Artykuły

Spektakl pięknie poetycki

"Król Edyp" w reż. Grzegorza Kempinsky'ego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Jest zimny, wyrachowany i na tyle młody, że władza, poniekąd leżąca na ulicy, może go urządzić na długie lata. A taka władza smakuje jak szampan i szybko pozwala zapomnieć o tych, którzy w trosce o osierocone królestwo wybrali go przywódcą i obdarzyli zaufaniem. To Edyp butny, ale i bardzo tragiczny; zemstę bogów za cudze winy dopełnia grzechem własnej pychy. I Edyp niezwykle przekonujący, dzięki kreacji Artura Święsa.

Tragedia osadzona we współczesności

Autorem inscenizacji "Króla Edypa" w Teatrze Śląskim jest Henryk Baranowski, reżyserem - Grzegorz Kempinsky. Na pierwszy rzut oka osadzają oni tragedię Sofoklesa tu i dziś, co dokumentują zdjęcia filmowe, nakręcone przez Adama Sikorę w katowickim Urzędzie Wojewódzkim, w hotelu Monopol i pałacyku w Promnicach. To może sytuować bieg zdarzeń w konkretnym miejscu, ale nie musi, bo po filmowym wstępie realizatorzy wyciszają polityczną aktualizację na rzecz uogólnienia. Narasta ono z biegiem zdarzeń, bo choć spektakl krąży wokół współczesności, to jednak jego siłą jest, paradoksalnie, niedookreślenie.

Śmiało można też nazwać katowickiego "Edypa" spektaklem pięknie poetyckim. Większość dialogów toczy się w zwolnionym tempie, kwestie zawisają w powietrzu, wątki rozpływają się w domysłach. Aura odrealnienia, w której poruszają się główni bohaterowie, kontrastuje z naturalizmem zachowań tebańskiej biedoty. Huśtawka emocji trzyma widza w napięciu i sprawia, że znany tekst nabiera momentami nowych znaczeń. I dlatego... nie mogę darować realizatorom dwóch pomysłów, rozrywających spójność spektaklu. Po pierwsze "obrazek z motocyklem", po drugie idiotyczna i głośna maszyna do pisania. Oglądałam spektakl wraz z grupą młodzieży i byłam zafascynowana jej skupieniem. To rzadki przypadek na "przedpołudniówkach". Wjazd rzeczonego gruchota i pantomimiczny gwałt homoseksualny (choć wytłumaczony w programie), rozniósł w pył naszą powagę i uwagę. Jest nachalnie dosłowny, niesmaczny i niczym nie skutkuje w zachowaniach Edypa. Podobnie pomysł z konspiracyjnym zebraniem bezdomnych. W grze aktorów i adeptów jest tyle ekspresji, że klepanie w klawiaturę i dodawanie "komicznych" odzywek wydaje się takim samym kolcem, jak ten w nodze Edypa (albo niewiarą w inteligencję widza). Nade wszystko osłabia zaś fantastyczną grę zespołu aktorskiego.

Radość bezkarności i umiłowanie władzy

Artur Święs jako Edyp i Krystyna Wiśniewska w roli Jokasty uzupełniają się idealnie. Łączy ich radość bezkarności i umiłowanie władzy, ale też szczere uczucie - jedyny piękny rys ich osobowości. Dlatego śmierć żony-matki pełna jest (mimo wszystko) godności, a samookaleczenie Edypa - przejmujące i jakoś dziwnie dla widza bolesne. Artur Święs nieoczekiwanie sygnalizuje, że Edyp ponosząc druzgocącą klęskę, dochodzi do prawdy o sobie samym; rzecz w tym, że już niczego naprawić nie zdoła. Ten błąd powtarzają wszyscy ludzie od wieków i jeśli katowicki "Król Edyp" jest przedstawieniem współczesnym, to przede wszystkim w tym sensie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji