Demon na harleyu
TOMASZ WYPYCH: Dlaczego poważny reżyser w poważnym teatrze realizuje bajkę?
JERZY BIELUNAS: A dlaczego nie? Często reżyseruję dla dzieci, bo sztuka dziecięca zmusza do uruchomienia wyobraźni. Opowieść o dalmatyńczykach to pasjonująca historia.
To także ciekawy tekst, bo choć powstał stosunkowo niedawno, zalicza się go już do kanonu i wymienia jednym tchem z "Alicją w Krainie Czarów" czy "Królową Śniegu".
- Rzeczywiście to fenomen. "Dalmatyńczyki" są jednym z niewielu produktów tzw. kultury masowej, który stał się klasyką. Nie przeszkodziły temu, a chyba nawet pomogły, filmy Disneya, a przecież mówimy o nich trochę pogardliwie "kreskówki". Na "Dalmatyńczykach" wzruszają się dzieci, rodzice i wnuki. Mamy w tej opowieści konflikt zła nieliczącego się z nikim oraz niewinnością i naiwnością bezradnych maluchów. Psiaki muszą bronić się przed okrucieństwem, pomagają im inni, więc to także opowieść o przyjaźni. Mamy też wątek kryminalny, dzięki czemu trochę sentymentalny tekst staje się dynamiczny, a przez to atrakcyjny.
Czy dokonał Pan adaptacji tekstu, by zmierzyć się z filmami Disneya, które ukształtowały nasze wyobrażenie o przygodach dalmatyńczyków?
- Nie mierzę się z innymi realizacjami, chociaż zdaję sobie sprawę z ich siły. Dokonałem adaptacji książki Dodie Smith, by łatwiej było wystawić tekst w teatrze. Wszystko dzieje się współcześnie w wielkim mieście, w metalowym pejzażu starych doków, bocznic kolejowych i hal. Przestępcy grają na komputerach w... "jednorękiego bandytę", pełno jest neonów i samochodów. Główny zarys fabuły pozostał taki sam: okrutna kobieta Cruella de Mon kontra pieski, z których chce sobie zrobić kolejną pelisę. Natomiast poszczególne przygody pisałem, kierując się swoją wyobraźnią.
Napisał Pan także 15 piosenek, by stworzyć spektakl muzyczny.
- Tak, bo całość nie może zmęczyć dzieci, a powinna również zainteresować dorosłych. Chciałem również pomóc aktorom, którzy w tym spektaklu muszą grać po kilka postaci: szczury, ludzi, różne psy, np. dalmatyńczyki i buldogi.
A co z Cruellą de Mon?
- To ze względu na nią do teatru będą przychodzić ojcowie. Jest bardzo atrakcyjna. Nie chciałbym zdradzać szczegółów. Wspomnę tylko, że na scenę wjeżdża na prawdziwym, warczącym i dymiącym, harleyu. Ubóstwia bary, benzyny, silniki, to dewiacja współczesnego świata. Zapraszam na premierę w sobotę o g. 16 do Teatru Jaracza.