Nie straszy
Po "Oskarżonych", "Jabłoniach" i "Apetycie na czereśnie" Agnieszka Osiecka napisała swój kolejny utwór sceniczny, opatrzony notką - komedia w dwóch aktach z beatem. Beat skomponował jeden ze Skaldów - Andrzej Zieliński.
Główną postacią sztuki jest Agafia Demonowna Późniak, poetka, kuzynka Witkacego i Kurki Wodnej. Mimo narzucających się skojarzeń i nazwiskowych nowotworów językowych, nie należy jednak przywiązywać nadmiernej wagi do tego pokrewieństwa. Zaznacza się ono głównie w podobieństwie rysów zewnętrznych, które u Witkacego wyrażają metafizyczną grozę, tu zaś - liryczną poezję. Agafia Demonowna Późniak jest bowiem nie tylko poetką. Jest czymś więcej - uosobieniem poezji. Zna ona przepis na szczęście, na eliksir życia, na prawdziwy wiersz. Odchodzi z tego świata na samym początku sztuki, lecz obcując z jej duchem, obcuje się w dalszym ciągu z nią samą. Duch ów posiada podobne właściwości, co kot w okularach z czeskiego filmu; na tego, na kogo spojrzy, rzuca światło w odpowiadającym jego charakterowi kolorze. Światło, które wypromieniowuje Duch Poetki, jest ostre i przenikliwe, lecz zarazem ciepłe, pozbawione złośliwości. Rozprawia się ona z popularnymi typami ostatniego trzydziestolecia, ale czyni to nie bez nutki sentymentu do tego, co minęło. Nic dziwnego, to było jej życie, jej młodość. Przecież właśnie swoim dwóm mężom, Ogrodnikowi i Ministrowi Nonsensu, zawdzięcza niektóre elementy swej poetyckiej techniki. Jakże nie wzruszyć się motywami własnej twórczości, takim choćby młodzieżowym działaczem z osławionego okresu, mającym na koncie co najmniej jeden donosik... Dalej postępuje całkiem już współczesna Wąchaczka Kitu, uniwersalny typ zawodowego poety, którego wierszom brak tylko jednego - poezji, wreszcie trzech młodych ludzi, wierna asysta towarzysząca Poetce w jej ostatniej ziemskiej wędrówce. Są to jedyne postacie, z którymi Poetka poczuwa się do wspólnoty. Można by z tego wyciągnąć wniosek, że poezja jest atrybutem i przywilejem młodości oraz umiejących umrzeć w porę poetek. Byłby to jednak wniosek idący zbyt daleko.
Perypetie tej grupy ze znalezieniem fundatora pogrzebu oraz perypetie tych, którzy uganiają się za zwłokami i w celu zdobycia wachlarza, na którym nieboszczka zanotowała drogocenne przepisy, stanowią wątki, wokół których upięta została luźna, epizodyczna konstrukcja sztuki.
Na początku rzecz się nawet nieźle zapowiada. Akt pierwszy utrzymany jest w konwencji surrealistycznej zabawy. Dzięki scenografii i kostiumom Alicji Wirth oraz znakomitej grze Krystyny Sienkiewicz w roli Ducha Poetki, zrazu wciąga ta zabawa, potem coraz bardziej nuży. Byłaby to zabawa o wiele lepsza, gdyby przez chaotyczność i brak reguł nie zacierała własnego sensu. W akcie drugim, gdzie wystawa jest o wiele skromniejsza, zabawa rozpręża się całkowicie. Jak to było do przewidzenia odsłonięte zostają wszystkie słabości tekstu, zawarte w dosłownie cytowanych codziennych polskich rozmówkach. Jednakże muzyka i znakomite - wierzę w to - piosenki Osieckiej z pewnością mogłyby zatrzeć złe wrażenie całości i uratować spektakl. Trudno mi więc pojąć, dlaczego zostały one dokładnie zagłuszone przez orkiestrę i niewłaściwe użycie mikrofonów. Aktorom kazano śpiewać z mikrofonami przy ustach, mimo że sala niewielka. Może wpłynął na tę decyzję brak zaufania do mocy ich głosów, ale kiedy jeden z aktorów zapomniał włączyć mikrofon, podawany nikłym głosem tekst był przynajmniej czytelny.
W sytuacji maksymalnie utrudnionej percepcji trudno trochę ocenić grę aktorów, czyniąc ich za nią w pełni odpowiedzialnymi. Przeszli przez całkiem odmienną od STS-owskiej szkołę myślenia i trudno im było przestawić się na ton myśli Osieckiej. Szkoda, zapowiadało się dużo, a zobaczyliśmy i przede wszystkim usłyszeliśmy o wiele mniej.