Artykuły

XX SPOTKANIA - tempomat uniwersalny

Podsumowanie XX edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek "Spotkania" w Toruniu. Pisze Aram Stern w serwisie Teatr dla Was.

Zwykle osiemnaste urodziny obchodzi się huczniej niż dwudzieste i tak też minęła tegoroczna edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek SPOTKANIA, organizowanego przez Teatr Baj Pomorski w Toruniu. Coraz bardziej ograniczane fundusze na kulturę i program Festiwalu sprawiły, że trudno było wyczuć jubileusz jednego z najciekawszych festiwali lalkowych w tej części Europy, co nie oznacza jednak braku wrażeń i wielu artystycznych przeżyć. W ciągu tygodnia tysiące małych i dużych widzów mogło obejrzeć 12 przedstawień konkursowych, wśród których prym wiodły spektakle kameralne, oparte na tradycyjnej animacji lalkowej, jak i widowiskowe, wykorzystujące nowe techniki w tej dziedzinie. To, co rzucało się w oczy, to zdecydowane ograniczenie multimediów w poszczególnych inscenizacjach, co w swoim werdykcie zauważyło także Jury Profesjonalne.

Tradycje i improwizacje

Grand Prix XX SPOTKAŃ zdobył Teatr Lalek Banialuka z Bielska-Białej za spektakl "Złoty klucz" w reżyserii Janusza Ryl-Krystianowskiego. Werdykt Jury zaskoczył mocno, wygrało przedstawienie o bardzo oszczędnej formie, wykorzystujące elementy teatru średniowiecznego z pięknymi drewnianymi lalkami (Rafał Budnik). "To one wchodzą ze sobą w kontakt, a nie operujący nimi ludzie. Wymaga to niesłychanej precyzji, skupienia, skromności, ale efekt jest naprawdę porażający." - pisał w maju tego roku Maciej Nowak, w głośnym tekście "Kryterium siku" dla tygodnika "Przekrój". Nie postrzegam tego przedstawienia miarą toaletową, gdyż trwało tylko godzinę, ale oglądałem je wraz z uczniami klas 4-6, którzy nudzili się bardzo i nie zorientowali nawet, że to już koniec. Dzieci w tym wieku potrzebują widać zdecydowanie bardziej ekspresyjnych bodźców na scenie - to był teatr, jaki ze swego dzieciństwa pamiętają ich nauczyciele. Wygrał spokój - wygrał spektakl, jakiego od wielu lat już nikt się nie spodziewał zobaczyć.

Jury Dziecięce swoją nagrodą uhonorowało "Kopciuszka" Teatru Lalki i Aktora PINOKIO z Łodzi. Przyznam, że inscenizacja tej znanej bajki przez Konrada Dworakowskiego również mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła: zagrana w planie aktorskim, pozbawiona wszelkich magicznych elementów, za to mocno współczesna w nakreśleniu ciężkiej sytuacji dziewczynki żyjącej w patchworkowej rodzinie. Świetną scenografię Klaudii Gaugier oparto na wielkiej szafie, w której bocznych skrzydłach mieszczą się buduary wyjątkowo niesympatycznych sióstr, podczas gdy cały dobytek Kopciuszka (Aleksandra Wojtysiak - wyróżniona przez Jury) tylko w małej walizce. Muzyka Piotra Nazaruka, wykonywana na żywo przez muzyków przebranych za myszy, samotność i milczenie smutnej półsieroty oraz piękne piosenki chwytały za gardło. Jednak finałowy happy end był już na miarę naszych mało romantycznych czasów: Kopciuszek i Książę (Łukasz Batko) nie obiecali sobie od razu miłości aż po grób, wszak znali się zbyt krótko, by kierować się tylko miłością. Sprawnie wyreżyserowany spektakl sprawił dzieciom wiele radości, a drugie przedstawienie PINOKIA - "Maszyna do opowiadania bajek" pozwoliło najmłodszym znakomicie wczuć się w role tworzenia niesamowitych historii i obserwować, na czym polega trudna sztuka improwizacji. Reżyser obu przedstawień Konrad Dworakowski wyjechał z Torunia z wyróżnieniem "za odkrywcze i stymulujące twórczość formy narracji teatralnej (właśnie) w "Maszynie do opowiadania bajek".

Morrison po nic, a nad nim Jim

Dorośli widzowie XX SPOTKAŃ bardzo nie mogli doczekać się głośnego ostatnio spektaklu Opolskiego Teatru Lalek i Aktora "Morrison/Śmiercisyn" w reżyserii Pawła Passiniego. Nagradzany, podziwiany, ale czy nie przereklamowany? Passini rewelacyjnie próbuje w nim przeskoczyć autora tekstu Artura Pałygę, nie poprzestając tylko na przekazaniu poglądów dramatopisarza, które w tej sztuce są nieco drażniące i nie zamykają się w system dość gruntowny i pewny. Ale to zadanie bardzo trudne: odchodząc od typowego biogramu życia wokalisty The Doors - reżyser skupić się musiał na śmierci Morrisona (multiinstrumentalista Sambor Dudziński), pogrążonego w amoku, na granicy jawy i snu, z ciągłymi pytaniami głównego bohatera o to, czym jest muzyka ("muzyka jest po nic!"), co czeka po drugiej stronie drzwi. Trudnymi, zagmatwanymi i niejasnymi. Trzeba jednak przyznać, że to spektakl niezwykły i piękny plastycznie, z zachwycającymi lalkami, psychodelią klimatu i rewelacyjną scenografią. Wydawało się, że to murowany kandydat do Grand Prix - tymczasem właśnie tylko oprawa plastyczna i projekcje na czerwonych kotarach zyskały uznanie Jury (wyróżnienie otrzymały ich autorki Zuzanna Srebrna i Maria Porzyc). Zastanawiam się ilu z siedemdziesiątki "szczęśliwców", którym udało się zdobyć bilety na ten spektakl, wyszło z niego w stanie poruszenia, a ilu pewnego rozczarowania? Zaliczam się do tych drugich, ale nie żałuję. Jak choćby straty czasu i mąk piekielnych podczas oglądania koszmarnego projektu "Pieśni dla Alicji" Figurentheater Wilde & Vogel.

Trzeci dzień SPOTKAŃ nie był łatwy, za to w kolejnym triumfował tylko dobry humor. Preludium do absolutnego festiwalowego hitu zagrali (poza konkursem) studenci Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku Akademii Teatralnej w Warszawie. Spektaklem "Statek klaunów, czyli newspaper show", w którym wykorzystali bardzo skromne środki charakterystyczne dla teatru ulicznego, z postaciami gazetowych klaunów - wzruszyli, a potem rozbawili niesamowicie publiczność bitwą na papierowe kule, w którą udało się wciągnąć nawet jurorów. Tuż po nich wystąpił Białostocki Teatr Lalek, który od lat triumfuje w Toruniu: a w tym roku przeszedł samego siebie kpiną absolutną z wszystkich i wszystkiego. "Texas Jim" Pierre'a Grippari to przedstawienie zasługujące na jeszcze więcej nagród! Nie tylko dla mistrza reżyserii Pawła Aignera, który przez prawie trzy godziny nie pozwala odetchnąć widzom od bólu brzucha ze śmiechu, nie tylko dla Sylwii Janowicz-Dobrowolskiej za rolę Desolacion Rodriguez, artystki bardzo dramatycznej (nagroda także za rolę Pani Maier w przedstawieniu "Szpak Fryderyk"), czy Łucji Grzeszczyk za rolę kaktusa ("nagroda główna za propagowanie teatru w drodze" od Grupy The Kalesons) - ale dla całego zespołu aktorów! Zachwycających w kompletnie zwariowanej kreskówce, gdzie zabity bohater zaraz ożywa, wśród odurzonych Indian w radzieckich mundurach (!), Żydów, z głuchym Pastorem, Krakowianką, mrocznym grabarzem (świetny Artur Dwulit) i baletem Ku-Klux-Klanu. To nie wszystko: są też trzy czarne charaktery - bracia Brozer, których ściga wiecznie poważny "smutny kowboj" Texas Jim (Ryszard Doliński). Niech więc żałują ci, którzy nie widzieli spektaklu, choć zrozumiałym jest, że nie do wszystkich obecnych musiały trafić slapstickowe gagi, rubaszne teksty i motywy z filmów Tarantino. Paweł Aigner wyśmiał multi-kulti rodem z USA, wyśmiał politykę, Kościół, ale i także dobrze znaną z naszego podwórka pogoń za władzą i pieniądzem. Brawo! Z niecierpliwością czekam na "Zorro", którego Aigner w tym sezonie wystawi w Baju Pomorskim.

Czeska sceno-gra i francuska pchła

Nagrodę za scenografię do przedstawienia "O szczęściu i nieszczęściu" Divadla Drak z Czech otrzymał Marek Zákostelecký. Spektakl na motywach opowiadań Isaaca B. Singera wyreżyserował Ondrej Spišák, czarodziej lekkości w podawaniu poważnych i filozoficznych treści. Przedstawienie niosło żydowskie przesłanie o ludzkiej sile decydowania o własnym życiu i toczyło się na pograniczu świata oraz zaświatów, co przepięknie pokazał autor scenografii, m.in. wykorzystując teatr cieni. Grana na żywo muzyka klezmerska podkreśliła jeszcze magiczny humor opowiadań Singera, ale nagrodę Jury za oprawę dźwiękową otrzymał Pavel Helebrand za muzykę do przedstawienia "Bukiet" Divadla Radost. Spektakl wyreżyserował zmarły w czerwcu 2013 roku Petr Nosálek, scenografię przygotował Pavel Hubička - to nazwiska, których miłośnikom sztuki lalkarskiej nie trzeba przybliżać. Zobaczyliśmy świat czeskiej ballady, pełnej ludowych wierzeń i przesądów oraz wysłuchaliśmy muzyki na żywo, wykonywanej przez wszystkich aktorów m.in. na klarnecie, saksofonie, skrzypkach, fletach jak i tubie - także pięknie wyśpiewanej, za co publiczność nagrodziła zespół długą owacją i dostała od aktorów muzyczny bis.

Nagrodę Jury Związku Artystów Scen Polskich im. Jana Wilkowskiego w dziedzinie animacji otrzymał Christophe Croës z francuskiego Teatro Golondrino. Werdykt nie był kontrowersyjny - gdyż w tej edycji SPOTKAŃ nie było lepszej precyzji ruchów sterowaną marionetką. "Przygody Jojo" wg. scenariusza, w reżyserii i animacji Croës'a urzekły najmłodszych i dorosłych unikalnym klimatem świata maleńkiej pchełki, poznającej świat (i wszechświat - była na księżycu), subtelnym humorem i przede wszystkim prostymi rozwiązaniami, bez multimediów, za to z planszami jak z niemego kina i swingową muzyką. Spektakl oczarował także Jury Profesjonalne, które przyznało aktorowi nagrodę główną za najlepszą rolę męską na XX SPOTKANIACH.

Christophe Croës idealnie pokazał, że współczesny teatr nie zawsze musi tylko pędzić i przyciągać multimedialnym magnesem, by skupić uwagę młodego widza. XX edycja SPOTKAŃ pozwoliła wyraźnie odpocząć od nadmiaru cyfrowych rozwiązań, zmniejszyła prędkość, zaledwie na jeden dzień wpadając w szaleńcze tempo Tarantino, by wrócić do spokojnych baśni, zaśpiewać pięknie i zatańczyć w blasku księżyca. A świat i tak gna dalej, pędzi tak szybko, że nie pozwala nawet aktorom osobiście odebrać nagród Cóż, byle tylko nie stało się tak, jak wróży satyryk i aforysta Władysław Grzeszczyk: "Ludzkość śpieszy się coraz bardziej. Oby tylko nie wyprzedziła człowieka!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji