Artykuły

Mackie Majcher powraca

Najnowsza premiera Teatru Muzycznego - Operetki Wrocławskiej to z wielu powodów szczególne wydarzenie

Po pierwsze - to pierwsza premiera przygotowana przez nowego dyrektora teatru Wojciecha Kościelniaka. Sprawdzianem, po którym, czy tego chce, czy nie, oceniać go będą przyszli włodarze miasta i miejskiej kultury - wybory są trzy dni po czwartkowej premierze.

Po drugie - to spektakl, w którym spotyka się "nowe" (w postaci licznego zaciągu artystów niezwiązanych wcześniej z wrocławską sceną, wybranych przez Kościelniaka w castingu) ze "starym", a na pewno "nieco starszym" (czyli artystami odziedziczonymi po poprzednim dyrektorze Marku Rosteckim, raczej niechętnymi pomysłom swojego nowego szefa).

Po trzecie wreszcie - to szansa, by na scenie szacownego, przykurzonego i lekceważonego przez krytyków i publiczność teatru działy się rzeczy nietypowe, inspirujące, może i szokujące. Takie, dzięki którym teatr żyje, nawet jeśli będzie to kosztem przyzwyczajeń artystów i widzów.

"Opera za trzy grosze", najsłynniejsze dzieło tandemu Bertolt Brech - Kurt Weill, powstała w 1928 r., w dobie rozkwitu i upadku Republiki Weimeirskiej, w przeddzień Wielkiego Kryzysu, kilka lat przed dojściem do władzy w Niemczech pewnego malarza. Brecht zaadaptował XVIII-wieczną "Operę żebraczą" Johna Gaya z muzyką Johna Pepuscha, utwór będący satyrą na włoską operę, odrealnioną i nieprawdziwą. Mrożąca krew w żyłach historia kapitana Macheatha, zwanego Maćkiem Majchrem, stała się dla Brechta pretekstem, by skrytykować drapieżny kapitalizm, wytknąć obłudę, wygłosić - pełną ironii - pochwałę miłości. "Straszny song o Maćkiem Majchrze" czy "Ballada o seksualnym uzależnieniu" stały się światowymi standardami, śpiewanymi przez największych: Luisa Armstronga, Ellę Fitzgerald, Milvę, Mariannę Faithfull, Stinga.

W Polsce "Operę za trzy grosze" wystawiano już ponad 50 razy - po raz pierwszy rok po niemieckiej prapremierze, w przekładzie Władysława Broniewskiego. Kilka lat temu inscenizacja we wrocławskim Teatrze Polskim w reżyserii Macieja Englerta i z Robertem Gonerą w roli Mackiego okazała się klęską artystyczną i frekwencyjną. - Stało się tak - jak utrzymują liczni przeciwnicy artystycznych pomysłów Wojciecha Kościelniaka - dlatego że "Opery za trzy grosze' w dzisiejszych czasach nie można atrakcyjnie wystawić. Czy autorowi genialnego "Kombinatu" na tegorocznym Przeglądzie Piosenki Aktorskiej uda się udowodnić, że ci, którzy nie wierzą w aktualność Brechta i Weilla, jednak się mylą?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji