Artykuły

Kłopoty z Klarą Kwik, czyli dlaczego boimy się i nie tolerujemy inności

"Kamienica" w reż. Ewy Piotrowskiej w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Grażyna Antoniewicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

"Kamienica" w reżyserii Ewy Piotrowskiej - po premierze w Teatrze Miniatura. Spektakl dla dzieci? Młodzieży? Dorosłych? Nie bardzo wiadomo.

W teatrze jak w życiu, nie co dzień są niedziele, bywają przedstawienia gorsze i lepsze, wybitne i nieudane. "Kamienica", najnowszy spektakl Teatru Miniatura, do wybitnych nie należy. Spektakl powstał na podstawie książki Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel. Autorka, wspólnie z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk napisały sztukę, niestety, nie bardzo wiadomo do kogo adresowaną. Do dzieci, do młodzieży, do dorosłych?

Być może nauczyciele przed lub po spektaklu będą wyjaśniać, o co chodzi, osobiście nie lubię teatru, który trzeba tłumaczyć.

Za wiele tu gadulstwa, szeleści papier. Spektakl trwa prawie dwie godziny, sądzę, że zdecydowanie za długo, przydałyby się nożyczki. Akt drugi jest lepszy, momenty poetyckie przeplatają się z dramatycznymi, akcja toczy się szybciej, ale jest też scena, która wbiła mnie w fotel... z obrzydzenia. Ci, którzy obejrzą przedstawienie, będą wiedzieli, o co mi chodzi. Jest piękny finał, ale chyba adresowany do dorosłych.

"Kamienica" - nieco nuży, jest monotonna (mimo krzątaniny na scenie, zmiany planów) brak w niej napięcia dramatycznego i tyleż to wina scenariusza, co reżyser Ewy Piotrowskiej. Atutem jest umowna i pomysłowa scenografia Martyny Dworakowskiej, która zaprojektowała także zabawne kostiumy. Widzów wita na scenie fotografia kamienicy we Wrzeszczu. Tu za zamkniętymi drzwiami mieszkań i w bunkrze-piwnicy starego domu "Pod świńskim ryjem" lub jak mawiają inni "Pod rzeźnickim nożem" rozegra się cała historia. Jego lokatorzy żyją ze sobą zgodnie, smakowicie obmawiając innych, a dni toczą się spokojnym, uporządkowanym rytmem. Zakałą jest jedynie Lucjusz Prosiaczyński - w tej roli bardzo dobry Jacek Majok, artysta malujący na zamówienie portrety wewnętrzne. Większe kłopoty pojawiają się, kiedy do kamienicy wprowadza się nowa lokatorka Klara Kwik - świnka z wyobraźnią i pomysłami (wcześniej mieszkanka blokowiska). Jej pojawienie się burzy spokój i powoduje wiele konfliktów. Nie chcę opowiadać sztuki, krótko mówiąc, to spektakl o tym, że boimy się i nie tolerujemy inności. Poznajemy ludzi, którzy na wszystko, co odmienne reagują agresją. Dlaczego zrodził się ich lęk, to tajemnica, którą rozwiąże duch Hipolita Prosiaczyńskiego (Andrzej Żak).

Wielkie brawa dla mistrza Leona Dziemaszkiewicza za ruch sceniczny, który pozwolił aktorom zbudować wyraziste postacie. Zapamiętamy na pewno Jacka Gierczaka jako Manfreda Truchcikowskiego z jego charakterystycznym chodzeniem - truchtaniem. Bawiła Hanna Miśkiewicz, czyli Gizela Wredziszewska, choć momentami aktorka nieco przerysowuje postać. Wszyscy zagrali naprawdę dobrze, świetna jest także muzyka Piotra Pawlaka - dyskretnie buduje nastrój, nie przeszkadza. Są w tym przedstawieniu mądre i ciekawe sceny, interesujące pomysły, ale nie powstał spektakl wybitny, szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji