Artykuły

Czerwone nosy

Wszyscy, "którzy żyją wedle niedzielnych wskazań księdza proboszcza, mogą poczuć się dotknięci" - przestrzega Janusz Majcherek w recenzji zamiesz­czonej w "Teatrze". "Czerwone nosy" z poznańskiego Teatru Nowego w reżyserii Eugeniusza Korina, które zobaczymy w po­niedziałek i wtorek na Warsza­wskich Spotkaniach Teatral­nych, są prowokacyjne.

Peter Barnes, brytyjski dra­maturg i scenarzysta, napisał "Czerwone nosy" w 1985 roku. Wcześniej szokował czytelników czarnymi komediami, których akcja rozgrywała się na przykład w kostnicy, gdzie złożono zwłoki Leonarda da Vinci. Tym razem bohaterami są średniowieczni komedianci, którzy poszukując własnej drogi do sacrum, popa­dają w konflikt z oficjalnym, sko­rumpowanym Kościołem.

"Droga do sacrum jest indywi­dualna, nie instytucjonalna, obar­czona osobistą odpowiedzialnością" - pisze o przesłaniu sztuki Barnesa Janusz Majcherek. Przedstawienie Korina można według niego czytać jako metaforę. "Zabawne jest to, że jeszcze dziesięć lat temu taka sztuka jak "Czerwone nosy" by­łaby odczytywana jako deklara­cja antytotalitarna ze wskaza­niem na komunizm. (...) Znaki, mundury, rytuały mają w istocie drugorzędne znaczenie.(...)

"Czerwone nosy" tak naprawdę opowiadają o tęsknocie za wol­nością i radością".

"Sztuka Barnesa jest oszała­miająca, jak oszałamiające są fil­my Stevena Spielberga - pisze Tomasz Kubikowski w "Dialo­gu". - Stanowi bowiem perfe­kcyjną żonglerkę gotowymi i skutecznymi schematami. Chętnym dostarcza dodatkowej zabawy w ich rozpoznawaniu. Jest prześmieszna".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji