Artykuły

Udało nam się

- To nie jest moim zdaniem tekst o skandalu w sztuce. Jego głównym tematem jest dojrzewanie, bohaterami są młodzi ludzie, stojący na progu podjęcia najważniejszych życiowych decyzji - mówi BARTŁOMIEJ WYSZOMIRSKI, reżyser "Kształtu rzeczy" w Teatrze Miejskim w Gdyni.

Bartłomiej Wyszomirski [na zdjęciu] to reżyser, który w Teatrze Miejskim im. W. Gombrowicza w Gdyni przygotował spektakl "Kształt rzeczy" Neila LaBute'a. Premiera w piątek, 21 października.

Środowa próba Pana najnowszego spektaklu trwała do drugiej w nocy i chyba było na niej dość gorąco. Czy to dlatego, że jest dobrze, czy źle?

- Jest bardzo dobrze. Rzeczywiście, próby trwają do bardzo późnych godzin i na dodatek są niezwykle intensywne. Ale to nie oznacza bynajmniej, że coś idzie w złym kierunku. To raczej kwestia organizacyjna i techniczna. Zaczęliśmy pracować nad tym spektaklem jeszcze przed wakacjami, następnie mieliśmy dwa miesiące przerwy. Trudno było potem wrócić do odpowiedniego rytmu. Ale dziś mogę ze spokojem stwierdzić, że nam się to udało. Ten spektakl obfituje w różne drobne, ale trudne kwestie techniczne: zmiany ustawienia świateł między poszczególnymi scenami, przestawianie części dekoracji, zgranie tego, co się dzieje na scenie, z muzyką. To wszystko wymaga niestety bardzo drobiazgowej pracy i dopilnowania wszystkich najdrobniejszych szczegółów.

Do tej pory realizował Pan na Wybrzeżu raczej niewielkie produkcje ("Top Dogs" czy "Monachomachia" w Teatrze Wybrzeże). Nie inaczej jest tym razem. Czy to kwestia artystycznego wyboru, czy mizerii materialnej trójmiejskich teatrów?

- Ależ poprzednie sztuki, które tu reżyserowałem, wcale nie były takie skromne! "Kształt rzeczy" rzeczywiście jest najmniejszą, najbardziej kameralną z moich realizacji na Wybrzeżu. Ale o wyborze tego dramatu i takiej koncepcji inscenizacyjnej bynajmniej nie decydowały żadne względy oszczędnościowe. To po prostu znakomity tekst.

Pojawia się w nim temat skandalu w sztuce, sprawa niezwykle głośna w polskim życiu społecznym ostatnich lat. Bardzo łatwo sprawić, by Pana przedstawienie nawiązało dialog z publicystyczną debatą. Czy będzie w tym spektaklu więcej LaBute'a obserwującego obiektywne zjawiska w świecie sztuki w ogóle, czy raczej więcej Wyszomirskiego, pilnie przyglądającego się temu, co dzieje się w polskim życiu artystycznym?

- Nie demonizowałbym roli i znaczenia tego motywu w tekście dramatu LaBute'a. To nie jest moim zdaniem tekst o skandalu w sztuce. Jego głównym tematem jest dojrzewanie - bohaterami są młodzi ludzie, stojący na progu podjęcia najważniejszych życiowych decyzji. Temat granic, do których może docierać sztuka, jest tylko swego rodzaju kontrapunktem. A osią dramaturgiczną spektaklu jest zachowanie głównej bohaterki - młodej artystki, prowokatorki, która pojawia się na prowincji z zamiarem rozbicia panujących tam układów i zakłamania. Ale nawet w tej kwestii na plan pierwszy wybija się raczej temat młodości: przywilejów, jakie ona daje, wigoru, który się z nią wiąże.

A wracając do gorącego tematu skandalu w sztuce - moim zdaniem sprawa jest bardzo prosta: jeśli za działaniem artysty, choćby najbardziej radykalnym i ekstremalnym, coś się kryje, jest w nim jakaś treść, jakieś drugie dno i istotne znaczenie, trudno stawiać jakieś granice. Gorzej, jeśli tego typu akcje są puste w środku i mają na celu wyłącznie epatowanie odmiennością i dziwnością - wtedy są moim zdaniem tylko i wyłącznie pseudointelektualnym hochsztaplerstwem i zwykłą artystyczną ściemą. W mojej sztuce wyraźnie widać, że to zupełnie inna sytuacja - główna bohaterka jest niedojrzała i niedoświadczona, ale jeśli chodzi o kwestie artystyczne, dobrze wie, co chce powiedzieć i co chce osiągnąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji