Artykuły

Katastroficzne skutki nosorożcowej ideologii

"Nosorożec" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Napisany ponad pół wieku temu "Nosorożec" jest wciąż interesującym materiałem dla reżysera. Rumuńsko-francuski autor Eugne Ionesco, jeden z twórców teatru absurdu, w tym dramacie wyraźnie przekracza ścisłe ramy tego nurtu, zarówno treściowo, przesłaniowo, jak i formalnie. Dzięki temu "Nosorożec" ma cechy uniwersalności i po latach wybrzmiewa nadzwyczaj aktualnie. Zresztą aktualny może być w każdej epoce, bo w każdym czasie mamy do czynienia z dobrem i złem, z ludźmi broniącymi swojego systemu wartości i z konformistami, którzy bez trudu, dla doraźnych korzyści zmieniają swoją tożsamość. Warszawska inscenizacja "Nosorożca" w Teatrze Dramatycznym konkretyzuje czas akcji na dzisiaj.

Scena absurdu

W warstwie fabularnej sztuka Ionesco opowiada o dziwnym, wręcz absurdalnym, wydarzeniu. Oto w jakimś małym francuskim miasteczku nagle ulicą przebiega nosorożec. Początkowo mieszkańcy przejawiają tylko zdumienie, wkrótce, gdy nosorożców przybywa, miasteczko pogrąża się w strachu. A kiedy okazuje się, że to ludzie zamieniają się w nosorożce, sytuacja staje się dramatyczna. Tym bardziej że mają do wyboru: albo zostać człowiekiem, walczyć z nosorożcami i żyć w niepewności, albo zająć postawę konformistyczną i przejść na stronę nosorożców, czyli wyrzec się siebie, swego systemu wartości, zasad etycznych, moralnych itp.

Owa zamiana ludzi w nosorożców to bardzo pojemna metafora. Ionesco napisał tę sztukę w 1959 roku, a więc czternaście lat po zakończeniu wojny. Cel wydaje się jasny: ostrzeżenie przed totalitaryzmem. Wszelkim. A więc powinno to dotyczyć także totalitaryzmu komunistycznego. A tu, o dziwo, w PRL dramat nie był zakazany, teatry wystawiały "Nosorożca", no może nie tak często jak inne sztuki Ionesco, na przykład "Lekcję", "Łysą śpiewaczkę" czy "Krzesła". Ale zakazu nie było. Na przykład w 1960 roku Zygmunt Hübner wyreżyserował "Nosorożca" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Ówcześni decydenci od kultury i polityki (jedno z drugim było przecież ściśle związane, zresztą tak jak i dziś, choć w nieco innej formie) nie sprzeciwiali się realizowaniu w Polsce teatru absurdu, ponieważ w niczym nie zagrażał ustrojowi państwa, nie wpływał na mentalność Polaków, a przede wszystkim nie uderzał we władze PRL. Nie zagrażał ideologicznie, wszak marksizm - jak wiadomo - to ideologia stricte materialistyczna, negująca istnienie Boga. A teatr absurdu funkcjonuje nie tylko jako pojęcie ściśle estetyczne. W sferze tzw. filozoficznego postrzegania świata i człowieka nurt ten negował metafizyczny porządek rzeczy i uznawał przypadkowość istnienia człowieka w świecie. Stąd tak często w twórczości absurdystów pojawiał się temat przejmującej samotności człowieka w świecie (na przykład u Becketta).

Ludzie i zwierzęta

Oczywiście, każda epoka, każdy czas niesie własne konteksty, w które wpisuje się dramat Ionesco. Dzisiejsze konteksty napełniają ów dramat dodatkową treścią. Zależy tylko, jak na ów dramat spojrzy reżyser, czy wpisze go w jakąś konkretną sytuację, czy też ujmie go szerzej.

Artur Tyszkiewicz umieścił akcję sztuki we współczesnym biurowcu. Pomieszczenie wypełnione jest biurkami, komputerami, postaci dramatu to pracownicy jakiejś wielkiej korporacji. Widzimy ich podczas pracy. Ubrani w stylu "biurowym", są w nieustannym ruchu, jeżdżą na fotelach na kółkach, wzajemnie przekazują sobie potrzebne informacje, sprawdzają dane w komputerach, przechodzą z miejsca na miejsce. Powtarzalność tych samych gestów, słów, zachowań aż do znudzenia. Reżyser pragnie pokazać, że życie toczy się tu bez niespodzianek, dzień pracy upływa w takim samym trybie jak zawsze. Ci ludzie zachowują się niczym automaty, jak nakręcone ludziki powtarzające wciąż te same czynności, łącznie z szefem, który nimi dowodzi (w tej roli Andrzej Blumenfeld). Tylko za każdym razem w szybszym tempie. Przypomina to chwilami pantomimę. A raczej uprzedmiotowione istoty, które - odpowiednio zaprogramowane - wykonują polecenia bez żadnej własnej inwencji. Tego wymaga od nich korporacja.

I nagle wszystko się zmienia, ktoś oznajmia, że w mieście pojawiły się nosorożce, których z dnia na dzień jest coraz więcej i które zawłaszczają coraz to większe przestrzenie życia należące do ludzi. Nie da się z nimi pertraktować, są groźne. Chyba że człowiek przejdzie na ich stronę. Ale wtedy automatycznie staje się nosorożcem. Odtąd obserwujemy, jak kolejni bohaterowie tej opowieści najpierw ze strachu, a potem już koniunkturalnie, "bo trzeba iść z duchem czasu" (dziś powiedzielibyśmy: "z duchem poprawności politycznej"), zmieniają swoje poglądy na temat zwierząt i dołączają do nich, zatracając tym samym człowieczeństwo. Wokół słychać ryk nosorożców, na ulicach nie widać już ludzi. Istna epidemia nosorożycy, która okazuje się chorobą zaraźliwą i szybko się rozprzestrzeniającą. Jak każda ideologia totalitarna narzucająca swój dyktat. Ostaje się tylko Berenger (Paweł Domagała) i jego narzeczona Daisy (Anna Szymańczyk). Na pytanie zrozpaczonego Berengera, jak uratować świat, obronić człowieczeństwo, Daisy odpowiada: "A po co go ratować?". Na to Berenger: "Chodzi o przywrócenie ludzkości". Ale Daisy to już nie interesuje, ona wybiera status nosorożca, bo tak wygodniej, nie musi się narażać, walczyć, wystarczy, że się podporządkuje nosorożcowej ideologii. Berenger zostaje sam. Jego ostatni monolog brzmi przejmująco: "Jestem jedynym człowiekiem na ziemi".

Krzyż zwycięża

Spektakl Artura Tyszkiewicza jest metaforą obrazującą, jak wielkie niebezpieczeństwo zagubienia własnej tożsamości niosą wielkie korporacje niewidzące w pracownikach człowieka, lecz przedmiot, instrument do pracy. Niezdrowa konkurencyjność, odhumanizowane relacje międzyludzkie, prześciganie się firm w zdobywaniu rynku, krótko mówiąc: "wyścig szczurów", który stał się nową ideologią. W spektaklu jest scena, gdy nagle wskutek wtargnięcia do budynku nosorożców zawala się biuro. Można by to odczytać jako metaforę braku stabilności, oparcia się na czymś stałym, na czymś, co stanowi trwały fundament. Lecz ze spektaklu to jasno nie wynika, szkoda, bo materiał po temu odpowiedni.

A takim fundamentem są podstawowe wartości zapisane w Dekalogu. Jednak dzisiaj przez świat przetacza się antychrześcijańska rewolucja przejawiająca się m.in. w groźnych dla człowieka ideologiach, jak choćby ideologia gender. Nie wiem, czy Ionesco wiedział o gender, zmarł w 1994 roku. Ale wiedział, jakie niebezpieczeństwo niesie ze sobą ideologia zabijająca w człowieku jego najczulszą tkankę, istotę człowieczeństwa - duchowość. Tym bardziej że pod koniec swego życia Ionesco nawrócił się. Miał pogrzeb chrześcijański, w obrządku prawosławnym. Na jego grobowcu na paryskim cmentarzu Montparnasse widnieje krzyż Chrystusowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji