Stara komedia w nowych kolorach
"Cyrulik sewilski" w reż. Natalii Babińskiej w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
W polskim teatrze operowym coraz większe zmiany, skoro młoda reżyserka, nielansowana przez media, w ciągu roku robi drugi duży spektakl. Na dodatek Natalia Babicka nie należy do inscenizatorów, którzy ulegają modzie i w każdym klasycznym dziele dostrzegają obraz dzisiejszych lęków, problemów i obsesji.
Szanuje historyczny kostium, choć go uwspółcześnia. W bydgoskiej "Halce" sprzed kilku miesięcy przerysowane w bogactwie szlacheckie kontusze stały się symbolem moralnie zepsutego świata. Teraz w Teatrze Wielkim w Łodzi XVIII-wieczne stroje i peruki mają ostre kontury, a postaci są jak z dawnych papierowych wycinanek.
"Cyrulika sewilskiego" nie da się na siłę uwspółcześnić. Geniusz Gioacchina Rossiniego polegał na tym, że stworzył operę, która w każdej epoce potrafi bawić muzyką, portretami bohaterów, dynamiczną akcją. Natalia Babicka to rozumie, więc w spektaklu podczas uwertury kompozytor uwidoczniony na ekranie ożywa i puszcza do widzów oko.
Ma być zabawnie, więc spektakl utrzymany w konwencji filmów rysunkowych cieszy oko feerią radosnych kolorów i pomysłową grafiką rysowanych dekoracji. Każda z postaci została tak przedstawiona, że od razu wiadomo, z kim mamy do czynienia.
Szkoda tylko, że Natalia Babicka nie poszła dalej, a może zabrakło jej reżyserskiego doświadczenia, by precyzyjniej poprowadzić sytuacje, wykorzystać dekoracje i rekwizyty. Żart powinien rodzić kolejny żart, bo tak "Cyrulik sewilski" jest skonstruowany.
Strona muzyczna łódzkiego przedstawienia dostosowuje się do koncepcji reżyserskiej. Nie ma słabych punktów, ale brakuje nieco finezji i lekkości, by Rossini w pełni się uśmiechnął. Włoski dyrygent Eralod Salmieri sprawnie prowadzi orkiestrę, ale mógłby to czynić żwawiej, podkręcając tempo.
W obsadzie nie ma słabych punktów. Najlepiej i najpewniej czuje rossiniowski styl premierowy gość - urugwajski tenor Leonardo Ferrando (hrabia Almaviva). Natomiast gdy Bernadetta Grabias (Rozyna), Aleksander Teliga (Basilio), Grzegorz Szostak (Bartolo) czy Tomasz Rak (Figaro) skupiają się na przebojowych ariach, pojawiają się kłopoty z prowadzeniem frazy, biegłością koloratur, urodą poszczególnych dźwięków.
Wszyscy znacznie lepiej wypadają w scenach zbiorowych, co współgra z duchem przedstawienia: zgrabnie zaprojektowanego w ogólnej koncepcji. Zabrakło nieco błysku, by było super.