Artykuły

Aktor wyjątkowy? Dlaczego nie!

- Przyzwyczaiłem się, że telefon z produkcji dzwoni zazwyczaj wtedy, gdy mam w filmie dać komuś w pysk. Nie odmawiam wówczas. Nie jestem wybredny. Bardzo rzadko zdarza się, że rezygnuję z jakiegoś projektu, ale to bardziej efekt tego, że jestem akurat zajęty albo chwilowo przy kasie i mogę sobie na taki luz pozwolić. Ale jeśli już na coś się decyduję, zazwyczaj później czuję satysfakcję - mówi MIROSŁAW ZBROJEWICZ, aktor Teatru Studio w Warszawie.

Mirosław Zbrojewicz

Według niego, kino karmi się schematami i szufladkuje. Dlatego spełnia się w teatrze

Lubi Pan określenie "aktor charakterystyczny"?

- Nie mam nic przeciw, codziennie w lustrze widzę przecież swoją twarz. Przyzwyczaiłem się, że telefon z produkcji dzwoni zazwyczaj wtedy, gdy mam w filmie dać komuś w pysk. Nie odmawiam wówczas. Nie jestem wybredny. Bardzo rzadko zdarza się, że rezygnuję z jakiegoś projektu, ale to bardziej efekt tego, że jestem akurat zajęty albo chwilowo przy kasie i mogę sobie na taki luz pozwolić. Ale jeśli już na coś się decyduję, zazwyczaj później czuję satysfakcję.

Zdarzyło się Panu zagrać kiedyś amanta?

- Żartuje pan. Gdy skończyłem studia, moim zmartwieniem było, co się stanie, gdy będę musiał zagrać sceny łóżkowe. Szybko okazało się, że od takich scen są inni, ja jestem od walenia po mordzie. Dopiero przed pięćdziesiątką, dzięki Leszkowi Wosiewiczowi, udało mi się zagrać w "Rozdroże Cafe" scenę miłosną. Pierwszy i ostatni raz. Ciekawe doświadczenie.

Kiedy zdawał Pan do szkoły aktorskiej, myślał Pan o wielkich rotach?

- Absolutnie nie. Zdawałem do niej, bo nie miałem lepszego pomysłu na życie i mogłem uniknąć służby w Ludowym Wojsku Polskim. Nie liczyłem, że się dostanę, ale patrząc z perspektywy czasu, te studia były najlepszym wyborem z możliwych, jednym z najszczęśliwszych wydarzeń w moim życiu.

Kanar, robotnik, żebrak, gangster, złodziej - w takich jednak rolach można głównie zobaczyć Zbrojewicza. Kino Pana nie rozpieszcza?

- Nie mam powodów do narzekania. Biorę takie propozycje, jakie są. Rodzima kinematografia opiera się na twarzach młodych, jędrnych i gładkich, bo brakuje u nas kina gatunkowego, gdzie powinno znaleźć się miejsce dla podobnych do mnie kolegów. Dla aktora z taką twarzą jak moja trudno o większą rolę, lecz w tym zawodzie - jak rzadko którym -zawsze może zdarzyć się cud. Oczywiście, chciałbym niekiedy zagrać "pełniejszą" postać, która nie wynika jedynie z tego, jak wyglądam. Mam nadzieję, że kilka takich jeszcze przede mną.

Przed Panem jednak kolejna premiera?

- Razem z Katarzyną Pakosińską zaczynamy występy w spektaklu "Małżeński Rajd Dakar". To niezależna produkcja, opowiadająca w zabawny sposób o małżeństwie przechodzącym totalny kryzys. Komedia nie jest zbyt przyjaznym gatunkiem do zrealizowania, łatwo ją "położyć", ale mam nadzieję, że się obronimy! Zapraszam na premierę do warszawskiego Teatru Palladium.

Teatr jest więc Panu bliższy niż kino?

- Jeżeli aktor posiada ambicję, by grać w sztukach Szekspira czy Czechowa, teatr nie może pójść w odstawkę. Nigdzie indziej nie zagra się pewnych ról, tutaj mówi się innym językiem, nie tym, jaki słyszymy w serialach. Od momentu, kiedy skończyłem szkołę, teatr radykalnie się zmienił i kiedy trzeba operować pełnymi, rozbudowanymi zdaniami, u niektórych może pojawić się problem.

***

Mirosław Zbrojewicz

Urodzony: 25 lutego 1957 roku w Warszawie. Kariera: W 1981 roku ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Występował w teatrach m.in.: w Zielonej Górze, Białymstoku i Warszawie. Od 2003 roku związany jest z warszawskim teatrem Studio. Prywatnie: Żona Beata i syn Michał. ^

Z synem Michałem. Są kibicami - piłkarskimi

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji