Artykuły

Z Guliwerem w świat

"Podróże Guliwera" w reż. Zdzisława Derebeckiego w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Joanna Krężelewska w Głosie Koszalińskim.

Jestem rozbitkiem, niesionym przez fale po morzu ciekawości - przedstawia nam się Guliwer, bohater najnowszej bajkowej premiery Bałtyckiego Teatru Dramatycznego.

To już mała tradycja BTD - w grudniu dla najmłodszych widzów teatr przygotowuje premierę, która zaprasza ich do świata fantazji, bajek lub legend. Tym razem reżyser i dyrektor teatru Zdzisław Derebecki na warsztat wziął "Podróże Guliwera", powieść Jonathana Swifta z 1726 roku. Autor stworzył wiele fantastycznych światów zamieszkałych przez wszelakiej maści przedziwne indywidua. A pokazać je na scenie to wyzwanie. Reżyser wsparł się więc techniką - kamerą.

Najpierw młodzi widzowie poznają króciutką historię rozśpiewanego Guliwera. Jest Anglikiem, lekarzem i pewnego dnia zrozumiał, że żeby być szczęśliwym, musi najpierw "uzdrowić siebie", czyli zaspokoić swoją ciekawość. Ciekaw jest zaś, co kryje się za horyzontem. Więc całus dla żony i w drogę.

Już na początku spektaklu dzieci mogą wziąć w nim udział. Wokalnie. Rapują z Guliwerem refren: "Czy to grzech, aby marzeń mieć za trzech?", a światła oświetlają widownię niczym dyskotekowy parkiet.

Jak rozwiązać różnicę we wzroście między narodem Liliputów a Guliwerem? Otóż nasz bohater znika ze sceny, pojawiają się na niej członkowie lilipuciej społeczności, a Guliwera od tej pory widzimy na wielkim ekranie. I - w porównaniu - z aktorami, jest faktycznie "człowiekiem górą", jak jest nazywany. Ciekawym zabiegiem jest zatrudnienie dzieci do trzymania lin, którymi maleńcy ludzie związali Guliwera. Liny biegną do ekranu, co sprawia wrażenie, że faktycznie los podróżnika jest w rękach maluchów.

- Podobało mi się, kiedy Liliput wyciągał z kieszeni Guliwera taki duży scyzoryk, zegarek i grzebień - ocenił 6-letni Igor. -Wielkie były!

To kolejny "fortel". Aktor na nagranym wcześniej filmie udostępnia swoją kieszeń, a ze sceny mali ludzie "wyciągają" z niej kolejne przedmioty. Maluchom, jak usłyszeliśmy, pomysł się spodobał. Podobało im się też, kiedy aktorzy pojawiali się na widowni, kiedy wbiegali na scenę w przebraniach zwierzątek, słowem - kiedy się działo.

Druga część spektaklu, to odwrócenie ról. Guliwer podczas kolejnej podróży trafia na wielkoludów. To oni są teraz na ekranie i podróżnik jest przy nich tyci. Po kolejnych przygodach wraca wreszcie do domu, a widzowie słyszą morał - że w życiu najważniejsze są rzeczy najmniejsze i najczęściej, choć szukamy za siedmioma morzami i górami, to szczęście jest tuż-tuż. Ale szukać zawsze warto, bo to daje możliwość poznawania i zmieniania świata na lepsze.

Maluchy po wyjściu z teatru były zadowolone (szczególnie te starsze, niż pięciolatki), wszystkie uradowane były też wizytą przesympatycznego Mikołaja, który w przerwie spektaklu obdarował je słodyczami.

Czy były jakieś minusy bajki? Moim zdaniem, jeśli wyświetlany na ekranie film ma zastąpić postać aktora, sprawić, że uwierzymy w różnicę wzrostu, trzeba projekcję oczyścić z niepotrzebnych przejść kamery (nakładane zbliżenia). Obraz powinien być ciągły, a ujęcia nie nachodzić na siebie. No, ale z wizją artysty trudno dyskutować. Tym bardziej że maluchy biły brawa głośno i długo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji