Trójkąt zawodowy, trójkąt miłosny
- To zawodowo napisany tekst, z wieloma znakomitymi scenami. Po przeczytaniu sztuki, bo to prapremiera polska, wiedziałem jedno - że ona się sprawdzi na scenie, jeśli wystawi się ją ze świetnymi aktorami, którzy wydobędą z tego tekstu całą prawdę- mówi JANUSZ SZYDŁOWSKI o reżyserowanym przez siebie w Teatrze STU spektaklu "To tylko miłość".
Sztuka Rona Aldridge`a, która także na scenach brytyjskich była reżyserowana, to opowieść o tym, że stara miłość nie rdzewieje......
- I to miłość nieprawdopodobna, skoro przetrwała tyle lat. Ale nie zdradzajmy szczegółów. To zawodowo napisany tekst, z wieloma znakomitymi scenami. Po przeczytaniu sztuki, bo to prapremiera polska, wiedziałem jedno - że ona się sprawdzi na scenie, jeśli wystawi się ją ze świetnymi aktorami, którzy wydobędą z tego tekstu całą prawdę. I jeśli zachowa się wpisany w sztukę przez autora tzw. timing, jeśli utrzyma się tempo i rytm, które mają te dialogi. By były muzyczne, by brzmiały jak jedna melodia.
To nie do końca komedia...
- Ja to nazywam melodramat muzyczny z elementami komediowymi. Jest taniec, śpiew, step, jest przebój Deana Martina "Thafs amore" i muzyka Cole Portera.
Trójka bohaterów to byli aktorzy kabaretowi...
- ...uprawiający stand up comedy.
Acz nie zostali gwiazdami. Stąd zgorzknienie.
- Byli wręcz szmirusami. Pewnie osiągnęliby więcej, gdyby nie łącząca ich miłość. Bo to był klasyczny trójkąt - zawodowy i miłosny, co da znać o sobie po latach. Rozmowa-pojedynek dwóch niegdysiejszych przyjaciół, którzy rozliczają się z miłości do tej samej kobiety, to naprawdę wielki teatr.
W Sarę wciela się Twoja żona Krystyna Podleska, z którą sztukę tłumaczyłeś. Jak Ci się reżyserowało żonę?
- Łatwo nie było... A mówiąc serio, Krysia już tłumacząc, odnalazła się w tej postaci, Sarę zatem miałem; najtrudniej było mi znaleźć Tony'ego. Gdy planowałem wystawienie sztuki w Warszawie, myślałem o Januszu Gajosie. Ale kto w Krakowie? I Tadeusz Huk okazał się strzałem w dziesiątkę. Jest fantastyczny. Po pierwsze, był bardzo przystojny...
Jak przeczyta, że był, to się ucieszy.
- On dobrze wie, że wciąż świetnie wygląda, że ma dobrą sylwetkę. Najistotniejsze, że oddaje wszelkie emocje swego zgorzkniałego, nie mającego ochoty do życia bohatera. Znalezienie właściwych emocji było dla nas najważniejsze; myślę, że się udało.
Jak wiem, sam też, być może, pojawisz się jako Tony.
- Jestem w tzw. dublurze i drżę na myśl o tym.
W retrospekcjach trójka głównych bohaterów ma swoje młode wcielenia.
- I to jak wierne! Młody Tony, Karol Jasiński, świetnie śpiewający i tańczący, ma dokładnie 187 cm wzrostu, tyle co Huk, młoda Sara - Barbara Garstka musi tylko mieć stosowną perukę, Marcin Kątny też udanie jest młodym Frankiem, którego bardzo uwiarygodnia Leszek Piskorz, choćby we wspomnianym pojedynku.
Po raz pierwszy reżyserujesz w Teatrze STU; przed 48 laty byłeś jednym z jego wspótzałożycieli...
Grałem Poloniusza w "Hamlecie", ale jako reżyser w STU debiutuję. Choć, jak wiesz, mam za sobą wiele spektakli przygotowanych na innych scenach.
I co - masz tremę?
- Wiem, że to, co mogliśmy, zostało zrobione. Jestem pewien urody i prawdy tego tekstu oraz prawdy oddawanej przez aktorów. Jeśli te walory odnajdą i widzowie, będę szczęśliwy.