Artykuły

Wszystkie kobiety Michała

"Płatonow" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie. Pisze Agnieszka Domańska w Teatraliach.

"Życie wydawało się zwyczajne i spokojne do momentu kiedy pojawia się On. Płatonow, bohater dramatu Czechowa powraca niczym Wokulski z tułaczki wojennej, tylko że zamiast kameralnego przywitania wiernego starego subiekta ze Stanisławem mamy tutaj wieloosobowy komitet powitalny. Fanfary, uściski i wspólne śpiewy dobiegają końca i szybko odchodzą w niepamięć".

Płatonow pieszczotliwie nazywany Miszą ma w sobie tajemniczą siłę, charyzmę, czy po prostu to "coś", co działa na kobiety jak magnes. Żadna nie może mu się oprzeć. Niesłychane, zważywszy na to, że wydają się świadome charakteru Płatonowa, który w adorowaniu kobiet widzi przecież sens swojej egzystencji.

W prostej scenografii spektaklu rzuca się w oczy olbrzymi, leżący dzwon. W adaptacji Grzegorza Wiśniewskiego można go interpretować pewnie na wiele sposobów. Być może jest symbolem nadchodzących zmian, czającej się śmierci. Jeśli idzie o zespół aktorski, postacią nietuzinkową i wybijającą się z drugiego planu jest studentka chemii Maria (grana przez Katarzynę Z. Michalską). Choć to postać epizodyczna, zapada w pamięć swoją wyrazistością i humorem, który wnosi na scenę.

"Płatonow" przedstawia świat niepohamowanej namiętności, jednak tytułowy bohater wymownym stwierdzeniem "Płatonow mnie boli" udowadnia, że zaczynają zachodzić w nim zmiany. Zaakcentowane jest to w jednej z najlepszych scen pod koniec spektaklu, gdzie za pomocą dźwięku i światła (a trzeba zaznaczyć, że różnorodność oświetlenia jest mocnym punktem tego przedstawienia) zbudowano pełen niepokoju klimat.

Być może będzie w tym trochę przesady, ale w czasie spektaklu momentami miałam wrażenie podglądania rosyjskiej wersji "Mody na sukces". Kolejne sceny w dużej mierze wyglądały jakby wyjęte z tego właśnie serialu: para bohaterów dyskutuje, on jej rozpina bluzkę, ona nie opiera się temu, przerywa im osoba trzecia. Następnie podobne ujęcie, kanapa, już inna kobieta, ale znów Płatonow jako swego rodzaju łącznik. Przechodzę tu do kwestii, która nurtuje mnie od pewnego czasu, i nie tylko mnie - jak wywnioskowałam z podsłuchanych reakcji części widzów - czy teatr musi być czasami tak bardzo dosłowny? Nie uważam się za strażniczkę moralności, jednak wydaje mi się, że oglądanie galerii biustów wszystkich aktorek grających w tym spektaklu (i niestety nie tylko biustów), jest chyba nie do końca uzasadnione. Można było odnieść wrażenie, że twórcy przedstawienia chcą poprzez zaprezentowanie intymnych części ciała ożywić nieco monotonną atmosferę całości, przywrócić uwagę rozkojarzonego widza. Czy desperacja jednej z postaci i pokazanie drążącego nią cierpienia musi wiązać się z podciąganiem sukienki (nawiasem mówiąc, niebezpiecznie przypominającej sutannę)? Z sali teatralnej wyszłam z mieszanymi uczuciami. Ale czyż właśnie nie najważniejszą rolą teatru jest wzbudzanie emocji?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji