Artykuły

Śmierć przez nieuwagę

"Roberto Zucco" w reż. Waldemara Matuszewskiego w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Hanna Ciepiela w Gazecie Lubuskiej.

"Roberto Zucco" to przedstawienie pęknięte: z dobrym aktorstwem, poruszającymi scenami, ale nie do końca przemyślaną reżyserią.

Bernard-Marie Kottes to francuski dramaturg. W1989 roku zmarł na AIDS. Ostatnią sztuką jaką napisał, byt "Roberto Zucco". To oparta na faktach historia chłopaka, który zabił cztery osoby. Sztukę na polskie sceny wprowadził Waldemar Matuszewski. Prapremiera odbyła się w 1992 r. w Zielonej Górze. Teraz, po 13 latach, za namową dyrektora gorzowskiego teatru, postanowił do niej powrócić.

Gorzowski "Zucco" to opowieść o nieludzkości człowieka wobec człowieka. Ludzie ranią się wzajemnie, bo nie potrafią inaczej. Wychowanie, warunki w jakich żyją i codzienna dawka medialnej przemocy, całkowicie wypaliły ich z uczuć. Nie ma miłości, współczucia. Jest obojętność, bezwolność, pustka.

I właśnie w takim wykolejonym świecie pojawia się 25-letni Roberto Zucco. Zagubiony, wrażliwy. Niby bardziej ludzki. A jednak czyniący zło. I to nie wiadomo z jakiego powodu? Czy dlatego, że - jak sam mówi - "rozdeptuję ludzi, bo ich po prostu nie zauważam"? Czy też po to, aby potrząsnąć człowiekiem? Zmusić do zadawania pytań i szukania odpowiedzi.

Gorzowski spektakl to kilka znakomitych ról aktorskich. Świetnie wypada Edyta Milczarek w monologu starszej siostry. Bardzo dobrze w rolach pijaka i urzędnika sprawdza się Aleksander Maciejewski. Słowa uznania należą się Wacławowi Welskiemu w roli zagubionego starszego pana i Beacie Chorążykiewicz jako damie. Całkiem nieźle radzi sobie również debiutujący na scenie Marcin Rój w roli Zucco.

Spektakl ma dobrą muzykę (rockowy zespół Coma), pomysłową scenografię. Ale całości trochę brakuje reżyserskiego pazura, pomysłu, konsekwencji. W. Matuszewski podszedł do dzieła z wielkim pietyzmem, celebrując sceny jak w antycznym dramacie, co czasem sprawiało, że gubiło się tempo. Ale były też w przedstawieniu całe fragmenty grane inaczej: nie powagą lecz przerysowaniem, karykaturą: zabójstwo w parku, poszukiwania ukrytego piwa, pohukiwania matki na córkę, t w scenach tych czuło się większą werwę. Może byłoby lepiej, gdyby reżyser opowiedział się za jedną formą i poprowadził ją konsekwentnie do końca?

Kontrowersyjna była pierwsza i ostania scena przedstawienia: prawie nagi aktor rozciągnięty w kole. Cytat ze słynnego "Człowieka witruwiańskiego" Leonarda da Vinci? To chyba zbyt nachalne posunięcie, podobnie jak zabawa na scenie "hamletowską czaszką".

Mimo tych "ale" spektakl jest udany, warto go obejrzeć. I bardzo cieszy, że po przedstawieniach zaplanowano dyskusje widzów z jego twórcami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji