Artykuły

Niebezpieczne namiętności

"Szkoda że jest nierządnicą" w reż.Krzysztofa Prusa w Teatrze Polskim w Szczecinie. Pisze Marek Osajda w Kurierze Szczecińskim.

OD namiętności w tej sztuce, napisanej w 1626 roku przez Johna Forda, aż kipi. Bo namiętnością do pięknej siostry zapałał nie tylko brat, ale także pretendenci do jej ręki. Rzecz w tym, że kazirodcza miłość to uczucie, które nie mieści się w ogólnie przyjętych społecznych normach, co oczywiście musi prowadzić do zguby.

Bardzo sprawnie napisana przez Forda sztuka jest, jak to w dobrych sztukach bywa, tylko pretekstem do pokazania obłudy i zepsucia świata. Bo przecież poza kazirodczą parą mamy i inne postaci, również owładnięte namiętnościami, emocjami, pragnieniem szczęścia, chęcią zemsty, chciwością, kłamstwem, obłudą. Mamy więc w tej, zakończonej nie tylko śmiercią głównych bohaterów historii: cynicznego, bezbożnego duchownego hierarchę, mamy fałszywego lekarza, bandytę, który mimo popełnionej zbrodni ma swój honor i parę innych niezbyt pięknych postaci, wśród nich - wszetecznych kobiet.

Gdy już trup w końcowych scenach ściele się gęsto, nie sposób nie zadać sobie pytania o to, kto w tej całej historii zasługuje na większe potępienie. Czy młodzi kochankowie połączeni w kazirodczym związku, czy też zakłamani ludzie, którzy ich otaczają? Gdzie jest granica, która określa rozmiar zła i występku? Czy ogólnie uznawane społeczne normy są wystarczające, by wydać wyrok? No i gdzie jest... sprawiedliwość? Ojciec nieszczęśliwych kochanków, grany przez Jacka Polaczka, mówi w którymś momencie tej sztuki, że "sprawiedliwość jest w niebie i niżej raczej nie schodzi".

Sztukę "Szkoda, że jest nierządnicą", której premiera odbyła się w sobotę, 12 października w szczecińskim Teatrze Polskim, wyreżyserował i opracował muzycznie (bardzo trafnie) Krzysztof Prus. Z przedpremierowych wypowiedzi wynikało,

że wystawienie tego dramatu było jego marzeniem. Czekał na to dwadzieścia lat. Trzeba przyznać, że nie uległ, tak jak czyni to obecnie wielu reżyserów, modzie na uwspółcześnianie wiekowych dramatów. Aktorzy grają w kostiumach "z epoki", co przedstawieniu wychodzi na dobre.

W głównych rolach wystąpili: Sylwia Różycka (Annabella) i Piotr Bumaj (Grimaldi). Scenografię przygotował Marek Mikulski, a choreografię Grzegorz Suski. Na koniec parę słów o aktorach. Młodzi, w tym para grająca głównych bohaterów, spisali się na ogół dobrze. Świetnie za to wypadli aktorzy z dużym doświadczeniem scenicznym, odtwarzający mniej istotne postaci dramatu. Ciekawy spektakl, na który warto się wybrać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji