Artykuły

Stronniczy przegląd telewizji

Co zostało po komunizmie? Jak z dzisiejszej perspektywy wygląda sztuka tamtej epoki? Jak patrzymy na dzieła, które powstały pod cenzurą i polityczną kontrolą? Te pytania powracały w programach publicystyki kulturalnej nadawanych w telewizji w ubiegłym tygodniu. W magazynie teatralnym "Maska" (piątek, TV Polonia) Paweł Głowacki i Łukasz Drewniak dyskutowali o fali inscenizacji oberiutów, rosyjskich poprzedników surrealizmu. Jednym z wątków rozmowy był kontekst czasów stalinowskich, w których Charms, Wwiedenski, Olejnikow tworzyli swoje absurdalne wiersze i opowiadania. Czy trzeba wiedzieć o tragicznym losie oberiutów, aby zrozumieć ich twórczość? Czy też należy przyjąć perspektywę mieszkańca Nowej Zelandii i niczego nie pamiętać, jak radzi Głowacki? Łukasz Drewniak, chwaląc jedno z przedstawień, "Tango Oberiu 1920" z chorzowskiego Teatru Rozrywki, mówił o tym problemie tak: "W Chorzowie udała się jedna rzecz. Skansen, który nam został po komunizmie, czyli biedę i siermiężną rzeczywistość, udało się przekuć w walor. Patrzymy na ten świat z lekkim sentymentem. Straszne to było, ale już teraz śmieszy, i fajnie, że tylko śmieszy". Jak widać, perspektywa Nowej Zelandii powoli zwycięża, zresztą nie tylko w teatrze.

Lekki sentyment za minioną epoką czują również twórcy estradowi. W programie "Disco Relax", nadawanym co niedziela w Polsacie, wśród przebojów disco polo pojawiła się stara gruzińska melodia "Suliko", ulubiona piosenka Józefa Stalina. Nie zdziwię się, jeśli wkrótce dorówna popularnością "Lili Marlene", ulubionej piosence żołnierzy Wehrmachtu, która już dawno znalazła się na światowych listach przebojów. Im dalej od komunizmu, tym bardziej zmienia się obraz tego, co jest wartościowe w sztuce tworzonej pod jego ciśnieniem. Polityka schodzi na dalszy plan, zaczyna się liczyć życie. Zmianę zauważyła Hanna Krall, która w ostatnim "Pegazie" (czwartek, 1 TVP) mówiła o wydanym niedawno zbiorze scenariuszy Krzysztofa Kieślowskiego. "To książka o świecie, którego już nie ma. Dużo światów odeszło razem z II wojną światową: świat ziemiańsko-dworkowy, świat kresowy, świat żydowski, świat oficersko-rycerski. I teraz okazało się, że kolejny świat odszedł: świat PRL-u. I to, co nam się wydawało takie ważne, już nie jest ważne. Najważniejsze jest nie to, że w "Amatorze" Krzysztof demaskuje dyrektora, najważniejsza jest miłość, twórczość, rzeczy odwieczne. Kiedy siedzieliśmy i gadaliśmy godzinami, naszą główną troską było to, by pisząc o PRL-u, nie ugrzęznąć w nim, żeby PRL i naszym tworzywem. Żeby język PRL-u nie stał się naszym własnym językiem. Żeby nie ugrzęznąć w miałkości życia. I używaliśmy często jego słowa nadwyżka. Wszystko musi mieć nadwyżkę, najlepiej metafizyczną".

Przed tym samym pytaniem, które w PRL-u stawiali Kieślowski i Krall, staje dzisiaj młoda generacja twórców. Jak nie ugrzęznąć w miałkim życiu, jak znaleźć tę nadwyżkę, o której mówił Kieślowski. W tym samym "Pegazie" Grzegorz Jarzyna, autor otoczonego atmosferą skandalu przedstawienia "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie" w warszawskim Teatrze Dramatycznym, od tak: "Ciągle jest czegoś za mało, ciągle nam nie wystarcza, ciągle czegoś poszukujemy, właśnie młoda generacja. Nie coca-cola. Je zagubieni, używamy narkotyków, pijemy alk uprawiamy bezsensowny seks, ponieważ cze potrzeba. Potrzeba nam właśnie tajemnicy, są moje spektakle. Z tych słów wynika, że generacja chyba jednak nie ugrzęźnie. Pod warunkiem że Jarzynie i jego rówieśnikom wystarczy kondycji na te w końcu ryzykowne dla zdrowia poszukiwania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji