Artykuły

Jak kipi Lwów - młody ukraiński teatr chce być polityczny

Na festiwalu Drama.UA Ukraińcy oglądali polski teatr polityczny. A teatr polityczny wydarzył się za oknem - dla Gazety Wyborczej w korespondencji ze Lwowa pisze Witold Mrozek.

We Lwowie warsztaty prowadzili dramaturdzy: Iga Gańczarczyk z Polski i Lukáš Jiřička z Czech. Z Wałbrzycha sprowadzono spektakl "O dobru" Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. W jego finale jedna z postaci wychodzi z teatru i woła, że nie chce, by stanowiono o niej wbrew jej woli. To samo nieopodal krzyczą tłumy pod żółto-niebieskimi flagami.

Dramatopisarka Tatiana Kicenko puszcza uczestnikom warsztatów nagranie: odgłosy kawiarni, przy stoliku krytycy i dramaturdzy rozmawiają o sztuce. A na ulicach Lwowa tysiące demonstrują w tym czasie sprzeciw wobec decyzji rządu o niepodpisaniu umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.

Ukraińska teatrolożka mówi: "Teatr na Ukrainie to jedno wielkie kuriozum. A im durniejszy spektakl, tym bardziej się podoba ludziom". Ta teatrolożka w rzeczywistości nie istnieje. Jest postacią z dramatu 27-letniej Marysi Nikitiuk "Niedźwiedzie dla Maszy". To od słów fikcyjnej teatrolożki Joanna Wichowska, krytyczka z Polski, rozpoczęła esej o stanie ukraińskiej sceny. Według niej krytyka teatru jest tu zarazem krytyką słabości państwa i społeczeństwa.

Wszyscy ze wszystkimi

Pewnie dlatego festiwal dramaturgii współczesnej Drama.UA promuje się hasłem "Teatr dla tych, którzy nie chodzą do teatru". Od roku kieruje nim Wiktoria Szwydko, ubiegłoroczna absolwentka lwowskiej teatrologii. Uczestnicy festiwalu są młodzi - i niereprezentatywni dla ukraińskiej sceny. I w kraju, i w teatrze jest im za ciasno. Jednak ani jednego, ani drugiego nie zamierzają opuszczać.

Tatiana Kicenko przyjechała do Lwowa napisać sztukę o nacjonalizmie i narodowej tożsamości. Zamierzała prowokować ludzi na ulicy, zagadując ich po rosyjsku. To jej pierwszy język, jest Ukrainką z Kijowa. Po ukraińsku też mówi, ale gdy próbowała na lwowskiej ulicy, w odpowiedzi na swój akcent słyszała... rosyjski. Takiej skali protestów się nie spodziewała; już we Lwowie postanowiła zmienić temat. Pisze o obywatelskim zrywie.

Kicenko żyje z dziennikarstwa. Jako dramatopisarka uprawia teatr dokumentalny. Woli nazywać go społecznym niż politycznym. Pisała m.in. o ukraińskiej milicji. Zapytana, czy nie myślała nigdy o wyjeździe do Rosji, gdzie "dokudrama" jest silna i gdzie trafia wielu ukraińskich artystów, obrusza się: - Może u nas władza nie jest bardzo demokratyczna, ale u nich jest tyran.

Krytyk Wiktor Sobijanski nie widzi w instytucjonalnym teatrze ukraińskim miejsca na wystawienie dramatu Kicenko o protestach. Ale wierzy, że wkrótce się ono znajdzie. - Parę lat temu taki festiwal jak Drama.UA nie byłby możliwy - tłumaczy Kicenko.

Pod modnym klubem L'uft ulicą Kopernika przechodzą tysiące ludzi. "Chodźcie z nami!" - krzyczą demonstranci do tańczących rówieśników. Ale tamci w ogóle ich nie zauważają, jakby przeszklona witryna baru była lustrem weneckim. W pochodzie żółto-niebieskie flagi Ukrainy i UE, gdzieniegdzie czarno-czerwone anarchistyczne sztandary. Prounijne okrzyki przeplatają się ze: "Sława nacii i bohatyrom!".

Dr Ołeksij Radynski z ukraińskiej "Krytyki Politycznej" pisał niedawno, że słusznie uciekając od rosyjskiej dominacji, mało kto na Ukrainie zastanawia się, do jakiej UE chce dążyć. Jednak dla Szwydko czy Sobijanskiego Unia to przede wszystkim szansa na wolne wybory i obalenie skorumpowanej, oligarchicznej władzy. O pomarańczowej rewolucji sprzed dziewięciu lat mówią, że została zmarnowana. Nowej szansy nie wolno zmarnować.

Dziwny polski pomysł

- Wielu ludzi wyszło na ulice przede wszystkim nie po to, by poprzeć Unię, ale by zaprotestować przeciwko Rosji - uważa Kicenko. - Każdy ukraiński polityk sprzeda nas temu, kto mu lepiej zapłaci - ucina rozmowę Paweł Jurow, reżyser festiwalowego czytania "Tęczowej trybuny 2012" Pawła Demirskiego, echa polskich sporów wokół Euro 2012.

Aktorzy trzymają gazety nacjonalistycznej partii Swoboda. Na koniec jedną z nich palą. Dramat Demirskiego o tym, jak władza ignoruje głos społeczeństwa, jak próby samoorganizacji i zmiany spełzają na niczym, brzmi mocno w zdewastowanej przestrzeni Teatru Młodego Widza. Tymczasem na lwowskim lotnisku przybyszy wciąż witają billboardy promujące miasto jako gospodarza ubiegłorocznych mistrzostw.

Jurow wyspecjalizował się w szybkich projektach - cztery-pięć dni prób i na scenę. W instytucjonalnym teatrze ukraińskim dał tylko jedną premierę, za to dwukrotnie nagrodzoną. Dziwi się, że ktoś tak silnie zainteresowany polityką jak Demirski nie został po prostu politykiem. Dziwi go także polski pomysł, że w teatrze można wyrazić coś dobitniej niż gdzie indziej.

W teatr jako medium społecznej zmiany wierzy za to Maria Jasińska, organizatorka kijowskiego GogolFestu. W czasie warsztatów pokazała fotografie z lwowskich pogromów z 1941 r. Nie powiedziała, z jakiego momentu historycznego pochodzą zdjęcia odartych z ubrań kobiet i wściekłego tłumu wokół nich. Na pytanie, co przedstawiają, ktoś odpowiedział niepewnie: "happening w stylu Femenu?". Nagranie z rozmową o zdjęciach stało się elementem warsztatów.

- Kurs historii Ukrainy przechodziłam w szkole i na uniwersytecie - wspomina Jasińska. - Ale o pogromach lwowskich i ich skali dowiedziałam się niedawno, podczas prywatnego spotkania. Ta niewiedza jest haniebna. I niestety powszechna. Milczenie dotyczy zresztą nie tylko antysemityzmu. Na razie ukraińskiemu teatrowi daleko do polityki.

Jasińska oburza się: - Premier Azarow w ostatnim wywiadzie porównał ewentualne skutki integracji europejskiej z Wielkim Głodem z lat 30., jako rzekomo rezultatem zbyt szybkiej industrializacji. Jednym gestem zaprzeczył celowemu zaplanowaniu przez Sowietów ludobójstwa, skojarzył Unię z ZSRR i wystąpił w obłudnej roli troskliwego ojca narodu.

Wielki Głód upamiętnia się na Ukrainie w każdą ostatnią sobotę listopada. Gdy lwowianie na prospekcie Swobody układali wielki napis: "Hołodomor" ze zniczy, paręset metrów dalej trwały przygotowania do koncertu. Doszło do pyskówki między studentami a jednym z polityków Swobody.

- Niektórzy u nas mówią, że Swoboda jest opłacana przez Rosjan. Że tak ekstremistyczna siła jest im na rękę, by kompromitować ideę niepodległej Ukrainy - mówi Sobijanski tuż przed odjazdem do Kijowa.

Tatiana Kicenko cieszy się, że protesty mają charakter oddolny i nie udało ich się zawłaszczyć żadnej partii. Ona też spieszy się na pociąg do stolicy. Setki lwowian już tam odjechały.

Marysia Nikituk nadaje z Majdanu na Facebooku: "Musimy stworzyć to państwo na nowo. Tu nie ma co łatać".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji