Artykuły

Vivat Polański! Wielki reżyser kończy 80 lat

W niedzielę Roman Polański skończy 80 lat. Trudno w to uwierzyć, bo to typ wiecznego młodzieńca. Co rano biega z psem po Paryżu, wschodnich sztuk walki uczył go sam Bruce Lee.

Charakterystyka zodiakalnych Lwów wyraźnie doń pasuje: "Pewne siebie, dumne i obdarzone radością życia, zachowują się w sposób ekspresyjny i dramatyczny, jakby były aktorami na scenie; zależy im na akceptacji innych i zwróceniu na siebie uwagi, co może być brane za próżność i pompatyczność".

Sam odgrywa wszystkie postaci podczas pisania scenariusza [zawsze pisze z jakimś literatem, ostatnio najchętniej z Robertem Harrisem], potem na planie pokazuje aktorom, czego się po nich spodziewa w danej scenie. Na każdym aspekcie pracy filmowej zna się znakomicie. "Są tylko dwie osoby na świecie, które wiedzą, co to jest dźwięk w filmie: ja i Kubrick" - to jego słowa. Zwraca uwagę na każdy detal: kręcąc "Tragedię Makbeta", podarł na strzępy kostium, bo zauważył, że był uszyty na maszynie. Krzyczał: "Przecież jest, kurwa, rok 1067! Ile wtedy było maszyn do szycia!".

Polański to trochę niespełniony aktor. Już w 1948 r., w dzisiejszej Bagateli, zagrał pastuszka Wanię przygarniętego przez Armię Czerwoną w "Synu pułku" Katajewa. Do warszawskiej i krakowskiej szkoły teatralnej go jednak nie przyjęto - z powodu tzw. braku warunków. Chciał sam zagrać Chłopca w "Nożu w wodzie", rolę dostał jednak Zygmunt Malanowicz [marzył też o niej współscenarzysta Jerzy Skolimowski], ale w postsynchronach Polański podłożył swój głos. Ze swojego "braku warunków" zakpił w "Chinatown" - jako elegancki mikrus z nożem przecinający nos Jacka Nicholsona.

Skoro Portugalczyk Manoel de Oliveira kręci filmy w wieku 100 lat, Polański z pewnością jeszcze długo nie porzuci reżyserskiego fachu. Co go tak napędza? M.in. dramatyzm biografii, w której parę razy zmieniało się nawet jego nazwisko. Jego życie to gotowy materiał na film [o Polańskim wciąż powstają kolejne dokumenty]. Wystarczy przypomnieć kilka zdarzeń: matka ginie w komorze gazowej w Auschwitz, on sam przechodzi przez krakowskie getto [klaustrofobia będzie jednym ze stałych motywów jego filmów]; w sierpniu 1969 r. w Bel Air tzw. banda Mansona morduje jego ciężarną żonę Sharon Tate i cztery inne osoby; w 1977 r. Polański zostaje aresztowany za seks z 13-latką, ale po 42 dniach w więzieniu w Chino, bojąc się, że sędzia znów go tam wyśle, ucieka z Los Angeles do Europy; w 2009 r. zostaje zatrzymany w Zurychu, a zwolniony po dziesięciu miesiącach, gdy władze Szwajcarii zdecydowały, że jednak nie wydadzą go USA.

Do Ameryki Polański nie ma wstępu do dziś. A przecież Hollywood to najlepsze miejsce dla fachury takiego jak on. To tam popełnił dwa arcydzieła - "Dziecko Rosemary" i "Chinatown". Na urodziny życzę mu więc, by oczyszczony wreszcie z kryminalnych zarzutów zrobił jeszcze jakiś wysokobudżetowy amerykański film. Choćby szykowany od kilku lat projekt "D" - historię oficera artylerii, Francuza i Żyda Alfreda Dreyfusa oskarżonego w 1894 r. o szpiegostwo i zesłanego na Wyspę Diabelską. Ta sprawa na dziesięciolecia podzieliła Francję na dwa polityczne obozy. Do opowiedzenia o Dreyfusie, klasycznej figurze człowieka zaszczutego, nikt nie nadaje się lepiej niż Polański.

Im więcej filmów zrobi, tym lepiej dla nas. Życzmy mu więc tego, nie bacząc na środowiskowe przekonanie - mające silne umocowanie w rzeczywistości - które głosi, że każdej jego realizacji towarzyszy jakaś śmierć [np. na planie "Tess" zmarł operator Geoffrey Unsworth]. Taki już Polańskiego urok.

Dlaczego Polański znaczy Mistrz

Jim Jarmusch, reżyser

Ma bardzo rzadki filmowy błysk - reżyserski, niemal zwierzęcy instynkt, dzięki któremu nigdy nie musi przypominać, że jest artystą. W jego filmach nic nie jest wysilone, nadęte. Kiedy sięga po konkretny gatunek, nie musi go wywracać do góry nogami - wystarczy, że wypełni go własną osobowością. Mistrz formy, któremu tak naprawdę nigdy nie chodzi o formę: "Chinatown", "Dziecko Rosemary", a nawet "Nieustraszeni pogromcy wampirów" mają w sobie cień melancholii. Właściwie filmy Polańskiego kojarzą mi się z wieczną tęsknotą za czymś, czego nie da się spełnić.

Ale to niemożliwe, że ma już 80 lat. Bo to oznaczałoby, że ja mam 60... Na pewno zaszła jakaś pomyłka.

Agnieszka Holland, reżyserka

Polański ma w sobie energię - jakby weszły w niego siły witalne całego pokolenia. Moja pełna zazdrości i podziwu fascynacja dotyczyła najpierw angielskiego okresu: "Wstręt", "Matnia" i "Nieustraszeni pogromcy wampirów".

Jestem pewna, że nikt z tego pokolenia nie miał tak niebywałego, diabelskiego talentu. Polański oddychał filmem, wszystko u niego było tak bez wysiłku, tak oryginalne, przewrotne i nieuchwytne.

Poznałam go osobiście - nigdy blisko, zbyt mocno był dla mnie legendą - w Paryżu, kiedy znalazłam się na nieoczekiwanej emigracji. Okazał mi pomoc i życzliwość, za które do dziś jestem wdzięczna. Zobaczyłam wtedy też jego inną stronę: smutek, osobność. Nie sposób go złapać, opisać, przyszpilić, zawsze się wymyka. Tak samo jego filmy.

Nanni Moretti, reżyser

Zawsze marzyłem, żeby go poznać, zobaczyć, jak pracuje, "wykraść" mu tę jego tajemnicę, dzięki której robi rzeczy nieosiągalne dla innych. Poznałem go na planie "Cichego chaosu" Grimaldiego, w którym zagrał epizod. Wysiadł z samochodu, a ja zacząłem skakać jak chłopiec: "Gram z Polańskim!". Wtedy on zaczął skakać: "Gram z Morettim!". Ale w jego towarzystwie w ogóle nie myślisz o jego wielkości. Może dlatego, że fizycznie jest taki drobny. Giganci tak mają.

Żeby poznać się lepiej, zaprosiłem go na festiwal w Turynie. Opowiadał mi pouczające rzeczy. O tym, że zrobił "Nóż w wodzie", bo był zbyt młody, żeby zrozumieć, że to jest film nie do zrobienia. Albo że nigdy nie lubił filmów francuskiej Nowej Fali, za to doceniał włoski neorealizm. I że nie ma dla niego znaczenia, czy kręci mały film, czy superprodukcję, bo dobry reżyser jest jak dobry kierowca: potrafi prowadzić i miejski samochód, i bolid Formuły 1. Cóż, ja bym nie potrafił. Dlatego Polański jest tylko jeden.

Ben Kingsley, aktor

Rzadko zdarzają się role, o których można powiedzieć: kamień milowy w życiu. Dla mnie najpierw był to "Gandhi", a potem "Śmierć i dziewczyna" i "Oliver Twist" Polańskiego.

Wtedy nie znaliśmy się tak dobrze. Trzeba było 20 lat i zaproszenia od festiwalu w Deauville, gdzie obaj byliśmy w jury, żebyśmy mogli zostać przyjaciółmi. Zobaczyłem zupełnie innego człowieka niż kiedyś: ojca, który swoim dzieciom daje to, czego sam w dzieciństwie nie dostał. Parę miesięcy później zadzwonił z propozycją zagrania Fagina w "Olivierze Twiście". Powiedział mi: "Dorastałem wśród takich ludzi". W postaci sieroty, który rusza do obcego kraju, skazany jest na samotną walkę o przetrwanie, na granicy życia i śmierci, jest dużo z samego Polańskiego.

On wyławia z aktora wszystko, co się da. Samodzielnie przestawia na planie najmniejsze rekwizyty, sam przymierza kostiumy albo przestawia temperaturę, żeby wszystko przełożyło się na obraz, grę, dźwięk. I czy chodzi o duży film, czy o reklamę Prady - zawsze, ale to zawsze stawia kamerę we właściwym miejscu.

Pierce Brosnan, aktor

Hollywood rozpieszcza aktorów, a dla niego nie ma czegoś takiego, jak "wypada" albo "nie wypada". Czasem zachowuje się jak dziecko, czasem jak szaleniec. Może opowiadać fantastyczne anegdoty przy obiedzie, ale na planie nie bawi się w czułe słówka. Jeśli do kogoś naprawdę pasuje słowo "reżyser", to właśnie do niego. Jest w ciągłym ruchu, ma jasną wizję, ale nie lubi się tym dzielić. Rzuca krótkie uwagi: "siądź tam", "powiedz to jeszcze raz". Często nie masz pojęcia, czemu służy to rzeźbienie jednej kwestii czy ujęcia. Ale to działa.

Nie rozstaje się z viewfinderem, przez który ustawia każdy kadr. To jego talizman. Kiedyś na planie "Autora widmo" viewfinder leżał na stole w sfatygowanym, skórzanym etui. Delikatnie go wyjąłem i popatrzyłem przez ten podrapany obiektyw. Może jeszcze z czasów "Noża w wodzie"?

Grzegorz Jarzyna, reżyser

Każdy jego film jest wyspą - wymaga innych narzędzi, gotowości do tego, żeby dać się zaskoczyć. To jeden z rzadkich mistrzów, od których - nawet jeśli zajmuję się teatrem, a nie filmem - trzeba się uczyć. Imponuje mi jego swobodne, nonszalanckie poruszanie się po najbardziej odległych gatunkach. Każde jego dzieło jest świadome i pełne. Czym byłby thriller psychologiczny bez "Wstrętu"? Albo współczesny film noir bez "Chinatown"? Jednocześnie nie ma u niego kokietowania widza - jest za to fantastyczne wygranie każdego szczegółu, silne rzemiosło autora.

Niedawno obejrzałem ponownie "Śmierć i dziewczynę" - zawsze uważałem, że to jego najsłabszy film, teraz widzę, że przeszkadzało mi w nim to, co jest największą siłą: teatralna forma.

Małgorzata Szumowska, reżyserka

To człowiek wiecznie nienasycony, spragniony wrażeń, nowych doświadczeń, smaków. Jak dziecko. A niesie ze sobą życiorys, który już dawno powinien go przeczołgać, stępić, zmiażdżyć. Ale on wydaje się niezniszczalny. Siłą napędową jego kina jest właśnie to, że on przekuwa nawet największe swoje dramaty w sztukę. I z tym swoim nienasyconym apetytem na życie robi filmy, bez których trudno sobie wyobrazić kino.

Stefan Chwin, pisarz

Jego "Nóż w wodzie" i "Matnia" to arcydzieła. Niepokojąca w jego talencie jest skala rozpiętości między triumfami a klęskami (jak moim zdaniem "Piraci"). Szkoda, że nie pozostał mistrzem kina niszowego, tylko wybrał huczną karierę w Hollywood. Jako rzemieślnik kina popularnego też ma osiągnięcia, ale jego prawdziwą specjalnością jest psychoanaliza okrucieństwa ukrytego w relacjach międzyludzkich. W tym rodzaju kina Polański nie ma sobie równych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji