. Pędzę do radia nagrać całą serię "Przygód Mikołajka" wydawanych przez krakowskie Wydawnictwo Znak. Promocja 25 września, więc nagrywam na gwałt, już głos tracę z tego gadania, bo wcześniej był Gargamel w "Smerfach". Ale przecież dzieciom też trzeba zrobić frajdę. No i cały czas trwają prace produkcyjne do filmu "Obywatel". Dokumentacja została zakończona, trwają dalsze rozmowy.
Czy "Obywatel", jak większość Pańskich filmów, będzie o polskim inteligencie?
- Tak, o jego losach na przestrzeni ostatnich 60 lat. Można więc powiedzieć, że robię film historyczny. Straszna robota nas czeka.
Pan zapewne zagra głównego bohatera?
- No tak, częściowo spróbuję "pociągnąć" tego inteligenta. Zobaczymy też m.in. mojego syna Maćka, Sonię Bohosiewicz, Barbarę Hora-wiankę, Magdę Moczarską, Małgorzatę Dobrowolską. Dla miłośników Tercetu Egzotycznego mam dobrą wiadomość: w filmie zobaczymy Izabelę Skrybant z jej zespołem. Zdjęcia rozpoczynamy 8 października, a gotowy film planuję oddać dystrybutorowi 15 marca. Tak więc mam pełne ręce roboty, a jeszcze żona i wnuki też chcą mieć ze mnie pożytek.
A zatem życzę dużo zdrowia i sił...
- I szczęścia proszę mi życzyć, bo ono potrzebne jest każdemu. A poza tym, pani wie, jak było na Titanicu: tam wszyscy byli zdrowi, tylko im szczęścia zabrakło.