Artykuły

Nie o taką Polskę walczył Poznań

"Gorączka czerwcowej nocy" w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Teatr Nowy w Poznaniu wraca do przedstawienia Izabelli Cywińskiej o procesach Czerwca '56. Remigiusz Brzyk przypomina premierę z 1981 roku i oskarża dzisiejszy Poznań o społeczną ślepotę

Pomysł był świetny. Remigiusz Brzyk robi w Teatrze Nowym w Poznaniu przedstawienie o przedstawieniu - ważnym, historycznym, przełomowym. Na tej samej scenie na fali karnawału "Solidarności" Izabella Cywińska zrobiła w 1981 r. spektakl dokumentalny o procesie uczestników protestów robotniczych z czerwca 1956 r. 25 lat przed tamtą premierą od kul zginęło w Poznaniu 57 osób. "Oskarżony: Czerwiec pięćdziesiąt sześć" oparty był na materiałach archiwalnych, Teatr Nowy zdążył zagrać go 99 razy i bił rekordy frekwencji. Setne przedstawienie miało się odbyć 13 grudnia 1981 r.

"Myślę, że gdy naród przeżywa tak wielki wstrząs moralny, teatr uzyskuje skuteczność działania nie tyle przez artystowską siłę kreacji, ile jako miejsce, gdzie ujawnia się i opowiada sprawy człowieka" - pisał wtedy o "Oskarżonym..." recenzent "Przekroju". To motto wydrukowano w programie spektaklu Brzyka. "Gorączka czerwcowej nocy" nie jest tylko o teatrze i pamięci, ale także o dzisiejszych "sprawach człowieka": prześladowaniu lokatorów przez tzw. czyścicieli kamienic, narastającym społecznym rozwarstwieniu i ubóstwie. Na scenie na początku spektaklu widzimy wypisane hasła: "Mieszkanie prawem - nie przywilejem", "Miasto to nie firma", "Chleba zamiast igrzysk". Reżyser z dramaturgiem Tomaszem Śpiewakiem przypominają, że - wbrew dzisiejszym rocznicowym opowieściom - nie o taką Polskę robotnicy w 1956 r. walczyli.

Sojusz robotniczo-inteligencki

Po chwili hasła zasłonią fotografie aktorów grających u Cywińskiej. Ich nazwiska wymieniają po kolei koledzy ze sceny - Zbigniew Grochal i Andrzej Lajborek, uczestnicy spektaklu z 1981 r. Brzyk już zrobił kiedyś bardzo ważne przedstawienie o przedstawieniu, używając podobnych wizualnych zabiegów. W 2008 r. w łódzkim Teatrze Nowym wystawił "Brygadę szlifierza Karhana" - swoje najlepsze przedstawienie. Przypominając produkcyjniak w reż. Kazimierza Dejmka sprzed 59 lat, zaprezentował esej o teatrze, pamięci, Łodzi. A także krytyczny głos w sprawie dziedzictwa socrealizmu - raczej analizę niż zwyczajowy egzorcyzm.

W Poznaniu analizy zabrakło. Widzowie dostali wieczór wspomnień zakończony oskarżeniem. Scenę zamieniono miejscami z widownią, a głównym elementem scenografii stały się teatralne fotele - kulminacyjnym punktem spektaklu będzie premiera przedstawienia Cywińskiej. Między fotelami krążą historyczni bohaterowie dramatu: dziennikarz Włodzimierz Braniecki, autor scenariusza spektaklu Cywińskiej; robotnicy budujący wtedy pomnik Czerwca - charakterystyczne wysokie krzyże. Jest też aktorka (Dorota Abbe) zastanawiająca się, czy może "bronić" postaci uwikłanej w romans z ubekiem i podejrzanej o zabójstwo najmłodszej ofiary Czerwca 13-letniego Romka Strzałkowskiego. A także Jan Suwart (Paweł Binkowski) oskarżony z procesu z 1956 r., który wciąż powtarza, że ostrzeliwać komitet partii poszedł w imię socjalistycznych wartości.

Cała pierwsza połowa spektaklu to opis euforycznych przygotowań do premiery sprzed 32 lat. Nastrój podniosły, wszystko jak trzeba: robotnik ramię w ramię z inteligencją, "Solidarność", msza. Na widowni starsza pani tuż obok mnie mówi półgłosem: "Byłam tam". I uśmiecha się wzruszona.

O, naiwna pamięci

Dyrektor Nowego Piotr Kruszczyński stara się robić teatr bardzo poznański. Rozumie przez to także: polityczny, z ducha Cywińskiej kierującej sceną w latach 1973-89. Jednocześnie Kruszczyński dba o to, by scena była dla widza, unika radykalnych formalnych eksperymentów. Ale czy to dlatego dramaturg Tomasz Śpiewak ubrał cały tekst w kostium rymowanki?

Tak, wiem - częstochowskie rymy to odwołanie do "Wesela"; tam też przecież premierowa krakowska publiczność zobaczyła samą siebie. O tym, że słuchamy nawiązań do Wyspiańskiego, autor przypomina nam co chwila otwartym tekstem. Szopkowa forma odbiera obecności aktorów ze spektaklu Cywińskiej charakter - robi z nich pacynki. A ta obecność mogłaby być przecież wielką siłą "Gorączki".

A może szopka, ostentacyjnie naiwna, to prowokacja? Wskazanie, jak naiwna właśnie jest nasza pamięć o pomnikowych wydarzeniach? Tu na widowni siedział Kuroń, tu Barańczak, a tu uczestnicy Czerwca. Wszyscy byliśmy razem i było pięknie; jak dobrze, że żyjemy dziś w wolnej Polsce. A osiem lat później Cywińska została ministrem w rządzie Mazowieckiego. Tę podniosłą atmosferę rocznicowego festynu ma przełamać ostatnia scena. Z foyer wchodzi Marta Szumieł, którą wcześniej oglądamy na wielkim ekranie - stoi przed drzwiami teatru, nie może wejść, nie do końca wiadomo, kogo gra. Wreszcie okazuje się, że jej postać to zarazem Persefona - symbol nieustępliwej pamięci i ucieleśnienie wyrzutów sumienia poznaniaków. Siedzącym w fotelach aktorom-widzom, z przyklejonymi na twarzach papierowymi uśmiechami, wymiecie teraz cały brud spod dywanu. Ale dlaczego ciągle rymowanką?

Jedna jedyna scena

Zgadzam się w zasadzie z wszystkimi tezami, które Persefona wygłasza. Tak, legenda Czerwca została zawłaszczona przez prawicową martyrologię; zapomniano o ekonomicznym charakterze tamtych protestów, a mity i celebracje przysłaniają dziś realne konflikty społeczne. Ale dlaczego Śpiewak postanowił załatwić wszystkie te sprawy w jednej jedynej ostatniej scenie dwugodzinnego spektaklu? Miał to być jeden wielki oskarżycielski monolog; niestety, jest boleśnie słaby. Jakby autor szedł od punktu do punktu: lokatorów już zaliczyłem, to teraz dwa słowa o narodowcach pod pomnikiem Czerwca. Jeszcze parę słów o poznańskiej hipokryzji i o tym, że związkowcy biorą dniówki za wyjazdy na protesty. A, i wiadomo - Smoleńsk.

Filozof i płomienny pamflecista Stanisław Brzozowski wskazywał kiedyś: "Pisać trzeba krwią, trucizną, żółcią, na co kogo stać, byle nie limfą". W napisanym przez Śpiewaka pamflecie na Poznań tej krwi czy żółci brakuje; jest odrobione zadanie domowe.

Czy Śpiewak z Brzykiem osiągnęli swój cel? Po spektaklu ukazały się głosy oburzone zestawianiem ofiar bohaterskiego historycznego zrywu z tymi, którzy o godność czy chleb upominają się dziś. I choć wolno o nich pisać w gazetach, to wciąż są słabo słyszani. Prowokacja zadziałała? A może mieszczanin lubi być obrażany?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji