Artykuły

Co mnie wkurza w moim zawodzie

- Kiedyś żeby zaistnieć w jakimś kolorowym piśmie, a było ich niewiele - "Ekran", "Film", "Przyjaciółka" - trzeba było naprawdę z wielkim talentem zagrać dobrą rolę. No, chyba że się było żoną premiera - wspomina aktorka KATARZYNA ŁANIEWSKA.

Kiedy w zamierzchłych latach 50. zeszłego stulecia kończyło się studia - w moim przypadku Państwową Wyższą Szkołę Teatralną (PWST) - rynek pracy był bardzo wąski. Istniały dwie szkoły aktorskie - warszawska i krakowska oraz łódzka filmówka. Odbiorcą młodych talentów były wyłącznie teatry. Jedyny program TV znajdował się jeszcze w powijakach - dziennik, pogoda i pogadanki polityczne.

Dopiero później powstał słynny poniedziałkowy Teatr Telewizji oczywiście na żywo, nie tak jak obecnie, kiedy przedstawieniem "na żywo" nazywa się spektakl Krystyny Jandy grany po 100 razy, a potem przeniesiony do studia wraz z zaproszoną publicznością.

Kto miał talent lub szczęście, a najlepiej i jedno, i drugie, był angażowany do jednego z warszawskich teatrów. Inni wyjeżdżali na tzw. prowincję, która czasami była bardzo twórcza i interesująca. Reżyserzy filmowi, ci, którym się oczywiście chciało, chodzili do teatru, gdzie czasem, oglądając młodych aktorów dopuszczonych do grania dużych i ciekawych ról, wybierali ich do obsady swoich filmów, których kręciło się rocznie od dwóch do pięciu góra. Z teatralnych aktorów czerpały też telewizja i estrada. Film i TV szczyciły się, że pozyskali aktorów znanych z teatrów, takich jak Polski, Narodowy, Ateneum. Dziś to teatry, a zwłaszcza teatrzyki, których jest bardzo dużo - i to dobrze, gorzej niestety z poziomem i repertuarem dobieranym pod publiczkę - szczycą się, że pozyskali jakąś gwiazdę z tasiemca telewizyjnego do swoich poczynań. Oby ta "gwiazda" była chociaż z zawodu aktorem.

Kiedyś żeby zaistnieć w jakimś kolorowym piśmie, a było ich niewiele - "Ekran", "Film", "Przyjaciółka" - trzeba było naprawdę z wielkim talentem zagrać dobrą rolę. No, chyba że się było żoną premiera. Nie mówię tu o ostatnim premierze z PRL, który wygrażał paluchem stoczniowcom (żona Elżbieta Kępińska), tylko o tym, co groził, że obetnie rękę robotnikom strajkującym w Poznaniu w 1956 r. (żona Nina Andrycz).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji