Artykuły

Prototyp Lyncha

"Do Damaszku" w reż. Jana Klaty w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Sezon w Starym Teatrze w Krakowie otworzyła premiera Jana Klaty. "Do Damaszku" Augusta Strindberga to jego pierwsze krakowskie przedstawienie w podwójnej roli reżysera i dyrektora. Z dawno niewystawianej sztuki Klata robi świetnie zagraną opowieść o artyście kabotynie i tęsknocie za buntem.

"Do Damaszku" - w Skandynawii klasyka - przez ostatnie dwie dekady nie gościło na polskich scenach. Tekst Strindberga może wydawać się nam dziś szacownym zabytkiem. Ale w historii dramaturgii jest kamieniem milowym; logika snu i obsesyjnie powracających majaczeń dopiero później zakorzeniła na dobre na scenie, wreszcie - na ekranie. Może bez Strindberga nie byłoby filmów Lyncha?

Gra w idola

Nieznajomy - tajemniczy główny bohater - nazywa siebie poetą. U Klaty jest "muzykiem performerem", uznanym artystą pogrążonym w kryzysie. Gra go Marcin Czarnik - od lat aktor Klaty. Był Hamletem w pamiętnym przedstawieniu w Stoczni Gdańskiej, by powrócić jako duch ojca w kolejnym "Hamlecie" tego reżysera - w Bochum. We wrocławskiej "Sprawie Dantona" był Robespierre'em, a potem wraz z Klatą dyrektorem przyjechał do Krakowa.

To druga rola Czarnika w Starym Teatrze - i drugi sukces aktorski. Ekstrawagancki pozer w ciemnych okularach przypomina Cybulskiego z "Salta" Konwickiego. Ta sama historia - artysta kabotyn, fałszywy mesjasz ze skłonnością do pretensjonalnych gestów, a do tego wieczny uciekinier. Przed czym ucieka? Przed banałem codzienności, odpowiedzialnością za bliskich, ale przede wszystkimi przed oczekiwaniami, które nakłada na niego społeczeństwo. Czarnik ironicznie bawi się scenicznymi typami gwiazdora, buntownika, poety - zarazem nie tracąc własnej charyzmy.

Kroku dotrzymuje mu Justyna Wasilewska w roli Pani - kolejny zdolny nowy nabytek Starego. Idol w pierwszej scenie podjeżdża po nią efektownym czerwonym rowerem chopperem; ona zostawia za sobą męża, on - już wcześniej porzucił żonę, dzieci i płacenie alimentów. Ale nie da się uciec przed przeszłością; "muzyka performera" nie przestanie prześladować poczucie winy.

Nawrócenie? Niemożliwe

"Czas i przestrzeń nie istnieją. Na błahej podstawie rzeczywistości fantazja snuje i tka nowe wzory" - pisał szwedzki dramaturg. I u Klaty Idol napotyka ciągle te same twarze w miejscach, które są raczej wytworami jego zmęczonej wyobraźni. "Dramat ja" - tak określa się prekursorski wobec późniejszych prac ekspresjonistów tekst Strindberga, w którym postać Nieznajomego-Idola jest środkiem całego świata. Różne widma i wyrzuty sumienia przybierają postaci tych samych aktorów: Krzysztofa Zarzeckiego, Doroty Segdy, Krzysztofa Globisza. Ich nierealny charakter podkreśla zabawa w podkładanie głosów aktorek - aktorom i vice versa.

Teatr Klaty, choć nadal nie stroni od groteski, choreograficznych wstawek i muzycznych kolaży, stał się jakby mniej komiksowy, większą rolę odgrywa w nim też cisza. Choć dramaturg Sebastian Majewski przepisał sztukę po swojemu, to jej struktura zostaje zachowana. Bohater spotyka kolejne odbicia swojej jaźni, przechodząc kolejne stacje drogi - surrealne obrazy w cieniu monumentalnej scenografii Mirka Kaczmarka. Na scenie powstała kaplica z siedmiu tysięcy czaszek, które są jak nieustanne religijne memento. W środku drogi Idola czeka bowiem próba nawrócenia i naprawienia zła, które wyrządził. W symbolicznej scenie hardo wyprostowany Czarnik usiłuje uklęknąć - czy na kolanach uda mu się zacząć na nowo?

Starcie z mitem artysty, nawrócenie. Nie są to tematy, którymi teatr szczególnie by się ostatnio zajmował. Przy całym efektownym sztafażu, tych wszystkich rowerach i konfetti, "Do Damaszku" ma w sobie coś bardzo staroświeckiego. Jasne, naszym czasem rządzi raczej ironia niż egzystencjalne pytania. Stąd mocno obecny na scenie dystans, dlatego Idol jest kabotynem, a jego duchowe rozterki podszyte są kryzysem wieku średniego. Pytanie tylko, czy gest demaskowania artysty kabotyna sam w sobie nie jest już kabotyński?

W Starym klasyka po nowemu

Pierwszy sezon dyrekcji Jana Klaty i Sebastiana Majewskiego w Krakowie minął pod znakiem prapremier nowych polskich tekstów, mocno zaangażowanych w dzisiejszą rzeczywistość - Pawła Demirskiego, Sylwii Chutnik czy Michała Kmiecika. Wystawiając "Do Damaszku", Klata pokazuje, że Stary Teatr ciągle chce mierzyć się także z kanonem literatury dramatycznej. Przez najbliższe dziesięć miesięcy patronem tych zmagań będzie Konrad Swinarski - wybitny reżyser, krytyczny uczeń Brechta. Swinarski to jeden z tych artystów, których elementem mitu jest przedwczesna śmierć. Zginął w katastrofie lotniczej w 1975 r. - leciał do Damaszku.

I tak uznany chorwacki reżyser Olivier Frljic przedstawi w grudniu "Nie-Boską komedię" Krasińskiego, a Łukasz Twarkowski wystawi swoją wersję "Akropolis" Wyspiańskiego. Ale nie zabraknie też nowych tekstów - np. Weronika Szczawińska z Agnieszką Jakimiak pracują nad historią alternatywną, w której Swinarski nie zginął w katastrofie lotniczej i wciąż działa w realiach A.D. 2013.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji