Psie wariacje
Od soboty mamy w Łodzi najprawdziwszą rewię! Roztańczone i rozśpiewane widowisko przygotował zespół Teatru im. Stefana Jaracza. Niewykorzystane dotychczas umiejętności aktorzy zaprezentowali w muzycznej wersji bajki Dodie Smith "101 dalmatyńczyków".
Uroczą historyjkę o przygodach łaciatych piesków zaadaptował na scenę i opatrzył zgrabnymi piosenkami Jerzy Bielunas. Tradycyjną fabułę artysta nieco unowocześnił, wprowadzając do sztuki telefony komórkowe, komputery, joysticki, faksy oraz najprawdziwszego harleya davidsona, którym po scenie jeździ Cruella de Mon. Akcję pozostawił w Londynie, ale rzucił niewinne pieski w sam środek industrialnej brzydoty i grozy wielkiego miasta.
Teatralny spektakl poza anegdotą nie ma nic wspólnego z kreskówką Disneya i filmem fabularnym Stephena Hereka z Glenn Close w roli głównej. Sprawia to nie tylko specyfika teatru, ale i podejście reżysera do tematu. Na scenie nikt nie chodzi na czworakach ani nie szczeka, aktorzy nie naśladują zwierzaków w sposób dosłowny, ale odgrywają tylko najbardziej wyraziste psie cechy, jednocześnie nadając swym bohaterom odrębne charaktery.
Reżysera i aktorów wspomagają dwie kobiety. Janina Niesobska, autorka rewelacyjnej choreografii, oraz Maria Balcerek, która genialnie zaprojektowała do przedstawienia kostiumy. Zarówno w ubraniach, jak i w ruchach "zwierzęcość" jest tylko zasygnalizowana i stanowi punkt wyjścia do dowcipnych, abstrakcyjnych wariacji na temat merdania ogonem, węszenia, czy robienia kociego grzbietu. Aktorzy grający dalmatyńczyki noszą łaciate czapki uszanki i nakrapiane fraczki (dorosłe psy) lub śpiochy (szczeniaki). Chart afgański udekorowany jest niezliczoną ilością frędzelków, Pudel ma afro perukę, Doberman obcisłą czarną skórę, a szczury - imponujących rozmiarów uszy i obdarte przyodziewki. Prawdziwą rewią mody są kolejne wejścia Cruelli de Mon, która obnosi pysznie kiczowate futra i papuzie fryzury.
Kamila Sammler jako Cruella to przebiegła tygrysica, wcielony diabeł, uosobienie wszelkiego zła. Aktorka gra bardzo wyraziście, rysuje swoją postać grubymi kreskami, obdarza wybujałym temperamentem, a jednocześnie prezentuje znakomitą formę wokalno-taneczną. Wielkie brawa należą się też dwójce głównych dalmatyńczyków. Urszula Gryczewska jako Mimi promieniuje ogromnym wdziękiem i kobiecym ciepłem. Pongo w wydaniu Michała Staszczaka to prawdziwy mężczyzna - wesoły i skory do żartów, mdlejący na myśl o zostaniu ojcem, ale w krytycznym momencie zdający życiowy egzamin. Niezwykle barwny duet i nonszalancki balet udało się też stworzyć Mariuszowi Słupińskiemu (Kulfon) i Cezaremu Rybińskiemu (Dryblas), grającym dwóch opryszków o miękkich sercach.
"101 dalmatyńczyków" to najprawdziwsza rewia z obowiązkowymi schodami, które w zależności od sytuacji pełnią różne zadania scenograficzne (dekoracje zaprojektowali Barbara Wesołowska i Ryszard Warcholiński). Cały zespół imponuje znakomitą dyspozycją wokalną i ruchową oraz wspaniałą kondycją (po paru minutach dynamicznych tańców w futerkach z aktorów płyną strugi potu). Wprawdzie piosenki z muzyką Tomasza Łuca nie wpadają od razu w ucho, ale radosny nastrój widowiska można wspominać również w domu, bo teatr spisał się na medal i wydal na kasecie wszystkie piosenki z przedstawienia.