Artykuły

"They are not in on the joke"

"W tej opowieści widzę początek, rozwinięcie i zakończenie, chociaż nie w sensie "przychodzi baba do lekarza, dostaje w ryja i wychodzi". Jest to mój pierwszy spektakl i mam nadzieję, że będę miał szansę zmierzyć się z tekstami o bardziej klasycznej formie - z Filipem Gieldonem, reżyserem spektaklu "Gruzy" w Teatrze WARSawy, rozmawia Wiesław Kowalski z serwisu Teatr dla Was.

- "Gruzy" Dennisa Kelly'ego, wyreżyserowane przez Ciebie w Teatrze Konsekwentnym, spotkały się z bardzo przychylnym przyjęciem publiczności, jak również krytyków. Co Ciebie, człowieka bardzo młodego, studenta łódzkiej filmówki, w tym mrocznym, tajemniczym tekście najbardziej zainteresowało? Problem, forma, język?

To jest pytanie, na które łatwiej odpowiedzieć na początku pracy. Nie pamiętam pierwszego uczucia, które towarzyszyło mi po zapoznaniu się z tekstem, ale tajemnica, która kryła się w słowach, dialogach bardzo mnie zafascynowała. Każde czytanie tekstu przynosiło coś nowego, nawet po sześciu miesiącach prób, kiedy aktorzy znali już każde słowo na pamięć, odkrywaliśmy nowe znaczenia tych właśnie słów. To było wyjątkowe uczucie, które motywowało nas do ciągłej pracy. Było wiele momentów, kiedy aktorzy pytali mnie "co to znaczy?" i ja szczerze odpowiedziałem "nie wiem"; wtedy znowu musiałem wrócić do rozszyfrowywania tekstu.

- Dennis Kelly jest coraz bardziej u nas popularny; to już jego trzeci dramat wystawiony w Polsce, wcześniej były "Sieroty" i "Bohater Osama". Czy oglądałeś te spektakle i czy były one dla Ciebie jakąś inspiracją?

Oglądałem, ale nie były dla mnie inspiracją. Wydaje mi się to niemożliwe, bo D. Kelly jest pieklenie charakterystycznym autorem, a jego teksty wymagają zrozumienia świata, z którego pochodzi i którego nie boi się kreować. Mam wrażenie, że w przypadku twórczości tego autora inspiracją powinien być tylko tekst, a nie jego interpretacje. Wraz z aktorami bardzo skrupulatnie pracowaliśmy od samego początku - przeczytaliśmy wielokrotnie wszystkie jego teksty wydane po polsku i angielsku. Staraliśmy się poznać kulturę, którą przedstawia, a w przypadku Kelly'ego nie jest to Anglia czy Londyn, tylko bardzo specyficzny świat, tak zwany "Council Estate Britain", gdzie każdy metr w mieszkaniu przykryty jest brudnym dywanem, większość dorosłych żyje z zasiłku i czyta Daily Star. Przez pewien czas codziennie wysyłałem aktorom artykuły z tych gazet.

- "Gruzy", choć nazywane czarną komedią, poruszają nie pozbawione brutalności tematy związane z dzieciństwem dwójki bohaterów. Jak udało Ci się w spektaklu osiągnąć ten balans między tym co niesie patologię, ból, smutek i cierpienie, a tym co w tekście Kelly'ego determinuje błyskotliwy język, niekiedy śmieszny i nie pozbawiony humoru?

Nigdy nie podchodziliśmy do tego tekstu, jak do czarnej komedii, choć jest tam dużo bolesnego śmiechu. Kelly traktuje swoje postaci bardzo poważnie i to co rozśmiesza widza dla bohaterów spektaklu wcale nie jest zrozumiałe, po angielsku mówi się, "They are not in on the joke". Nigdy nie myśleliśmy w kategoriach, żeby było śmiesznie czy poważnie - miało być to wszystko po prostu prawidłowe w emocjach Michaela i Michelle, a wtedy widz może sam ocenić czy to jest zabawne, okropne, patologiczne czy nawet groteskowe. Aktorów na scenie nie stać na taki luksus.

- "Gruzy", pozbawione tradycyjnej konstrukcji, stanowią niełatwe wyzwanie dla dwójki aktorów, którzy muszą osiągnąć naturalność w posługiwaniu się trudnym językiem Kelly'go, pełnym symboli, do tego ciągle jakby balansującym między prawdą a kłamstwem. W jaki sposób pracowałeś z Agnieszką Skrzypczak i Mateuszem Znanieckim, by osiągnąć wiarygodność i sugestywność kreowanych przez nich postaci?

Tłumaczenia Kelly'ego, a szczególnie tego tekstu, wymaga absolutnej precyzji. W "Gruzach" znajdują się zdania, które mają długość kilku stron i są naszpikowane słowami, sformułowaniami, które zostały wymyślone tylko na potrzeby spektaklu. Natalia Zawadzka, która tłumaczyła tekst, dała aktorom bardzo dobre narzędzie do pracy. Agnieszka i Mateusz połykali słowa, ja po prostu byłem i czasami pomagałem, odpowiadając na pytanie "dlaczego to mówią?"

- W dramacie Kelly'go pobrzmiewają bez wątpienia echa literatury postdramatycznej. Czy to znaczy, że nie interesują Cię w teatrze opowieści, które mają swój początek, rozwinięcie i zakończenie? I jaki wpływ na sposób opowiadania tej historii miało to, że jesteś jednak filmowcem?

Ja w tej opowieści widzę początek, rozwinięcie i zakończenie, chociaż nie w sensie "przychodzi baba do lekarza, dostaje w ryja i wychodzi". Jest to mój pierwszy spektakl i mam nadzieję, że będę miał szansę zmierzyć się z tekstami o bardziej klasycznej formie. Nie mam wiedzy stricte teatralnej, bardzo wiele elementów to wynik intuicji, ale wszystko co wiem dzięki kontaktowi z filmem starałem się brać pod uwagę. Nie umiem ocenić, jaki wpływ na całość spektaklu miał fakt, że zajmuję się filmem.

- Czy sięgnięcie do twórczości Dennisa Kelly'ego znaczy, że nadal będziesz poruszał w swoich filmach czy spektaklach problematykę związaną z niepokojami współczesnego człowieka?

Z pewnością kondycja współczesnego człowieka jest dla mnie łatwiejsza do zrozumienia, a oprócz tego fascynują mnie tacy pisarze jak: Dennis Kelly, David Mamet, Jez Butterworth i Mike Bartlett. Jednak nie wyobrażam sobie przyszłości w teatrze bez Williama Shakespeara i Augusta Strindberga. W tym momencie cieszę się swoją energią do twórczego działania!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji