Artykuły

Horrory boskiej popkultury

VI Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia w Krakowie podsumowuje Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Grand Prix zdobył "Nietoperz" z TR Warszawa w reżyserii Kornéla Mundruczó, z dobrej strony pokazało się też najmłodsze pokolenie reżyserów - odkryciem był "Diabeł" Radosława Rychcika. W Krakowie zakończyła się 6. edycja festiwalu Boska Komedia.

Ten festiwal wyrósł na jedno z najważniejszych wydarzeń teatralnych w kraju i najistotniejszy przegląd polskich przedstawień. Przyciąga krytyków i kuratorów z całego świata, jest witryną wystawową polskiego teatru. To stąd przedstawienia wyruszają na zagraniczne sceny. Obok przeglądu istotną rolę na kierowanej przez Bartosza Szydłowskiego imprezie odgrywa konkurs. Prezentowane w nim spektakle oceniają zagraniczni jurorzy.

Grand Prix - 50 tys. zł i statuetkę Boskiego Komedianta - zdobył "Nietoperz" z TR Warszawa w reżyserii Kornéla Mundruczó. Węgier przepisał formułę klasycznej operetki, z rozmachem opowiadając o... eutanazji. Zdaniem jury pokazał, że "odpowiedzialność za etyczne wybory spoczywa na barkach nas wszystkich". Nagroda za rolę drugoplanową przypadła Romie Gąsiorowskiej.

Świętował też Teatr Polski z Wrocławia. Monika Strzępka otrzymała nagrodę za reżyserię spektaklu "Courtney Love" - opowieści o tytułowej wokalistce i feministce, partnerce Kurta Cobaina i założycielce grupy Hole. Historia Nirvany Cobaina jest w spektaklu pretekstem do opowieści o komercjalizacji artystycznego buntu, a także o początku lat 90. Za "Courtney Love" specjalną pozaregulaminową nagrodę przyznano całemu zespołowi aktorskiemu, nagrodzono także scenografię Michała Korchowca.

Caryca idzie po swoje

Nagrody za główną rolę męską i kobiecą otrzymała "Caryca Katarzyna" [na zdjęciu] w reżyserii Wiktora Rubina z Teatru im. Żeromskiego w Kielcach. W tytułową władczynię Wszechrusi wcieliła się Marta Ścisłowicz. Bezkompromisowa i prowokująca, jest osią błyskotliwego przedstawienia. Tekst Jolanty Janiczak nie jest rewizją faktycznych losów Katarzyny II - jest raczej o tym, jak powstaje biograficzna fantazja na temat silnej kobiety o niepokojącym współczesnych intelekcie i mitycznym temperamencie seksualnym. Caryca Ścisłowicz ma współczesną feministyczną świadomość, zdaje sobie sprawę z bycia obiektem politycznych targów, seksualnego uprzedmiotowienia - mimo to podejmuje grę.

Za rolę Stanisława Augusta nagrodzono Tomasza Nosińskiego. Kampowa kreacja ostatniego króla Polski podejmuje grę z płciowymi rolami i stereotypami narodowościowymi. Sentymentalny i egzaltowany Poniatowski Nosińskiego kontrastuje ze zdeterminowaną i świadomą swoich celów carycą.

Pozostałe nagrody dostali Włodzimierz Dyła za rolę drugoplanową (choć gra Boga Ojca) w pisanej trzynastozgłoskowcem grotesce "Na Boga!" z Wałbrzycha oraz kompozytor Piotr Dziubek za muzykę do spektaklu "Ja, Piotr Riviere..." w reżyserii Agaty Dudy-Gracz (Teatr Muzyczny Capitol).

Pocieszny koszmar

Jednym z motywów przewodnich festiwalu była prezentacja najmłodszego pokolenia artystów. Do programu włączono cykl pokazów spektakli dyplomowych ze szkół teatralnych. A obok pewniaków - najnowszych spektakli Strzępki, Warlikowskiego, Kleczewskiej - mocno zaistnieli reżyserzy z roczników osiemdziesiątych.

"Amatorki" z Teatru Wybrzeże to kolejna praca Eweliny Marciniak, niedawnej absolwentki krakowskiej PWST. To także kolejna na festiwalu adaptacja noblistki Elfriede Jelinek - obok "Podróży zimowej" Mai Kleczewskiej z Bydgoszczy. "Amatorki" przedstawiają równoległe historie dwóch kobiet z różnych przyczyn skazanych na małżeństwo i ponoszących klęskę. Powieść Austriaczki to diagnoza mieszczańskiego społeczeństwa podszytego przemocą i ekonomiczną kalkulacją w sentymentalnym kostiumie "uczucia".

Lodowata precyzja pisarki w spektaklu gdzieś się jednak ulatnia. Marciniak ubiera opowieść w formę zrazu efektowną, ale szybko nużącą. Mniej lub bardziej dowcipne zabawy z publicznością nie zmieniają tu zasady teatralnego kontraktu między aktorem i widzem. Są raczej ozdobnikiem. Z diagnozy zostaje chwilami efektowna, lecz w istocie pocieszna anegdota o ludzkim nieszczęściu. "Ot, i tak w życiu bywa" - zdarza się mówić Marciniak tam, gdzie u Jelinek jest bolesne "tak jest i tak być musi". Szkoda.

Warto zwrócić uwagę na rytmiczną, sformalizowaną choreografię Dominiki Knapik. Nadaje ona specyficzny posmak każdemu przedstawieniu, przy którym pracuje artystka, niezależnie od tego, kto jest reżyserem.

Ironia smutków

Boska Komedia produkuje także własne premiery. W tym roku w Teatrze Łaźnia Nowa pracował Paweł Świątek, absolwent krakowskiej PWST. "Smutki tropików" to najlepszy spektakl Świątka od "Pawia królowej" ze Starego Teatru (2012), który przyniósł reżyserowi renomę jednego z najciekawszych debiutantów ostatnich lat.

Inspiracją dla przedstawienia był słynny esej Claude'a Lévi-Straussa. Dramat Mateusza Pakuły opowiada o współczesnej tęsknocie za utraconą "autentycznością", o naiwnej wierze w przemieniającą moc wędrówki i w możliwość łatwego zrozumienia odległych kultur. To stąd bierze się poszukiwanie duchowości w Indiach, śladów wojny - w Wietnamie, gdzie indziej - egzotyki. Szybko podawany tekst nie zostawia suchej nitki na turystycznej ekscytacji, która w gruncie rzeczy zawsze ma kolonialny podtekst. Nie ma tu też litości dla zbyt łatwej wiary w zmianę świata - twórcy szydzą np. z charytatywnego singla Michaela Jacksona i Lionela Richiego "We Are The World" nagranego, by pomagać głodującej Afryce.

Spektakl jest inteligentnie dowcipny, ale chwilami sprawia wrażenie odrobionej pracy domowej na powyższy temat. Niewątpliwym atutem jest skompletowany przez Świątka pełen energii młody zespół aktorski.

Kto zabił Laurę Palmer?

To pytanie z serialu Davida Lyncha "Miasteczko Twin Peaks". Mit surrealistycznej amerykańskiej mieściny, gdzie dokonała się niewyjaśniona zbrodnia, wziął na warsztat Radosław Rychcik znany z "Samotności pól bawełnianych" czy wałbrzyskiego "Łyska z pokładu Idy", za którego otrzymał ważną nagrodę reżyserską - Laur Konrada.

"Diabeł" Rychcika to jedna z festiwalowych niespodzianek. Część publiczności wprawił w zachwyt, sporą grupę skłonił do opuszczenia sali. W szczecińskim spektaklu Laura Palmer wraca z zaświatów, by spotkać m.in. Regan z "Egzorcysty" Williama Friedkina. Reżyser dokłada do mieszanki "Lśnienie" Kubricka, a nawet "Newsroom" - popularny amerykański serial o współczesnych mediach.

Wszystko to jest wrzucone w sprawną teatralną machinę, uwodzącą dziwnością, ostentacyjną niespójnością. Rychcik tworzy na scenie własny, gęsty świat. Opiera spektakl na pulsującym rytmie, przez co kolejne długie monologi przechodzi się bezboleśnie. "Diabeł" zahacza chwilami o sceniczny esej o strachu, popkulturze, pożądaniu. Odtwarzanie ekranowych scen i zabawa nimi przypomina chwilami filmy-wykłady Slavoja Žižka. Jednak psychoanalityczny rozbiór lęków nie jest główną odpowiedzią Rychcika na pytanie o zawrotną karierę demonicznych motywów we współczesnej popkulturze. Przerysowana charakteryzacja "opętanej" Regan, efekciarskie rekwizyty w rodzaju ludzkiego serca, krążący po scenie "niepokojący" mały chłopiec - "Diabeł" opowiada o naszej fascynacji tandetą i rozkoszy, którą czerpiemy z obcowania z nią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji