Artykuły

Szczepkowska: Elżbieta Piwek była jedną z najlepszych polskich aktorek

- Na pierwszej próbie zorientowałam się, że mam do czynienia z wielką, wspaniałą aktorką. Nie nadużywam tu słów - mówi o zmarłej ELŻBIECIE PIWEK, Joanna Szczepkowska.

Anita Dmitruczuk: Rola w "Czarnobylskiej modlitwie" była jej ostatnią. To spektakl o woli życia.

Joanna Szczepkowska: Zaangażowałam Elę do tego przedstawienia, niewiele o niej wiedząc. Dopiero na pierwszej próbie zorientowałam się, że mam do czynienia z wielką, wspaniałą aktorką. Nie nadużywam tu słów. Ela wiedziała już, że jest ciężko chora, i twierdziła, że rola w tym spektaklu ma dla niej szczególne, terapeutyczne znaczenie. Zawsze kiedy mówiła monolog o modlitwie i radości z każdego dnia, mieliśmy świadomość, że mówi go też sama do siebie. Nigdy w życiu nie spotkałam kogoś, kto łączył tak ogromny talent z taką skromnością. W tym zawodzie to rzadkość.

Zaprzyjaźniłyście się wpracy?

- Miałam wielkie szczęście, że ją spotkałam. Podczas pracy nad spektaklem byłam nią oczarowana, z czasem zaczęłyśmy też sporo ze sobą rozmawiać i rzeczywiście się zaprzyjaźniłyśmy. Miała wszystko: talent komediowy, dramatyczny, głos, warunki. Ale przede wszystkim była wspaniałym człowiekiem z ogromnym dystansem do świata, niespotykaną wręcz w tym środowisku pokorą. Strasznie tęskniła też za Opolem. Często opowiadała o tamtym teatrze, o jego dobrych praktykach, czasach świetności. Ale nigdy nie dała nam odczuć, jak istotną aktorką tam była.

Podchodziła do pracy z taką czystością i z takim entuzjazmem, jaki spotyka się tylko u ludzi na początku swojej kariery. Ciągle domagała się pracy i przychodziła nawet na te próby, na które nie musiała. Komplementy przyjmowała z pewną rezerwą, za to ciągle domagała się uwag na temat swojej gry. Tymczasem ja nie wiedziałam, jak miałabym Elę reżyserować. Nie musiałam tego robić, do jej gry nie miałam po prostu nic do dodania. To była jedna z najlepszych polskich aktorek.

Jak przeżywała chorobę?

- Wyszła z pierwszej operacji, choć lekarze dawali jej niewielkie szanse, i podeszła do tego jak do cudu. Mówiła, że przewartościowała życie, spojrzała na nie z innej perspektywy. Ale nigdy nie chciała, żeby jej choroba stała się w teatrze tematem rozmów. Nie popadła też w depresję, o którą nietrudno przy tak poważnej chorobie. Zamiast tego wydawała się mieć w sobie ogromną siłę, niezłomną wręcz wiarę w to, że wyzdrowieje.

Z "Czarnobylską modlitwą" mieliśmy ruszyć w Polskę. Bardzo bym chciała, żeby to przedstawienie było grane, ale nie wyobrażam go sobie bez niej. Przyznam też, że po doświadczeniu pracy z nią chodziło mi po głowie, żeby napisać coś dla nas i razem z nią zagrać. Już tego nie zrobimy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji