Artykuły

Biegnę do komputera

- Często pytają nas o to, czy ze sobą konkurujemy, a ja zawsze odpowiadam, że do konkurencji musi być rynek, a my mamy zaledwie ryneczek a raczej straganik. Jest wystarczająco dużo przestrzeni, byśmy się pomieścili z Martą Guśniowską, Robertem Jaroszem, Lilianą Bardijewską... - mówi MALINA PRZEŚLUGA, dramatopisarka.

Justyna Jaworska: W tym roku kończy pani trzydzieści lat, wyglądając nadal na piętnaście. Czuje się pani dorosła? - Nie do końca, wewnętrzne dziecko nadal we mnie siedzi, często się tak zachowuję. Czasem mam nawet wrażenie, że piszę dla dzieci, by to jakoś usprawiedliwić. Uwielbiam chodzić do kina na filmy dla dzieci, pamiętam też dziwnie dużo z własnego dzieciństwa. - Oprócz dramatów pisze pani także książki: wyszła "Ziuzia", ostatnio "Bajka i Majka"... - Tak, te rzeczy się ukazały, ale napisałam cały cykl bajek o małych bohaterach, naprawdę małych, takich jak pchła, mól czy włos. Kursuję trochę między dramatopisarstwem a prozą, wszystko zależy od tego, jaka narzuci mi się postać: niektóre ze sobą rozmawiają, inne proszą się raczej o opis. Czasem moi bohaterowie wędrują między gatunkami, na przykład "Bajka o rozczarowanym Rumaku Romualdzie" powstała w dwóch wersjach: najpierw było opowiadanie, potem jego sceniczna adaptacja.

Czy to odpowiedź na "Baśń o gadającym imbryku" Marty Guśniowskiej?

- Nie, chociaż u Marty też występuje koń i mucha... W tej zbieżności zorientowałam się już po fakcie i nawet zrobiło mi się głupio, że ktoś mógłby mi zarzucić wtórność, ale jednak relacja między bohaterami i cała historia jest u mnie inna. Często pytają nas o to, czy ze sobą konkurujemy, a ja zawsze odpowiadam, że do konkurencji musi być rynek, a my mamy zaledwie ryneczek a raczej straganik. Jest wystarczająco dużo przestrzeni, byśmy się pomieścili z Martą Guśniowską, Robertem Jaroszem, Lilianą Bardijewską...

Ostatnio zaczyna się na tym ryneczku zagęszczać, to chyba dobrze?

- Tendencja jest istotnie zwyżkowa, widać to po konkursie Centrum Sztuki Dziecka. Co roku więcej osób przysyła sztuki dla dzieci, poziom tekstów i świadomość piszących, moim zdaniem, też idzie do góry i adresat przestaje być czysto dziecięcy.

Na przykład pani "Dziób w dziób" jest sztuką zaskakująco polityczną!

- Może podskórnie, bo przecież polityka bombarduje nas tak czy owak, a zaciekłe domaganie się zadośćuczynienia za domniemane zbrodnie to temat, który nie schodzi ze świecznika od trzech lat. Przede wszystkim jednak chciałam opowiedzieć o nastrojach społecznych i o tym, jak pokracznie postrzega się w Polsce honor i bohaterstwo, całą martyrologię. Gdyby występujące w tej sztuce gołębie przełożyć na ludzi, byliby to pewnie kibole albo zagorzali fanatycy narodowi, którzy nie widzą, że walczą właściwie o nic. W świecie ptaków honor nie jest szczególnie istotny, ale w świecie ludzkim bywa przeceniany.

Fajne rzeczy dzieją się tu z językiem: wszystkie te "spiórzaj stąd", "wyćwirtalaj"...

- Szukałam zamienników, których dzieci mogłyby używać, skoro i tak znają już brzydkie słowa. Poza tym te językowe analogie podkreślają dodatkowo, że to historia nie tylko o ptakach. Ale też przełożenie języka ludzkiego na ptasi przychodziło mi dziwnie łatwo i ta historia właściwie opowiadała się sama. Zawsze zaczynam od bohatera i czasem jest tak, że się z tym bohaterem stopniowo dogadujemy i powolutku piszemy sobie razem, a tu ze wszystkimi od razu się zakumplowałam. Przyznam, że wyjątkowo lubię ten tekst, bo przyszedł do mnie naturalnie i sam z siebie, nie na zamówienie. Sprawił mi frajdę.

Mamy tu dość konkretną historię, wcześniej wymyślała pani bardziej abstrakcyjne sytuacje i takich bohaterów jak "Nic", "Ciarki" albo "Bleee"...

- Tym razem realistycznie opisałam to, co za oknem. Dobrze mi się myśli, patrząc przez okno, potrafię się tak gapić bardzo długo, jak stara babcia na podusi. A na mojej ulicy naprawdę gołębie tłuką się z wróblami, zresztą wróble, skubane, wcale się łatwo nie poddają. Mam moich bohaterów od tak dawna przed oczami i w głowie, tak wyraźnie słyszę ich głosy, że trochę się boję premiery tego tekstu w "Baju Pomorskim", bo to już będzie wizja reżysera, Zbigniewa Lisowskiego.

Zobaczymy w Toruniu lalki?

- O ile wiem, raczej żywy plan plus jakieś rekwizyty. Kotka Dolores ma być ogromna.

a woli pani żywy plan czy lalki?

- To bardzo zależy od tekstu. Napisałam sztukę "Grande Papa", w której występuje Reklamówka, Antena i Gołębia Kupa. Były dyskusje o tym, jak to wystawić, i uważam, że w tym akurat przypadku sprawdziłyby się lalki albo po prostu wymienione przedmioty. Kiedy indziej wyobrażam sobie aktorów. Ale ja, gdy piszę, nie używam wyobraźni scenicznej - myślę o świecie, który tworzę, a nie o tym, jak to będzie wyglądało w teatrze. Dzięki temu nigdy się jeszcze nie rozczarowałam.

Ulubieni reżyserzy?

- Świetnie dogaduję się z Pawłem Aignerem, mamy podobne poczucie humoru. Bardzo intensywnie współpracowaliśmy przy adaptacji "Arabeli", a skondensowanie trzynastu odcinków serialu w jednym spektaklu było strasznie trudne. Zdarzało się, że Paweł dzwonił do mnie o drugiej w nocy, żebym coś jeszcze dopisała.

A nauczyciele?

- Studiowałam w Laboratorium Dramatu i dużo mi dały warsztaty dramatopisarskie nad Wigrami, a także klasy mistrzowskie z Markiem Ravenhillem i Nikołajem Koladą. Pisaliśmy non stop aż furkotało, bo zajęcia trwały po osiem-dziesięć godzin, a na następny dzień musieliśmy przygotować po kilka stron tekstu. Więc siedziało się do trzeciej rano i to dawało taki napęd, że po tych warsztatach coś się w nas kręciło jeszcze przez miesiąc. Bardzo ważne są też coroczne warsztaty dramatopisarskie w Centrum Sztuki Dziecka. To świetna okazja do inspirujących rozmów i wymiany energii w środowisku. Ale, prawdę mówiąc, najlepszymi nauczycielami są bohaterowie dnia codziennego. Przedmioty, zwierzęta, wyrwane z kontekstu urywki rozmów, zdarzenia i zdarzonka. Nie mam nawyku chodzenia wszędzie z notesem, ale co rusz tego żałuję. Staram się zapamiętywać te skrawki, bo prędzej czy później bardzo się przydają.

Pisze pani raczej bez moralistycznego zacięcia.

- Czuję się wolna od takiego myślenia. Mam nadzieję, że jeśli będę miała kiedyś dziecko, nie uwierzę przesadnie w edukację, bo natrętny dydaktyzm to zła droga. Dzieci wyczuwają fałsz od razu. Poza tym nie przychodzą do teatru same, dlatego staram się, żeby moje teksty bawiły przy okazji dorosłych.

I bawią, jeszcze jak, chociaż "Pręcik" traktuje o śmierci, z kolei "Stopklatka" to komediowy monodram chłopaka na wózku...

- Nie wierzę w pisanie na smutno o rzeczach smutnych, sama potwornie cierpię i umieram w teatrze w takich sytuacjach i nie chcę nikomu tego fundować. Z kolei pisanie na wesoło o rzeczach wesołych bywa po prostu głupawe. Ameryki tu nie odkrywam, ale próbuję mieszać jedno z drugim i mam wrażenie, że zderzanie ze sobą tych biegunów to dobry klucz do pisania dla dzieci. To są bezlitośni widzowie, którzy na trudnych, poważnych przedstawieniach szybko się nudzą, zaczynają gadać albo wręcz wychodzą w trakcie, dlatego żart jest dla mnie narzędziem przykuwania ich uwagi i opowiedzenia czegoś serio. Z drugiej strony - to wyjątkowo wdzięczna publiczność, bo jeszcze niezblazowana. Najfajniejszą rzeczą w całej mojej pracy jest to, że reakcja i satysfakcja przychodzą od razu. Oglądam miny szczerze przejętych widzów, zamiast wsłuchiwać się w rachityczne brawka i dowiadywać się dopiero z recenzji, czy się podobało.

Ale nie pisze pani dla najmłodszych, "najnajów"?

- Raczej nie. Najchętniej piszę dla, powiedzmy, sześcio-jedenastolatków. To moja ulubiona grupa wiekowa, bo potrafi się już bawić językiem. Nie interesuje mnie wymyślanie jak najprostszych światów, nudzi mnie to, wolę gry słowne i różne fabularne komplikacje. Zresztą w teatrze dla "najnajów" dramatopisarz nie jest specjalnie istotną postacią. Natomiast najtrudniejszy jest widz nastoletni, nieprzypadkowo mamy teatr dla dzieci a potem dla dorosłych, z ziejącą dziurą pośrodku. Z dorastającymi widzami trzeba złapać kontakt, ale nie wolno im się podlizywać. Pisząc "Stopklatkę", najbardziej bałam się, że zacznę nadużywać slangu, a nastolatki mnie wyśmieją, że tak mówiło się w dawnych czasach - czyli parę miesięcy temu. Widz w tym wieku z miejsca ustawia się w kontrze. Nieprzypadkowo bunt, niedostosowanie, potrzeba samoakceptacji to tematy, które często poruszam.

A co pani robi zawodowo?

- Pracuję na etacie w agencji reklamowej, układam hasła. Używam do tego jednak zupełnie innych partii mózgu. Właściwie to dobrze, bo nie eksploatuję sobie w pracy wyobraźni, nie traktuję też tej roboty ambicjonalnie. Wracam potem do domu i często nie zatrzymując się, zrzucam buty i biegnę do komputera, by nareszcie wymyślać to, co lubię. Oczywiście najlepiej byłoby żyć tylko z pisania dla dzieci i jeździć na te wszystkie festiwale, na które mnie zapraszają. Nie widziałam wielu wystawień własnych sztuk, zabrakło mi urlopu.

***

Malina Prześluga (ur. 1983) Ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Szkołę Dramatu przy Laboratorium Dramatu w Warszawie. Pisze sztuki teatralne, bajki, piosenki, felietony, wydała też dwie książki dla dzieci. Jej teksty wystawiane są w Teatrze "Baj Pomorski" w Toruniu, w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, Opolskim Teatrze Lalki i Aktora, Teatrze Animacji w Poznaniu, Teatrze Maska w Rzeszowie, Teatrze Lalki i Aktora w Wałbrzychu, Śląskim Teatrze Lalki i Aktora "Ateneum" w Katowicach. W 2012 roku otrzymała wyróżnienie na Festiwalu Dwa Teatry za tekst "Nic, Dzika Mrówka, Adam i Ewa", a jej tekst dla dorosłych Stephanie Moles dziś rano zabiła swojego męża, a potem odpiłowała mu prawą dłoń" zdobył drugą nagrodę w 9. Ogólnopolskim Przeglądzie Monodramu Współczesnego w 2011 roku. Jest też laureatką Medalu Młodej Sztuki oraz nagród i wyróżnień w kilku edycjach Konkursu na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży poznańskiego Centrum Sztuki Dziecka. Tegoroczny konkurs wygrała jej drukowana przez nas w tym numerze sztuka "Dziób w dziób", wystawiona w czerwcu w "Baju Pomorskim" w reżyserii Zbigniewa Lisowskiego.

Sztuka "Chodź na słówko" zrealizowana przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu otrzymała nagrodę za najlepszy tekst dramatyczny XIX Konkursu na Wystawie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji